— Mowisz o zombie?
— Nie wiem, Tom, kim on jest i czego chce od ciebie, ale na pewno ma zle zamiary. Lepiej trzymaj sie od niego z daleka. Ale nie o niego mi chodzi.
— Cos wiecej?
— Obawiam sie, ze tak. Masz byc straszony.
Tom rozesmial sie mimo woli.
— Co ciebie tak smieszy? — zapytal oburzony Melhill. Myslisz, ze jest to przyjemnosc?
— Podejrzewam, ze nie. Ale rzeczywiscie mam byc straszony?
— O Boze! Alez z ciebie ignorant! Czy wiesz cos na temat demonow, upiorow? W jaki sposob powstaja i jakie sa ich pragnienia?
— Oswiec mnie.
— Kiedy umiera czlowiek, sa trzy mozliwosci. Po pierwsze, jego psychika moze sie po prostu rozprysnac, zniszczyc i w ten sposob przychodzi calkowita smierc. Po drugie, psychika czlowieka moze przetrwac szok wywolany smiercia i znajdzie sie on w Przedsionku jako duch. Domyslam sie, ze juz te dwie mozliwosci sa ci znane.
— Mow dalej.
— Jest trzecia mozliwosc — jego psychika ulegnie podczas smierci rozbiciu, ale nie do konca. Dociera do Przedsionka, ale jest oblakany. I w ten sposob, przyjacielu, rodza sie demony.
— A wiec demon — jest to psychika, ktora oszalala podczas smierci, doznala urazu?
— Zgadza sie. Jest oblakana i straszy.
— Ale czemu?
— Demony strasza — powiedzial Melhill — poniewaz wypelnia je nienawisc, wscieklosc, strach i bol. Nie chca odejsc w Zaswiaty. Chca jak najdluzej przebywac na Ziemi: tu skupia sie ich uwaga, tu chca dzialac. Pragna straszyc ludzi, ranic ich, doprowadzac do obledu. Straszenie jest dla nich najlatwiejsze, wynika z ich szalenstwa. Zauwaz, Tom, ze od poczatku istnienia ludzkosci…
Od poczatku istnienia ludzkosci zawsze istnialy duchy, ale nie bylo ich duzo. Jedynie kilku ludzi na milion przezywalo smierc. Tylko niewielka czesc sposrod nich stawala sie upiorami.
Wplyw tych demonow na ludzi byl jednak kolosalny: spowodowal zafascynowanie smiercia, rozwazania nad jej przypadkowoscia — ktos, przed chwila pelen zycia, nagle stawal sie zimny i nieruchomy. Potem zjawial sie straszliwy demon. Zaczeto celebrowac smierc. Otaczala ja gleboka tajemnica, kierujaca mysli ku niebu. Kazde pojawienie sie demona powodowalo powstanie plotek i opowiesci — w rezultacie wydawalo sie, ze jest ich tysiace. Dopatrywano sie tez ich w kazdej drzacej galazce, ogniku na bagnie, poruszajacej sie zaslonie. Zrodzily sie przesady i wierzenia, czarownice i magicy, zle duszki, diably, zmory, wilkolaki i wampiry.
Wczesne naukowe badania, probujace wykryc prawde, przede wszystkim dowiodly istnienia szeregu oszustow, halucynacji i zwyklych pomylek. Ale natrafiono tez na przypadki nie dajace sie tak latwo wyjasnic.
Przesady zostaly obalone. Statystycznie rzecz biorac duchy nie istnialy. Ale nadal istnialo cos, co nie dalo sie zaklasyfikowac. Ignorowano owo „cos” przez stulecia, dopoki nauka nie stworzyla w ostatnich czasach odpowiedniej teorii.
Wraz z naukowym odkryciem Zaswiatow, demony zaczely byc czyms zrozumialym. Nawet zaczeto klasyfikowac szalenstwo wedlug kryteriow stosowanych na Ziemi. Znaleziono melancholikow, przesuwajacych sie posepnie przez okolice, w ktorych dzialaly, szepczacych hebefrenikow, opowiadajacych zabawne nonsensy, idiotow i imbecylow, ktorzy zdziecinnieli, schizofrenikow, wyobrazajacych sobie, ze sa zwierzetami, wampirami, wilkolakami i tak dalej.
Odkryto upiory rzucajace kamieniami i podpalajace domy, rozgadanych paranoikow, ktorzy przyjmowali postac Lucyfera czy Belzebuba, Archaniolow, czy Duchow Bozego Narodzenia, prorokow gloszacych zgube lub nawet postac samej Smierci.
Straszyly rzeczywiscie jak szalency. Wloczyly sie po starych budowlach, gadaly nonsensy na seansach spirytystycznych. Zawracaly ludziom glowe az do momentu, w ktorym nie zabrano sie do ich leczenia. Wowczas uciekly do Przedsionka, bojac sie, ze ktos moze je wyleczyc.
— Teraz juz wiesz, jak sie sprawy maja — zakonczyl Melhill. — Odkad zaczela dzialac Korporacja „Zaswiaty”, o wiele wiecej osob przezywa smierc. Ale i wiecej staje sie szalona.
— W ten sposob rosnie liczba upiorow — uzupelnil Blaine.
— Zgadza sie. Jeden z nich ma z toba na pienku — glos Melhilla stawal sie coraz slabszy. — Tak wiec badz ostrozny. Musze juz isc.
— Co to za upior? Czyj to duch? I dlaczego musisz juz isc?
— Potrzeba wiele energii, aby przebywac na Ziemi wyszeptal Melhill. — Zuzylem prawie caly zapas. Czy nadal mnie slyszysz?
— Tak, mow dalej.
— Nie wiem, kiedy upior da o sobie znac. I nie wiem, kto to jest. Pytalem, ale nie odpowiedzieli. Po prostu musisz byc ostrozny.
— Bede — powiedzial Blaine, trzymajac ucho przycisniete do glosnika. — Ray, porozmawiamy jeszcze innego dnia?
— Mysle, ze tak — glos Melhilla ledwo bylo slychac. Wiem, ze szukasz pracy. Sprobuj u Eda Franchela, na ulicy 19 Zachodniej 322. Nie jest to przyjemna praca, ale dobrze platna. I pilnuj sie.
— Ray! — krzyknal Blaine. — Jaki to jest rodzaj upiora? Glosnik milczal.
14
Pod adresem podanym przez Melhilla znalazl niski, sypiacy sie budynek, otynkowany na brazowo. Wspial sie po schodach i nacisnal dzwonek, przy ktorym widniala karteczka: Przedsiebiorstwo Edwarda J. Franchela. Ogromny, lysy mezczyzna w podkoszulku otworzyl drzwi.
— Pan Franchel? — zapytal Blaine.
— Tak — odpowiedzial z usmiechem. — Prosze do srodka, sir.
Zaprowadzil Blaine’a do mieszkania, wypelnionego zapachem gotujacej sie kapusty. Czesc pomieszczenia przerobiona zostala na biuro, w glebi mozna bylo dostrzec ciemny pokoj stolowy.
— Prosze wybaczyc ten balagan — powiedzial gospodarz, wskazujac Blaine’owi krzeslo. — Zamierzam przeniesc sie do normalnego biura, jak tylko znajde troche czasu. Mam tyle zajec… Ale czym moge panu sluzyc?
— Szukam pracy.
— Do diabla! Myslalem, ze jestes klientem — odwrocil sie w kierunku czesci mieszkalnej i krzyknal: — Alice, czy mozesz wylaczyc wreszcie to cholerstwo?!
Dobiegajace ich dotychczas glosy umilkly. Franchel zwrocil sie do Blaine’a.
— Bracie, jesli interes nie zacznie wreszcie prosperowac, nie pozostanie mi nic innego, jak tylko kolejka samobojcow. Chcesz pracy, tak?
— Tak. Ray Melhill poradzil mi, zebym tu sprobowal.
Franchel ozywil sie.
— Co porabia Ray?
— Nie zyje.
— Skandal! To byl czlowiek z klasa, choc moze troche zbyt ostry. Pracowal u mnie, gdy piloci statkow kosmicznych strajkowali. Chcesz sie napic?
Skinal glowa. Gospodarz podszedl do szafki i wyjal butelke whisky z ryzu „Moonjuice”. Napelnil dwie szklanki z duza wprawa.
— Na czesc Raya — powiedzial. — Domyslam sie, ze go zapuszkowali?
— Zapuszkowali — potwierdzil Blaine, domyslajac sie, ze chodzi o kradziez ciala Melhilla. — Dopiero co