— Carl lubi ryzyko — wtracil sie Joe.
— Podejmuje sie spraw zwiazanych z ryzykiem, szczegolnie gdy w gre wchodza duze pieniadze.
— Ale gdzie mam uciec? — zapytal Blaine. — Gdzie Rex mnie nie znajdzie?
— Nie ma takiego miejsca — powiedzial Orc ze smutkiem.
— Moze poza Ziemia? Mars? Wenus?
— Niezbyt dobry pomysl. Jest tam niewiele miast, sa male. Wszyscy znaja wszystkich. Wiadomosc dotrze tam w ciagu tygodnia. Zreszta nie mialbys tam nic do roboty. Na Marsie mieszkaja co prawda Chinczycy, ale oprocz nich znajduja tam sie rowniez naukowcy z rodzinami. Podobnie jest na Wenus.
— W takim razie gdzie sie udac?
— Takie samo pytanie zadalem Marie Thorne. Przedyskutowalismy kilka propozycji. Pierwsza dotyczyla miasta zombie. Ludzie z Rexa nigdy by tam ciebie nie znalezli. Moglbym to zalatwic.
— Wolalbym umrzec.
— Nie dziwie sie — zgodzil sie Orc. — Odrzucilismy ja. Zastanawialismy sie nad jakas mala farma w glebi Oceanu Atlantyckiego. Jest tam pusto, ale czlowiek musi miec odpowiednie predyspozycje psychiczne, aby tam zyc. Nie wiedzielismy, czy sie do tego nadajesz. Wreszcie, po odpowiednim zastanowieniu, doszlismy do wniosku, ze najodpowiedniejszym miejscem dla ciebie sa wyspy Markizy.
— Jakie?
— Wyspy Markizy. Mala grupka rozrzuconych wysp na Pacyfiku. Niedaleko Tahiti.
— Morza Poludniowe…
— Zgadza sie. I co wazniejsze, bedziesz sie tam czul jak u siebie w domu. Mowi sie, ze jest to jedyny zakatek, w ktorym zyja ludzie tak, jakby wciaz jeszcze byl dwudziesty wiek. Co wiecej, moze ludzie z Rexa zostawia ciebie w spokoju.
— Czemu?
— Zastanow sie przez chwile, dlaczego chca ciebie teraz zabic? Dlatego, ze porwali ciebie, naruszajac przepisy, z przeszlosci i teraz obawiaja sie, ze rzad dobierze im sie do skory. Gdy opuscisz Stany Zjednoczone, znajdziesz sie poza jurysdykcja tutejszego rzadu. Nie ma ciebie — nie ma sprawy. A twoje tak znaczne oddalenie jest wskazowka dla Rexa, ze nie zamierzasz im szkodzic. Poza tym, Markizy sa suwerennym panstwem, odkad Francuzi pozwolili im na niepodleglosc. Rex musialby uzyskac specjalne pozwolenie, aby tam na ciebie polowac. Zbyt duzo halasu i problemow. Pewny jestem, ze po twojej ucieczce rzad USA przestanie interesowac sie ta sprawa, a Rex zostawi ciebie w spokoju.
— Jestes tego zupelnie pewny?
— Tak do konca nie, ale ten tok myslenia jest logiczny.
— Czy nie mozemy wczesniej dogadac sie z zarzadem Rexa?
Orc potrzasnal glowa.
— Jak dlugo jestes w Nowym Jorku, latwiej i bezpieczniej dla nich jest zabic ciebie.
— Zdaje sie, ze masz racje — powiedzial Blaine. Jak zamierzacie mnie stad wywiezc?
Orc i Joe spojrzeli na siebie niespokojnie.
— Z tym najwiekszy klopot — powiedzial Orc. — Wyglada na to, ze nie istnieje taki sposob.
— Helikopter, moze odrzutowiec?
— Zatrzymuja sie w punktach kontrolnych. Mysliwi juz wszystkie obsadzili. Mozemy je od razu wykluczyc.
— Moglbym sie przebrac.
— Jest to skuteczne jedynie w pierwszych godzinach polowania. Teraz, nawet jesli przeprowadzimy operacje plastyczna, moga latwo ciebie zidentyfikowac. Maja analizatory identyfikujace.
— A wiec nie ma jak uciec? — zapytal smutno Blaine.
Orc i Joe ponownie wymienili spojrzenia.
— Jest jeden sposob, ale chyba ci sie nie spodoba.
— Przede wszystkim zalezy mi na zyciu.
Orc zapalil nastepne cygaro.
— Zamierzamy zamrozic ciebie do temperatury bliskiej zeru, to znaczy hibernowac. Potem wyslemy ciebie jako mrozona wolowine. Twoje cialo zapakujemy tak, ze znajdzie sie posrodku ladunku. Jest duza szansa, ze go nie znajda.
— Ryzykowne.
— Nie az tak bardzo — powiedzial Orc.
Blaine nagle cos zrozumial.
— Mam byc przez caly czas nieprzytomny, tak?
Minela dluzsza chwila, zanim uslyszal odpowiedz Orca.
— Nie.
— Nie bede?
— Nie zrobimy tego w ten sposob. Twoje cialo i ty musza zostac odseparowane. Wlasnie tego sie obawiam, ze ci sie to nie spodoba.
— O czym, do diabla, mowisz? — Blaine wrzal z oburzenia.
— Uspokoj sie. Usiadz, zapal papierosa, napij sie jeszcze wina. Zrozum, Tom, nie mozemy przetransportowac ciala — zamarznietego ciala z psychika w srodku. Mysliwi tylko na to czekaja. Czy wiesz, co sie stanie, gdy za pomoca analizatora odkryja, ze w przesylce znajduje sie uspiona psychika? Zegnaj, nadziejo. Bedziesz juz ich. Nie mam na celu wykiwania ciebie, Tom. Tylko w ten sposob mozemy umozliwic ci wydostanie sie z tego kotla.
— Co w tym czasie bedzie dzialo sie z moja psychika?
— Na tym lepiej sie zna Joe.
Joe, ktory przez caly czas zdawal sie drzemac, skinal raptownie glowa.
— Odpowiedz brzmi: Transplant.
— Transplant?
— Juz ci o nim opowiadalem. Tego niemilego wieczoru, gdy spotkalismy sie po raz pierwszy. Pamietasz? Transplant, wspaniala rozrywka, kazdy moze w niej uczestniczyc. Cos orzezwiajacego dla zmeczonych cial. Mamy cala siatke jak swiat dlugi i szeroki — ludzi, ktorzy sa tym zafascynowani. Zamierzamy uczynic ciebie czlonkiem naszej organizacji.
— Zamierzacie przeslac moja psychike przez caly kraj? — Tak jest! Od ciala do ciala. — Joe wygladal na zadowolonego. — Wierz mi, jest to niezla rozrywka. I pouczajaca.
Blaine poderwal sie na nogi tak gwaltownie, ze przewrocil krzeslo, na ktorym siedzial.
— Do diabla! Mowilem wam, ale widze, ze musze powtorzyc! Nie mam zamiaru bawic sie w wasza swinska zabawe. Ide sprobowac swoich szans na ulicy.
Skierowal sie w strone drzwi.
— Wiem, ze jest to nieco wstrzasajace… — odezwal sie Joe.
— Nie!
W pokoju rozbrzmial podniesiony glos Orca:
— Psiakrew, Blaine! Moze chociaz dasz czlowiekowi dokonczyc i wysluchasz, co ma do powiedzenia!
Blaine zatrzymal sie.
— No dobrze. Mow.
Joe nalal sobie lampke wina i wypil ja jednym haustem.
— Panie Blaine, trudno mi bedzie wyjasnic wszystko, ale sprobuje. Niech pan tez postara sie zrozumiec.
Blaine skinal glowa niechetnie.
— Coz, Transplant w obecnych czasach jest stosowany najczesciej jako srodek umozliwiajacy bogatsze przezycia seksualne. W taki wlasnie sposob ja go reklamuje. Dlaczego? Poniewaz ludzie nie wiedza o tym, ze mozna go wykorzystac inaczej. Ponadto konserwatywne rzady nie pozwalaja go stosowac. Transplant jest zwiastunem nadchodzacej przyszlosci.
Oczy czlowieczka sie rozjasnily. Blaine ponownie usiadl na krzesle.
— W spoleczenstwie ludzkim od wiekow istnieje podstawowy konflikt dotyczacy wolnosci — zaczal sentencjonalnie Joe. — Podczas gdy ludzie daza do uzyskania jak najwiekszej wolnosci slowa i pogladow,