— Dzien dobry, panie Barnex.

Barnex! Jeden z agentow! Pospieszyl ku niemu, zlapal go za rekaw.

— Panie Barnex, chcialbym wystapic…

— Kazdy chce — Barnex odpowiedzial ze znuzeniem.

— Ale ja mam nadzwyczajny pomysl!

— Kazdy ma. Niech pan pusci moj rekaw. Moze w przyszlym tygodniu…

— Jestem z przeszlosci! — krzyknal Blaine i natychmiast poczul sie glupio. Mial wrazenie, ze za chwile agent wyda polecenie, zeby zadzwonic na policje. Nie poddawal sie. Naprawde! Moge tego dowiesc! Ludzie z Korporacji Rexa porwali mnie z przeszlosci. Wystarczy zapytac!

— Rex?… Tak, slyszalem u Lindy o jakims porwaniu. Hm… Niech pan wejdzie do biura, panie…

— Blaine, Tom Blaine.

Wszedl za Barnexem do malego, zagraconego pokoju.

— Mysli pan, ze sie nadam?

— Byc moze — powiedzial agent, wskazujac Blaine’owi krzeslo. — To zalezy. Z jakiego okresu pan pochodzi?

— Z 1958 roku. Znam bardzo dobrze lata trzydzieste, czterdzieste, piecdziesiate. Nawiasem mowiac, podczas nauki w college’u wystepowalem w teatrze szkolnym i pewna zawodowa aktorka powiedziala mi, ze mam wrodzony…

— 1958? Dwudziesty wiek?

— Tak.

Agent potrzasnal glowa.

— Niedobrze. Jesliby pan pochodzil z szostego wieku ze Szwecji lub siodmego z Japonii, moglbym znalezc dla pana prace. Bez trudu zalatwiam wystepy ludziom z pierwszego wieku Cesarstwa Rzymskiego lub z czwartego wieku z Saksonii. Ale trudno znalezc ludzi z tamtych lat, odkad podroze w czasie zostaly zakazane. Okres sprzed Chrystusa tez jest calkowicie nie obstawiony.

— A co z dwudziestym wiekiem?

— Nie mamy zapotrzebowania.

— Jak to?

— Tak. Wszystkie mozliwe przedstawienia daje Ben Therler z 1953 roku.

— Rozumiem — powiedzial Blaine, podnoszac sie wolno. — Coz, dziekuje panu.

— Nie ma za co. Chcialbym panu pomoc. Jesliby pan pochodzil z jakiegokolwiek miejsca sprzed jedenastego wieku. Ale okres dziewietnastego i dwudziestego wieku nie cieszy sie duzym zainteresowaniem. Zaraz, a moze pojedzie pan do Therlera? Nie jest to zbyt prawdopodobne, ale moze wykorzysta pana jako dublera albo cos w tym rodzaju…

Zapisal adres i podal kartke Blaine’owi. Ten wzial papier, podziekowal i wyszedl.

Stal przez chwile na ulicy, przezywajac porazke. Jego niezaprzeczalna umiejetnosc, unikalna wartosc, zostaly przekreslone istnieniem Bena Therlera z 1953 roku. Pomyslal, ze rzeczywiscie podroze w czasie powinny byc bardziej elitarne. To nieuczciwe: porwac czlowieka i zostawic go wlasnemu losowi.

Zastanawial sie nad Therlerem. Co to moze byc za czlowiek? Wkrotce sie okaze. Nawet jesli nie skorzysta z jego uslug, z przyjemnoscia porozmawia z kims ze swojej epoki. No i moze Therler, ktory przebywa tu dluzej, bedzie w stanie znalezc jakas rade na klopoty Blaine’a.

Wezwal taxihel i po pietnastu minutach znalazl sie przed drzwiami mieszkania Therlera.

* * *

Otworzyl mu szczuply mezczyzna o przecietnej aparycji, ubrany w szlafrok.

— Fotograf? — zapytal. — Przyszedl pan za wczesnie.

Blaine potrzasnal glowa.

— Jestem z panskiego wieku, z 1958 roku.

— Czyzby? — spojrzal na niego nieufnie.

— Mowie prawde. Porwali mnie ludzie z Korporacji Rexa. Moze pan sprawdzic moja prawdomownosc.

Therler wzruszyl ramionami.

— Coz, w jakiej sprawie pan przyszedl?

— Mialem nadzieje, ze moze chcialby pan miec dublera lub…

— Nie, nigdy nie korzystam z dublera — zaczal zamykac drzwi.

— Nie o to chodzi. Tak naprawde przyszedlem po porostu porozmawiac z panem. Czuje sie wyobcowany z dala od swoich czasow. Chcialem porozmawiac z kims podobnym do mnie. Pomyslalem, ze moze i pan mialby ochote.

— Ja? Och! — na twarzy Therlera pojawil sie profesjonalny cieply usmiech. — Ma pan na mysli zlote lata dwudziestego wieku! Z prawdziwa przyjemnoscia porozmawiam kiedys z panem na ten temat, kolego. Stary, kochany Nowy Jork. Dodgersi i Yankesi, jednoslady w parku, tor do jazdy na wrotkach w Rockefeller Plaza. Pewnie, ze brakuje mi tego. Ale obawiam sie, ze teraz nie mam czasu.

— Oczywiscie — odpowiedzial Blaine — innym razem.

— Cudownie! Naprawde sie ciesze na nasze spotkanie powiedzial Therler, starajac sie usmiechac jeszcze bardziej promiennie. — Zadzwon do mojej sekretarki, dobrze, chlopie? Rozumiesz, mam wszystko zaplanowane z gory. Pewnego dnia przegadamy dobrych kilka godzin. Przypuszczam, ze masz dolara czy wiecej. Moglbys przyjsc…

Blaine potrzasnal glowa.

— No to na razie — powiedzial z przekonaniem Therler. — I nie zapomnij zadzwonic do mojej sekretarki. Blaine pospiesznie wyszedl z budynku. Nie jest przyjemnie, gdy czlowiek dowiaduje sie, ze ktos zajal jego miejsce, ale jest jeszcze gorzej, gdy okazuje sie,, ze wykopal go zwykly oszust, ktory nie zblizyl sie do 1953 roku nawet o stulecie. Tor do jazdy na wrotkach w Rockefeller Plaza! Zreszta, nawet nie musial popelnic tej pomylki, zeby dalo sie na mile wyczuc szalbierza.

Niestety, Blaine byl prawdopodobnie jedynym czlowiekiem w 2110 roku, ktory sie w tym orientowal.

Tego popoludnia Blaine dokonal niezbednych zakupow. Znalazl sobie tani hotel na Piatej Alei. Przez nastepny tydzien szukal pracy.

Wstapil do restauracji, ale okazalo sie, ze talerze myja tylko automaty. W dokach i portach wiekszosc ciezkiej pracy wykonywaly roboty. Pewnego dnia przyjeto go na okres probny na kontrolera opakowan, ale po dokladnym sprawdzeniu jego ankiety personalnej dzial kadr zwolnil go, przyjmujac na to stanowisko malego mezczyzne o tepych oczach, ktory jednakze mogl sie wykazac ukonczeniem projektowania opakowan.

Blaine wracal w ponurym nastroju, gdy nagle rozpoznal w tlumie znajoma twarz. Znal tego czlowieka bardzo dobrze. Byl w jego wieku, rudowlosy, o lekko zadartym nosie, bialej cerze i czerwonej plamie na szyi. Wydawalo sie, ze wszystko mu sie w zyciu udaje.

— Ray! — krzyknal Blaine. — Ray Melhill! — przedarl sie przez tlum i schwycil tamtego za ramie. — Ray, jak ci sie udalo wyrwac stamtad?

Mezczyzna wyrwal sie i wyprostowal zagnieciony material.

— Nie nazywam sie Melhill.

— Czyzby? Jestes pewny?

— Oczywiscie — zaczal odchodzic.

Blaine zagrodzil mu droge.

— Chwileczke. Wyglada pan dokladnie jak on, ma pan nawet taka sama blizne. Czy na pewno nie jest pan Rayem Melhillem, nawigatorem na statku kosmicznym „Bremen”?

— Jestem zupelnie pewny — mezczyzna odpowiedzial zimnym glosem. — Mlody czlowieku, musial mnie pan pomylic z kims innym.

Blaine przez chwile stal oszolomiony. Mezczyzna oddalal sie. Blaine pobiegl do niego, chwycil za ramie i odwrocil twarza do siebie.

— Ty cholerny zlodzieju cial! — krzyknal, uderzajac jednoczesnie obcego reka w podbrodek.

Mezczyzna zatoczyl sie na sciane, a potem opadl nieprzytomny na chodnik. Blaine ruszyl w jego strone, ludzie rozpierzchli sie na boki.

Вы читаете Niesmiertelnosc na zamowienie
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату