postepowania, wyboru rzadow, nasze wladze daza do jej ograniczenia.
Blaine pomyslal, ze Joe nieco upraszcza sprawy, ale nie przerywal.
— Rzad ogranicza nasza wolnosc z kilku powodow: aby zapewnic bezpieczenstwo, zyski, aby miec wladze lub dlatego, ze ich zdaniem spoleczenstwo nie doroslo do wolnosci. Bez wzgledu jednak na powod, fakt pozostaje faktem: ludzie daza do wolnosci, a rzad do ograniczenia jej. Transplant jest jednym ze srodkow umozliwiajacych wolnosc. Nie podoba sie to wladzy.
— Seksualna wolnosc — powiedzial z ironia Blaine.
— Skadze! Nie chodzi nam o ten rodzaj wolnosci, choc nic przeciwko niej nie mamy. Transplant jest stworzony do wyzszych celow. To prawda, reklamujac Transplant poslugujemy sie argumentacja z tej dziedziny, ale dlatego, ze ludzie nie lubia miec do czynienia z abstrakcja. Lubia od razu wiedziec, ile i co zyskaja. Ukazujemy wiec im cos ponetnego, a dalej juz dziala Transplant.
— A co mozna dzieki niemu uzyskac?
— Daje ludziom mozliwosc przekroczenia granic narzuconych przez srodowisko, pochodzenie, dziedzictwo! — pawiedzial przejetym glosem Joe.
— Co?
— Nie przesadzam. Transplant umozliwia wymiane wiedzy, cial, zdolnosci i umiejetnosci z kazdym, kto sie na to zgodzi. Wielu nie ma nic przeciwko temu. Ludzie lubia zmiany. Muzycy chca zostac inzynierami, ludzie na pozor spokojni — mysliwymi, zeglarze chca byc pisarzami… Zycie jest jednak zbyt krotkie, aby rozwinac w sobie wszystkie umiejetnosci. Zreszta, jeszcze potrzebna jest szczypta talentu. Transplant umozliwia te zamiane bez utraty czasu. Czy czlowiek musi byc przypisany do jednego ciala? Zupelnie tak, jakby od momentu narodzin musial chorowac przez reszte zycia. Ludzie pragna wolnosci wyboru, pragna zmieniac siebie w zaleznosci od potrzeb.
— Realizacja waszych planow — powiedzial Blaine przyczyni sie do stworzenia armii neurotykow, ktorzy, zmieniajac ciala, juz nie beda wiedzieli, kim sa i czego chca.
— Zawsze wytaczano podobne argumenty, gdy dyskutowano nad jakims aspektem wolnosci po to tylko, aby go nie wprowadzac w zycie — oczy Joego polyskiwaly. Udowadniano, ze czlowiek nie jest na tyle madry, zeby mogl sam wybrac sobie religie, ze kobiety nie sa dostatecznie inteligentne, aby moc glosowac, ze ludzie w ogole nie powinni wybierac wladzy, bo zawsze dokonuja zlego wyboru. Oczywiscie wokol nas rowniez istnieje mnostwo neurotykow. Ale wiekszosc ludzi wykorzystuje swoja wolnosc wlasciwie. — Joe zaczal mowic przekonywajacym glosem. — Panie Blaine, powinien pan zrozumiec, ze istota czlowieka nie jest jego cialo, ktore zreszta jest przypadkowe. Nie jest ono ani zaleta, ani wada. Jesli zas chodzi o umiejetnosci, to nabywa sie je z koniecznosci. Talenty z kolei sa wrodzone i rozwijaja sie w sprzyjajacych okolicznosciach. Ani choroby, ani ulomnosci czlowieka — podobnie jak srodowisko, w ktorym sie urodzil — nie zaleza od niego. Wszystkie te cechy charakteryzuja, oczywiscie, czlowieka. Jest on jednak kims wiecej: moze zmieniac swoje otoczenie, dokonywac ulomnosci, moze rozwijac talenty. Teraz jest w stanie zmienic jeszcze swoje cialo i uwolnic sie od ograniczen. Jest to kolejny krok na drodze ku wolnosci! Historycznie nieunikniony, bez wzgledu na to, co sobie mysli na ten temat rzad. Czlowiek musi stac sie wolnym tak dalece, jak jest to mozliwe!
Joe skonczyl swoje przemowienie prawie w ekstazie. Blaine niepostrzezenie zmienil o nim swoje zdanie. Patrzyl , teraz na niego jak na genialnego rewolucjoniste z 2110 roku.
— On ma racje, Tom — ponownie zabrali glos Orc. Transplant jest dozwolony w Szwecji i na Cejlonie. Jakos nie wyglada na przyczyne wzrostu zachorowan na choroby psychiczne.
— Przyjdzie taki czas — powiedzial Joe, nalewajac sobie kolejna lampke wina — ze Transplant rozprzestrzeni sie na caly swiat.
— Byc moze — odezwal sie Orc. — A moze wynajda inna forme rozszerzenia wolnosci. Niewazne. Tom, w kazdym razie widzisz, ze nie jest to takie niemoralne, jak myslales. Jak wiec bedzie z nasza propozycja?
— Ty rowniez jestes rewolucjonista? — zapytal Blaine.
Orc zachichotal.
— Trudno powiedziec. Raczej jestem czlowiekiem, ktory dla zysku sprzedaje bron walczacym przeciw ograniczeniom. Ale nie jestem przeciwny zmianom.
— Tak… Lecz jak dotad mialem wrazenie, ze znajduje sie wsrod kryminalistow.
— Daj spokoj — powiedzial dobrodusznie Orc. — Sprobujesz?
— Na pewno. Nie mam wyboru. Nigdy nie myslalem, ze znajde sie w awangardzie rewolucji.
Orc usmiechnal sie.
— To dobrze. Mam nadzieje, ze wszystko sie uda. Podciagnij rekaw — im wczesniej sie zabierzemy do dziela, tym lepiej.
Podczas przygotowania do zastrzyku Orc wyjasnil:
— Teraz musimy ciebie uspic. Aparatura znajduje sie w pokoju obok. W niedlugim czasie oddzielimy ciebie od ciala. Gdy tylko powstanie sprzyjajaca sytuacja, z powrotem staniesz sie jednoscia ze swoim cialem.
— Przez jak wiele psychik przejdzie moje cialo? Jak dlugo to bedzie trwalo?
— Nie wiem dokladnie. Jesli idzie o dlugosc pobytu… Moze sekundy, minuty… moze pol godziny. Bedziemy przesylac ciebie tak szybko, jak tylko sie da. Nie bedzie to pelny Transplant. Nie staniesz sie wlascicielem zadnego ciala, zajmiesz jedynie czesc swiadomosci. Pamietaj wiec nie wtracaj sie. Pozostan obserwatorem. Rozumiesz?
— Tak — skinal glowa — ale jak pracuje i na czym polega dzialanie tej aparatury?
— Umozliwia ci przezycie tego, co bys uzyskal dzieki wieloletniemu praktykowaniu jogi. Zrelaksuje kazdy twoj miesien i nerw, ukoi twoj mozg, pomoze ci sie skoncentrowac. Gdy osiagniesz odpowiedni poziom, latwo oddzielisz cialo astralne. Zreszta i ten etap zrobi za ciebie aparatura. Przeniesie tez twoja psychike do ciala osoby, ktora wybierzemy. Wszystko pojdzie bardzo szybko, zobaczysz. Bedziesz sie czul jak ryba w wodzie.
— Wcale nie jestem tego pewien — powiedzial Blaine. Myslisz, ze sie uda?
— Czlowieku, nic innego nie mozesz zrobic, jak tylko wejsc w kogos innego. To sie robi samo! Slyszales zapewne o ludziach opetanych przez demony? Czesc z nich byla schizofrenikami, czesc stanowili zwykli oszusci. Ale wsrod nich nie brakowalo przypadkow rzeczywistej psychicznej inwazji przez ludzi, ktorzy odkryli zasade przechodzenia z ciala do ciala. Zmuszeni byli do walki, ktora z boku wygladala na oblakanie. Ty masz do swojej dyspozycji nasza aparature i ludzi, ktorzy pragna ciebie w sobie goscic. Po co sie wiec martwic?
— No dobrze. A jakie sa te Markizy?
— Piekne — powiedzial Orc, robiac zastrzyk. — Na pewno ci sie tam spodoba.
Blaine powoli tracil przytomnosc. Przed oczami przesuwaly mu sie obrazy palm, fal rozbijajacych sie o koralowe wyspy i ciemnoskorych tubylcow, rzezbiacych w kamieniu bozka.
30
Nagle odzyskal przytomnosc. Nie byl juz tylko Thomasem Blaine’em. Stal sie rowniez Edgarem Dyersenem. Lub raczej jego integralna czescia. Myslal tak jak on, zachowal w pamieci jego zycie. Odczuwal leki, nadzieje i obawy Dyrsena. Mimo to pozostawal Blaine’em.
Dyersen-Blaine wrocil z pola i oparl sie na drewnianym plocie. Byl farmerem starej daty, ktory nie cierpial maszyn i im nie dowierzal. Zblizal sie do siedemdziesiatki, ale wciaz cieszyl sie wspanialym zdrowiem. Co prawda, rwalo go w kosciach na deszcz. Mlody doktorek powiedzial mu, ze ma poczatki arteriosklerozy, ale i tak jest zdrowszy niz tysiace innych i na pewno przezyje jeszcze ze dwadziescia lat.
Ruszyl w strone chaty. Jego szara koszula lepila sie od potu, rowniez spodnie przylegaly do ciala.
Dobieglo go z oddali szczekanie psa. Zauwazyl zoltobrazowa plame, spieszaca w jego strone. (Okulary? O nie, wystarcza mi w zupelnosci moje oczy).
— Champ! Chodz tutaj, maly!
Pies zatanczyl na powitanie, po czym zaczal biec truchtem przed swoim panem. W pysku niosl cos szarego. Szczura albo jakis kawalek miesa. Dyersen-Blaine nie mogl dokladnie dostrzec, co to takiego.
Pochylil sie, zeby poglaskac psa po glowie…