miekkiej jagniecej welny. Podala go Skaurusowi.

— Tak, pozwol mi na niego spojrzec — powiedzial Marek, ostroznie biorac od niej zawiniatko.

— Niego? Juz sie widziales z Gorgidasem — stwierdzila Helvis, ale Marek nie sluchal. — Jest podobny do ciebie — dodala Helvis miekko.

— Co? Nonsens. — Przyjrzal sie twarzyczce nowo narodzonego syna.

Niemowle bylo czerwone, pomarszczone, lyse i mialo plaski nosek. Nie tylko nie przypominalo jego, ale w ogole istoty ludzkiej. Duze szaroniebieskie oczy przesunely sie po twarzy trybuna, zatrzymujac sie na niej na moment.

Dziecko wierzgnelo. Nie przyzwyczajony Skaurus omal go nie upuscil. Z kocyka uwolnila sie raczka. Malenka piastka machnela w powietrzu. Marek ostroznie wysunal palec. Macajaca na oslep raczka chwycila go i scisnela z zadziwiajaca sila. Trybun przyjrzal sie miniaturowej dloni, nadgarstkowi, rozowym paluszkom, ktore obejmowaly jego srodkowy palec. Helvis zle odczytala jego zainteresowanie.

— Ma po dziesiec palcow u rak i nog — zapewnila. — Wszystko, co trzeba.

Rozesmiali sie oboje. Halas wystraszyl dziecko; zaczelo plakac.

— Daj mi go — powiedziala Helvis i przytulila syna do piersi. W jej wprawnych objeciach noworodek wkrotce sie uspokoil.

— Damy mu takie imie, jak planowalismy? — zapytala.

— Chyba tak — westchnal trybun, niezbyt szczesliwy z umowy, ktora zawarli kilka miesiecy temu.

Wolalby czysto rzymskie imie przed starym rodowym Emiliusz Skaurus. Helvis twierdzila nie bez racji, ze jej rodzina moglaby sie poczuc urazona. Tak wiec zdecydowali, ze na dziecko beda wolali Dosti po jej ojcu, a w razie potrzeby syn bedzie uzywal dzwiecznego patronimikum.

— Dosti, syn Emiliusza Skaurusa — powiedzial Marek, rozkoszujac sie brzmieniem tych slow. Nagle zachichotal, spogladajac na malenkiego synka. Helvis zerknela na niego z zaciekawieniem. — Na razie nazwisko malego mezczyzny jest dluzsze od niego samego — wyjasnil.

— Zwariowales — skarcila go z usmiechem.

ROZDZIAL V

Slonce wczesnego lata stalo wysoko na niebie. Miasto Videssos, stolica i serce Imperium noszacego taka sama nazwe, lsnilo w jego blasku. Biale stiuki i marmury, brazowe piaskowce, cegly koloru krwi, miriady zlotych kul na swiatyniach Phosa — wszystko wydawalo sie tak blisko, ze wystarczylo siegnac reka z zachodniego brzegu ciesniny zwanej Konskim Brodem.

Lecz miedzy armia a obiektem jej pozadania krazyly niezliczone statki wojenne o dziobach z brazu. Ortaias Sphrantzes stracil przedmiescia stolicy po drugiej stronie ciesniny, ale zostawil na tym brzegu tylko kilka jednostek wiekszych od rybackich kutrow. Nawet porywczy Thorisin Gavras nie palil sie do przeprawy, choc rosla w nim frustracja.

Zwolal narade oficerow w rezydencji gubernatora, ktory uciekl do Ortaiasa. Wychodzace na wschod okno z czystego szkla dawalo wspanialy widok na Konski Brod i Videssos. Marek podejrzewal, ze Gavras celowo wybral to miejsce jako przynete dla generalow.

— Thorisinie — odezwal sie Baanes Onomagoulos — nie majac statkow, bedziemy tutaj tkwili az do smierci ze starosci. Moglibysmy miec dziesiec razy wiecej wojska, ale dla nas byloby tyle warte co falszywy miedziak.

Uderzyl laska w stol. Z powodu odniesionej rany mial krotsza prawa noge.

Thorisin spiorunowal go wzrokiem nie za to, co powiedzial, lecz za protekgonalny ton. Niski, szczuply i lysy Onomagoulos mial twarz o ostrych rysach i duzym nosie. Byl towarzyszem Mavrikiosa Gavrasa od dziecinstwa, ale jeszcze nie pogodzil sie z mysla, ze maly braciszek poleglego Imperatora jest teraz doroslym mezczyzna.

— Chcialbym miec statki — warknal Thorisin. — Sphrantzesowie dobrze placa kapitanom. Wiedza, ze tylko dzieki nim ich glowy jeszcze nie zdobia Kamienia Milowego.

Marek uznal to za czcza przechwalke. Oprocz dumnych budowli i pieknych ogrodow widac bylo stad rowniez fortyfikacje Videssos, najpotezniejsze, jakie Rzymianin kiedykolwiek widzial. Mysl o szturmie na podwojna linie groznych ciemnych murow zatrwozylaby kazdego zolnierza, nawet gdyby udalo sie im jakos pokonac Konski Brod. Po kolei, nie wszystko naraz — pomyslal.

— Onomagoulos ma racje. Bez statkow nic nie wskoramy. A moze by je wziac od Duchy?

Utprand syn Dagobera po raz pierwszy wlaczyl sie do narady. Sadzac po wyspiarskim akcencie, mozna by go wziac za Halogajczyka, kuzyna Namdalajczykow. Jego ludzie zjawili sie niedawno. Dotarli tutaj z Phanaskertu przez zachodnie ziemie Videssos, toczac po drodze walki z Yezda.

— To jest mysl — powiedzial Thorisin sucho. Najwyrazniej niezbyt mu sie podobala, ale sily Utpranda wzmocnily jego armie o jedna trzecia, co sklanialo Imperatora do ostroznosci.

Namdalajczyk usmiechnal sie chlodno. Mial niebieskie oczy, zimne jak lodowce, ktore jego przodkowie zostawili za soba, kiedy dwiescie lat temu opanowali Namdalen, zabierajac go Imperium.

— Chyba nie watpicie, panie, w nasza dobra wole? — zapytal takim samym ironicznym tonem jak Thorisin.

— Oczywiscie, ze nie — odparl Thorisin.

Przy stole rozlegly sie smiechy. Duchy bylo cierniem w ciele Videssos od czasu burzliwych narodzin. Halogajscy zdobywcy, nieokrzesani piraci, wiele nauczyli sie od cywilizowanych poddanych. Ich wspolni potomkowie stali sie wyrafinowanymi i niebezpiecznymi wojownikami. Walczyli dla Imperium, ale wszyscy zdawali sobie sprawe, ze w sprzyjajacych okolicznosciach siegna po nie.

— Wiec jak bedzie? — zapytal Gavrasa Soteryk syn Dostiego.

Brat Helvis siedzial po lewej rece Utpranda. Mlody Namdalajczyk zaszedl wysoko od czasu, kiedy trybun ostatnio go widzial.

— Wolisz, panie, wygrac wojne z nasza pomoca czy przegrac bez nas? — mowil dalej.

Skaurus drgnal. Soteryk zawsze w taki sposob formulowal pytania, ze rownie trudno bylo odpowiedziec „tak”, jak i „nie”. Z wyjatkiem dumnego nosa, ktory swiadczyl o videssanskim dziedzictwie, rysy mial takie same jak siostra, ale jego duze usta zwykle byly sciagniete w cienka linie.

Thorisin przesunal wzrok z niego na trybuna i z powrotem. Marek tez zacisnal wargi. Wiedzial, ze Imperator nieufnie odnosi sie do wiezow przyjazni i krwi miedzy Namdalajczykami i Rzymianami.

— Sa jeszcze inne mozliwosci — powiedzial spokojnie Gavras i popatrzyl na Skaurusa. — Co na to powiesz? Na razie niewiele sie odzywasz.

Trybun byl zadowolony z pytania, na ktore mogl odpowiedziec beznamietnie.

— Nikt nie watpi, ze statki sa potrzebne. Jesli chodzi o to, jak je zdobyc, inni wiedza lepiej ode mnie. My, Rzymianie, zawsze wolelismy walczyc na ladzie niz na morzu. Przewiezcie mnie na druga strone ciesniny, a udziele wam rad, nie ma obawy. Thorisin usmiechnal sie niewesolo.

— Wierze. W dniu, w ktorym nie wypowiesz swojego zdania, zaczne cie podejrzewac. Z pewnoscia milczenie jest lepsze niz mielenie jezykiem, kiedy nie ma sie nic madrego do powiedzenia.

Przyznawszy sie do nieznajomosci regul wojny morskiej, Marek wrocil myslami do utraconej ojczyzny.

— Moi rodacy walczyli z krajem zwanym Kartagina, ktory w przeciwienstwie do nas mial silna flote. Kiedy jeden z ich statkow wpadl na mielizne, wykorzystalismy go jako model i wkrotce rzucilismy im wyzwanie na morzach. Czy nie mozemy tutaj zbudowac wlasnych statkow?

Pomysl nie spodobal sie Gavrasowi, ktory bral pod uwage tylko istniejace jednostki. W zamysleniu podrapal sie po brodzie. Marek stwierdzil, ze biale pasma po obu stronach szczeki sa szersze niz przed rokiem.

— Ile czasu zajelo twojemu ludowi zbudowanie floty? — zapytal Imperator.

— Szescdziesiat dni na pierwszy statek.

— Za dlugo, za dlugo — mruknal Thorisin, bardziej do siebie niz do zebranych. — Zal mi kazdego dnia. Tylko Phos wie, co Yezda wyprawiaja nam za plecami.

— Nie tylko Phos — odezwal sie Soteryk tak cicho, ze Gavras chyba nie uslyszal.

Z podrozy przez Videssos Namdalajczycy przyniesli niewiele radosnych wiesci. Choc nie kochali Thorisina Gavrasa, zgadzali sie, ze im predzej wygra wojne domowa, tym wieksze beda szanse odzyskania zachodnich ziem Imperium.

Вы читаете Imperator Legionu
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату