— Szaleniec! — krzyknela kobieta. Ktos jej zawtorowal. Katem oka Blaine dostrzegl, jak przez tlum przeciska sie czlowiek w niebieskim mundurze.
Policjant! Nurknal w tlum. Skrecil w jedna ulice, potem w nastepna. Spojrzal do tyhz. Nikt go nie sledzil. Podjal przerwany spacer do hotelu.
To bylo cialo Melhilla, ale Ray nie znajdowal sie juz w nim. Nie dali mu zadnej szansy. Zabrali mu cialo i dostal je jakis bogaty staruch. Jego gderliwa psychika nie pasowala do zbyt mlodziezowego odzienia.
Upewnil sie, ze jego przyjaciel nie zyje. Wypil na jego czesc kilka kolejek w pobliskim barze. Wrocil do hotelu.
Gdy przechodzil kolo recepcji, zatrzymal go urzednik.
— Pan Blaine? Mam dla pana wiadomosc. Prosze chwile zaczekac — wszedl do biura.
Blaine stal, zdziwiony, zastanawiajac sie o kogo chodzi. Marie? Przeciez jeszcze do niej nie zadzwonil. Obiecal sobie, ze nie zrobi tego, dopoki nie znajdzie pracy.
Urzednik powrocil niosac kartke.
Blaine przeczytal: „Na pana Blaine’a czeka polaczenie w Lacznicy Duchow na ulicy 23. Godziny: od dziewiatej do piatej”.
— Zastanawiam sie, jak ktokolwiek mogl znalezc moje miejsce pobytu?
— Duchy maja swoje sposoby — odpowiedzial urzednik. — Znalem pewnego czlowieka, ktorego zmarla tesciowa umiala go dopasc, mimo ze trzy razy zmienial wyglad. Nie pomogl nawet Transplant. Ukryl sie przed nia w Abisynii.
— Nie mam zadnej tesciowej.
— Nie? Kto moglby chciec sie z panem spotkac?
— Dowiem sie jutro i przekaze panu wiadomosc odpowiedzial Blaine. Ale niepotrzebnie wysilal sie na sarkazm. Urzednik pograzyl sie juz w korespondencyjnym kursie Remontowania Silnikow Atomowych. Blaine poszedl do siebie.
13
Lacznica Duchow na ulicy 23 zajmowala duzy budynek z szarego kamienia w poblizu Trzeciej Alei. Nad drzwiami wyryte bylo: „Przeznaczony do bezplatnego porozumiewania sie miedzy zyjacymi na Ziemi i poza nia”.
Wszedl do budynku, zatrzymal sie przed tablica informacyjna. Podawala numery pietra i pokoi: „Informacje Wplywajace”, „Informacje Wychodzace”, „Translacje”, „Wyrzekanie sie”, „Egzorcyzmy”, „Ofiary”, „Usprawiedliwienia”, „Egzorty”. Nie byl pewny, gdzie powinien sie skierowac, pokazal wiec w informacji swoje wezwanie.
— „Informacje Wplywajace” — oznajmila mile wygladajaca siwowlosa recepcjonistka. — Niech pan pojdzie prosto korytarzem, az do pokoju numer 32 a.
— Dziekuje — powiedzial. Zawahal sie, ale dodal: Czy moze mi cos pani wytlumaczyc?
— Oczywiscie. Co pan chcialby wiedziec?
— Mam nadzieje, ze nie wychodze na glupka pytajac, o co tu chodzi?
— Trudne pytanie — usmiechnela sie. — Patrzac od strony filozoficznej, moglby pan nazywac Lacznice Duchow krokiem na drodze ku jednosci, proba wyzbycia sie dualizmu miedzy psychika i cialem, zastapienie…
— Nie o to mi chodzi — przerwal jej — chcialbym wiedziec dokladnie.
— Dokladnie? Coz, Lacznica Duchow jest stworzona przez osoby prywatne instytucja bezplatna, sluzaca jako miejsce, w ktorym dokonuje sie porozumienia z Przedsionkiem Zaswiatow. Niekiedy, oczywiscie, ludzie obywaja sie bez naszego posrednictwa, ale czesto potrzebuja pomocy. Mamy odpowiednie wyposazenie, umozliwiajace nawiazanie kontaktu. Rowniez wykonujemy inne uslugi, takie jak egzorcyzmy, wyklinanie, egzorty i tak dalej, ktore sa konieczne od czasu do czasu, gdy cialo wchodzi w konflikt z duchem — usmiechnela sie cieplo. — Czy moja odpowiedz cos panu wyjasnila?
— Bardzo pani dziekuje — powiedzial i poszedl do pokoju.
Bylo to male szare pomieszczenie, w ktorym stalo kilka foteli i urzadzenie naglasniajace, wmontowane w sciane.
Blaine usiadl, zastanawiajac sie nad tym, co mu sie tu przytrafi.
— Tom Blaine! — krzyknal jakis bezosobowy glos w urzadzeniu.
— O co chodzi? — Blaine poderwal sie na nogi i skierowal w strone drzwi.
— Tom! Jak sie miewasz?
Blaine, trzymajac reke na klamce, nagle rozpoznal glos.
— Ray Melhill?
— Zgadza sie! Jestem tam, gdzie ida po smierci bogacze. Niezle, nie?
— To zaniedbanie waszych czasow — odpowiedzial Blaine zartobliwie. — Ale, Ray, jak do tego doszlo? Myslalem, ze nie masz ubezpieczenia na zycie po smierci.
— Nie mialem. Ale pozwol, ze opowiem ci cala historie. Przyszli do mnie jakas godzine po tobie. Bylem taki wsciekly, ze myslalem, ze wyjde z siebie. Pozostalem taki nawet, gdy mnie uspili, gdy mnie usuwali z ciala — gdy umarlem.
— Jak wyglada smierc?
— Podobna jest do eksplozji. Mialem wrazenie, ze sie rozpryskuje, rosne do rozmiarow galaktyki, rozpadam na fragmenty, na mniejsze okruchy, a kazdy z nich jest mna.
— I co sie dalej stalo?
— Nie wiem. Moze pomoglo, ze bylem taki wsciekly. Rozprzestrzenilem sie na takim obszarze, ze jeszcze troche i bym zupelnie znikl — wtedy po prostu skurczylem sie i znow stalem soba. Zgodnie z tym, co ci mowilem, kilka osob na milion przezywa, pomimo ze nie poddali sie treningowi. Okazalo sie, ze naleze do grona szczesciarzy.
— Domyslam sie, ze znasz moja historie — powiedzial Blaine. — Probowalem cos dla ciebie zrobic, ale bylo juz za pozno.
— Wiem. Mimo to dziekuje. I dzieki za przylozenie temu draniowi. Temu, ktory nosi moje cialo.
— Widziales?
— Mam oczy szeroko otwarte. Swoja droga, podoba mi sie Marie. Mila dziewczyna.
— Dzieki. Ray, jak wygladaja Zaswiaty?
— Nie wiem.
— Nie wiesz?
— Jeszcze nie przebywam w Zaswiatach. Jestem w Przedsionku. Jest to miejsce, w ktorym nastepuje przygotowanie. Cos w rodzaju mostu pomiedzy Ziemia i Zaswiatami. Trudno opisac. Rodzaj szarosci, z Ziemia po jednej stronie i Zaswiatami po drugiej.
— Dlaczego nie przeszedles na druga strone?
— Nie teraz. Stamtad sie nie wraca. Nie mozna kontaktowac sie z Ziemia.
Blaine chwile sie zastanowil.
— Kiedy zamierzasz przejsc na druga strone, Ray?
— Na razie dokladnie nie wiem. Mysle, ze pobede w Przedsionku przez jakis czas, aby dopilnowac pewnych rzeczy.
— Aby ze mnie nie zdejmowac oka? To chciales powiedziec?
— No coz…
— Dziekuje, Ray, ale nie rob tego. Idz do wiecznosci. Sam moge zadbac o siebie.
— Pewnie — odparl Melhill. — Mysle jednak, ze zostane tu jeszcze troche. Zrobilbys dla mnie to samo, nieprawdaz? Przestan sie wiec sprzeciwiac. A teraz sluchaj. Mam nadzieje, ze zdajesz sobie sprawe z grozacych ci klopotow? Blaine skinal glowa.