traktowac. Widac w nim jednak bylo pewna twardosc i wieksza dojrzalosc. Upodobnialo go to do Mavrikiosa.

— Czy inaczej byscie mnie rozpoznali, Wasza Wysokosc? — zapytal Skaurus.

Thorisin usmiechnal sie. Przesunal spojrzeniem po milczacych szeregach Rzymian, oceniajac ich liczbe, podobnie jak trybun ocenial jego wojsko.

— Jestes zbyt skromny — stwierdzil. — Poznalbym cie po czarach, ktore pozwolily ci zachowac prawie nietkniety legion. Byliscie w samym srodku bitwy, prawda?

Skaurus wzruszyl ramionami. Najgorzej bylo tam, gdzie straz przyboczna Mavrikiosa, zlozona z Halogajczykow, walczyla do ostatniego czlowieka i polegla razem z Imperatorem. Marek nie odezwal sie, ale Thorisin wyczytal to w jego oczach. Usmiech zniknal z jego twarzy.

— Pomscimy go — powiedzial spokojnie. Obietnica niemal pozwolila zapomniec, ze Mavrikios poniosl kleske w bitwie z Yezda, majac ponad piecdziesiat tysiecy zolnierzy. Jego brat podejmowal sie takiego samego zadania, nie mowiac o wojnie domowej, a dysponowal armia dziesiec razy mniej liczna, lacznie z Rzymianami i ich towarzyszami.

— Jesli chcesz, mozesz rozpuscic zolnierzy — powiedzial Thorisin do Marka. — Im mniej ceremonialu, tym lepiej. Wez oficerow i przynies wina. Porozmawiamy sobie.

— Wiec ten miernota naprawde zapoczatkowal kleske? — zadumal sie Thorisin. — Slyszalem to juz wczesniej, ale nie moglem uwierzyc, nawet jesli chodzi o Ortaiasa. — Potrzasnal glowa. — Jeszcze jeden powod, zeby sie z nim rozprawic… jakby trzeba bylo innego.

Z gola glowa, kubkiem w rece i nogami w czerwonych butach, opartymi na stole, wygladal raczej jak zolnierz odpoczywajacy po podrozy. Jego dowodcy, Videssanczycy i Vaspurakanerzy, zachowywali sie rownie swobodnie. Mavrikios lubil wyszukane krolewskie ceremonie dla podkreslenia wlasnej godnosci, choc uwazal je za glupie. Thorisin po prostu sie tym nie przejmowal.

Wysluchal uwaznie opowiadania Skaurusa o wedrowkach Rzymian. Uderzyl sie w uda, kiedy Marek wyjasnil mu, jak skorzystal ze sztuczki Hannibala, zeby uwolnic sie od Yezda.

— Pognales plonace stada na nomadow? Swietny pomysl.

Trybun nie wspomnial o pozegnalnym podarunku Avshara. Gdy tylko khamorthcki zwiadowca przyniosl wiesc, ze Thorisin jest blisko, Marek pochowal glowe Mavrikiosa. Skoro wkrotce mial sie zjawic prawdziwy Gavras, ryzyko, ze podszyje sie pod niego falszywy, wydawalo sie mniejsze.

— Dosc tego gadania o nas — powiedzial Viridoviks i zwrocil sie do Thorisina: — Gdzie sie podziewales, czlowieku? Przez cale miesiace nikt nie wiedzial, czy zyjesz, jestes martwy czy tez moze znalazles sie w zaczarowanej krainie i wrocisz za sto lat, co na nic by sie nam nie zdalo.

Thorisin nie obrazil sie za te bezceremonialnosc. Jego opowiesc byla taka, jakiej spodziewal sie trybun. Zdziesiatkowane prawe skrzydlo wielkiej videssanskiej armii wycofalo sie w vaspurakanskie gory, jeszcze dziksze niz te, przez ktore przechodzili Rzymianie. Tam wojsko rozproszylo sie. Pokonani zolnierze wymykali sie pojedynczo lub malymi grupkami, by przedrzec sie na wschod.

Gajusz Filipus pokiwal glowa.

— Domyslilem sie tego, widzac jakich masz przy sobie zolnierzy, panie — skomentowal. — Zaciezni chlopi i tchorze dawno polegli albo uciekli.

— Otoz to — przyznal Thorisin.

Pod jednym wzgledem wojsko Gavrasa przezylo trudniejsze chwile niz Rzymianie. Yezda naprawde ich scigali i trzeba bylo dwoch czy trzech prawdziwych bitew, stoczonych przez tylna straz, zeby sie od nich uwolnic.

— To ten przeklety diabel w bialej szacie — powiedzial jeden z videssanskich oficerow. — Przypial sie mocniej niz pijawka i wyssal wiecej krwi.

Marek i jego towarzysze czujnie pochylili sie do przodu.

— Wiec Avshar szedl za wami — stwierdzil trybun. — Nic dziwnego, ze w tych stronach nie bylo po nim sladu. Nie mielismy pojecia, co trzyma go z dala od Videssos.

— Ja nadal nie wiem — przyznal sie Gavras. — Zniknal pare tygodni po bitwie i nie mam pojecia, gdzie teraz jest. Tak czy inaczej, jego odejscie nas uratowalo. Bez niego Yezda, choc zawzieci, sa jak motloch. Z nim… — slowa uwiezly mu w krtani.

— Czy Amorion oszalalo? — zapytal Marka Indakos Skylitzes, oficer, ktory wspomnial o Avsharze. — Posialismy tam czlowieka, zeby zaniosl wiesc o Thorisinie, a oni pogonili go kijami. Przez jeden dzien myslelismy, ze nie przezyje. Na Phosa, nawet w czasie wojny domowej heroldowie maja pewne prawa. — Jako videssanski baron, Skylitzes wiedzial, co mowi.

— To jest teraz miasto Zemarkhosa i jego slowo jest tam prawem — odparl Marek. Nagle przyszlo mu cos do glowy. — Czy wasz poslaniec byl przypadkiem Vaspurakanerem?

Skylitzes spojrzal na niego niepewnie, lecz Thorisin skinal glowa.

— Haik Amazasp? Tak. A co to ma wspolnego… Aha. — Nachmurzyl sie jeszcze bardziej, kiedy przypomnial sobie, ze fanatyczny kaplan Amorion chcial rozpoczac przesladowania heretykow z krolewskim blogoslawienstwem. — Ortaias go poprze… co nie znaczy, ze Zemarkhos bedzie mial z tego duzy pozytek.

— Pomscisz nas, panie? — wykrzyknal zapalczywie Senpat Sviodo. — Nie pozalujesz tego. Amorion to doskonala baza do marszu na wschod. Dobrze o tym wiesz, panie.

Rozgoraczkowany Vaspurakaner zerwal sie z krzesla. Gagik Bagratouni rowniez zaczal sie podnosic z oczywistym zamiarem. Thorisin gestem kazal im usiasc.

— Nie. Jedziemy do Videssos, nigdzie indziej. Majac stolice, odzyskamy cale Imperium. Bez niej kraj nie bedzie naprawde nasz. — Ujrzawszy rozczarowanie na twarzach, dodal: — Winni nie unikna zemsty. Namdalajczycy wyruszaja z Phanaskertu i spodziewam sie, ze Amorion znajdzie sie na ich drodze. Zrownaja miasto z ziemia, jesli Zemarkhos choc pisnie o herezji, a zrobi to. Jest fanatykiem.

Gavras przyjrzal sie zebranym z lekkim rozbawieniem. Po chwili Vaspurakanerzy odprezyli sie. Skaurus musial przyznac, ze jest w tym duzo racji.

Ciezkozbrojna jazda, zlozona z szesciu lub siedmiu tysiecy ludzi, mogla wyrwac sie z kazdej pulapki. Wiec zolnierze Duchy tez sie ruszyli? — pomyslal. Armie splywaly jak strumyczki z topniejacych sniegow. Wygladalo jednak na to, ze Namdalajczycy maja znacznie wiecej wojska niz Thorisin.

— W jakich stosunkach jestes z mieszkancami Wschodu? — zapytal.

— Jak zawsze istnieje miedzy nami wzajemny brak zaufania — odparl Gavras. — Jesli zobacza, ze maja wolna droge, skocza nam do gardel. Nie zamierzam dawac im okazji.

— Moze ludzie Onomagoulosa mogliby przyjsc nam z pomoca — zasugerowal Marek.

— Co? Baanes zyje? — zdumial sie Imperator.

— Jesli mozna wierzyc opowiesciom kupcow — powiedzial Gajusz Filipus, ktory nadal watpil w plotke.

Thorisin natomiast uznal ja za calkiem prawdopodobna.

— To swietnie. Stary lis. Dalej lubi platac figle — mruknal.

Skaurus odniosl wrazenie, ze Imperator nie jest zbytnio uszczesliwiony.

Kiedy Aptos zniknelo za zakretem drogi, Gajusz Filipus wydal dlugie westchnienie.

— Po raz pierwszy od wielu lat zaluje, ze znowu wyruszam w droge — powiedzial.

— Na bogow, dlaczego? — spytal Marek zaskoczony.

Maszerowanie pod wiosennym niebem bylo jedna z przyjemnosci zolnierskiego zycia. Po ostatnich deszczach ziemie pokryl dywan nowej trawy, a bite drogi Videssos nie zdazyly zmienic sie we wstegi duszacego kurzu. Powietrze bylo lagodne, balsamiczne, pelne nawolywan wracajacych ptakow. Nawet motyle wygladaly swiezo. Jasne skrzydelka jeszcze nie zmatowialy i nie postrzepily sie.

— Moge ci powiedziec — odezwal sie Viridoviks. — Biedak ma zlamane serce. Lepiej zeby zapomnial, gdzie umiescil uczucia.

— Do diabla z toba — warknal Gajusz Filipus.

O jego zdenerwowaniu najlepiej swiadczylo uzycie celtyckiego idiomu.

Przez chwile Marek nie mial pojecia, o czym mowi Viridoviks ani dlaczego starszy centurion bierze powaznie jego kpiny. Szybko jednak znalazl odpowiedz.

— Nerse? — zapytal. — Wdowa po Phorkosie?

— Jesli nawet tak, to co z tego? — mruknal Gajusz Filipus, najwyrazniej zalujac, ze w ogole sie odzywal.

Вы читаете Imperator Legionu
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату