Galera ruszyla w strone plazy, jak kon wyscigowy posrod szkap pociagowych.

Gdzie indziej rzeczy nie ukladaly sie tak pomyslnie. Ostrzezeni pomylka kolegi, kapitanowie statkow wojennych Ortaiasa nie robili nastepnych niemadrych posuniec. Po bliskim spotkaniu z ostrym dziobem, kutry rybackie po prostu przestawaly istniec, z wyjatkiem mokrego plotna, roztrzaskanych desek i ludzi miotajacych sie w cieplych blekitnych wodach ciesniny. Co gorsza, w miescie rozdzwonily sie dzwony alarmowe. Przez huk fal rozbijajacych sie o falochrony Marek uslyszal rozkazy oficerow skrzykujacych zolnierzy na poklady nowych galer.

Wszystko to jednak wymagalo czasu, a Sphrantzesowie nie mieli go wiele. Lodzie Gavrasa juz dobijaly do plazy, zolnierze wyskakiwali na brzeg. Kazdy atak oznaczal dla statkow wojennych strate cennych minut, gdyz ich ofiary manewrowaly i kluczyly z cala desperacka zrecznoscia, na jaka potrafily sie zdobyc zalogi. Nawet jesli taran trafial w cel, nastepowala zwloka, kiedy triumfujaca birema wciagala wiosla, zeby uwolnic sie od zdobyczy. Wyplatanie sie bylo delikatnym zadaniem, jesli galera wojenna nie chciala zostawic zadla w ranie jak pszczola, z rownie smutnym dla siebie rezultatem. Marek krzyknal z calej sily, kiedy zobaczyl, ze taran mija o wlos jedna z barek. Byl tak pochloniety morska bitwa, ze ledwo uslyszal przerazony okrzyk sternika.

— Phos niech ma nad nami litosc! Jeden z drani siedzi nam na ogonie!

— Kurs na polnoc — rozkazal natychmiast kapitan, jednym wprawnym spojrzeniem oceniajac wiatr, brzeg i przeciwnika.

— Stracimy wiatr — zaprotestowal sternik.

— Tak, ale bedzie blizej do brzegu. Steruj jak mowie, do diabla!

Pobladly sternik wykonal rozkaz.

Skaurus przygryzl wargi, nie tyle ze strachu, co z frustracji. Decydowal sie tu jego los, a on mogl tylko bezradnie czekac. Jesli wygarbowany morskim wiatrem kapitan znal swoj fach, lodz mogla wyjsc z tego calo, jesli nie, nie miala szans. Tak czy inaczej, trybun nie mogl nic tutaj pomoc ani zaszkodzic. Jego umiejetnosci byly bezuzyteczne, opinia bez wartosci.

Brzeg wydawal sie wcale nie zblizac, gdy tymczasem z tylu nadplywala galera, zwinna i grozna jak rekin. Za szybko — pomyslal Marek. Achilles z pewnoscia zlapie zolwia.

Gajusz Filipus dokonal takich samych niewesolych obliczen.

— Da nam kopa w tylek, zanim wyladujemy — stwierdzil. — Jesli zrzucimy teraz kolczugi, bedziemy mieli szanse doplynac do brzegu.

Porzucenie zbroi oznaczalo przyznanie sie do kleski, ale nie z tego powodu Marek odniosl sie niechetnie do pomyslu centuriona. Na przekletej biremie znajdowali sie lucznicy. Juz zaswistalo kilka strzal, szybszych i smuklejszych niz latajace ryby. Nie mial ochoty skonczyc w morzu, postrzelony z luku.

Gdyby znalezli sie w zasiegu strzal, poscig wkrotce by sie skonczyl. Z niezdrowa fascynacja trybun obserwowal imperialny proporzec na dziobie statku wojennego. Pod nim znajdowal sie drugi, karmazynowy z piecioma brazowymi pasami, emblemat drungariosa. A wiec zatopi ich sam Leimmokheir — pomyslal Marek. Chetnie zrezygnowalby z tego zaszczytu.

Lecz przy burcie imperialnego okretu pojawil sie inny statek, nie tak duzy, ale zaladowany az po gorne brzegi burt uzbrojonymi ludzmi. Na dziobie powiewala imperialna flaga.

— Dalej, Leimmokheir, dalej, ty podstepny lotrze! — wrzasnal Thorisin Gavras. Jego wsciekly ryk brzmial jak piesn w uszach Skaurusa. — Taranuj, a potem staw mi czolo! Nie masz jaj!

Zadna obelga, zadne wyzwanie nie moglo sprowadzic videssanskiego admirala z obranego kursu, lecz uczynila to twarda rzeczywistosc. Gdyby zatopil rybacki kuter, Gavras z pewnoscia dokonalby abordazu, a poniewaz mial na statku tylu zolnierzy, wynik walki mogl byc tylko jeden.

— Do portu! — krzyknal Leimmokheir i jego okret wykonal zwrot przez burte, uciekajac przed niebezpieczenstwem.

— Tchorz! Zdrajca! — wrzasneli za nim Thorisin i jego zolnierze.

— Nie jestem zdrajca! — Dobiegl chropowaty bas Leimmokheira. — Zapowiedzialem, ze bede z toba walczyl, jesli sie spotkamy.

— Myslales, ze to nigdy nie nastapi. Ty i twoi wynajeci mordercy!

Odpowiedz admirala porwal wiatr. Thorisin potrzasnal piescia w strone oddalajacej sie galery i poslal za nia stek przeklenstw, ktorych Leimmokheir juz nie uslyszal.

Marek pomachal do Imperatora, dziekujac mu.

— To ciebie uratowalem? — krzyknal Gavras. — Chyba jednak ci ufam, a moze nie wiedzialem, kto jest na lodzi!

Trybun wolalby, zeby Thorisin nie dorzucal tej drwiacej uwagi. Bylo w niej za duzo prawdy.

— Plycizna — ostrzegl jeden z zeglarzy i chwycil sie relingu.

Gorgidas i Nepos zrobili to samo. Chwile pozniej deski zajeczaly, a lodz zaszorowala o dno. Marek i Gajusz Filipus runeli na poklad. Viridoviks, nadal wiszacy na poreczy, omal nie wypadl za burte.

— Slona woda rozprawi sie z moja zbroja — powiedzial Gajusz Filipus zalobnym tonem, brnac z pluskiem na brzeg.

Marek szedl za nim, trzymajac miecz nad glowa. W pewnym momencie fala zwalila Viridoviksa z nog. Gdy sie wynurzyl, wygladal jak zmokniety kot. Wasy i dlugie czerwone loki przykleily mu sie do twarzy. Mimo to blysnal zebami w usmiechu.

— Nareszcie wysiadlem z lodzi! — zakrzyknal. Kiedy tylko znalazl sie poza linia przyboju, starannie osuszyl klinge w bialym piasku. W wielu sprawach byl niedbaly, ale nigdy jesli chodzi o bron.

Na calej plazy male oddzialiki armii Gavrasa laczyly sie w wieksze. Ze schwytanej videssanskiej biremy, ktora wyladowala cwierc mili dalej, przymaszerowal do trybuna jeden z manipulow. Na czele szedl Kwintus Glabrio.

— Myslalem, ze juz po was, kiedy ten sukinsyn zaatakowal! — zawolal Marek, oddajac salut mlodszemu centurionowi. — „Dobra robota” to za malo powiedziane.

Jak zwykle Glabrio skwitowal pochwale wzruszeniem ramion.

— Gdyby nie popelnil bledu, nie skonczyloby sie tak dobrze.

Obok lodzi, ktora przyplyneli Skaurus i jego towarzysze, dobil do brzegu statek Gavrasa.

— Pospieszcie sie tam! — pogonil Imperator zolnierzy, ktory schodzili na lad. — Sformujcie czworobok! Jesli Sphrantzesowie maja dosc rozumu i zrobia wypad, wolalbym znowu byc na tamtym brzegu. Szybciej!

Thorisin wzial manipul Glabrio jako czesc swojej strazy przybocznej. Skaurus oddal mu go bez sprzeciwu. Co chwile rzucal nerwowe spojrzenia na grozne mury Videssos i wielkie bramy, zastanawiajac sie, czy uzurpator przeszkodzi rywalowi w ladowaniu.

Lecz zamiast wyrzucic z siebie uzbrojonych ludzi, bramy miasta zatrzasnely sie przez intruzami. Loskot byl wyraznie slyszalny w miejscu, gdzie stali ludzie Gavrasa.

— Gryzipiorki! Urzedasy! — rzucil Thorisin z pogarda. — Ortaias i jego podstepny wuj mysla, ze wygraja wojne, chowajac sie za murami. Maja nadzieje, ze znudze sie i odejde lub powiedzie sie nastepny plan morderstwa. Nie ma wsrod nich prawdziwego zolnierza. Nikogo, kto by im powiedzial, ze same mury nie wystarcza, by wytrzymac oblezenie. To wymaga rozumu i odwagi. Phos wie, ze mlody Sphrantzes nie ma ani jednego, ani drugiego. Przyznaje, ze Vardanes jest przebiegly, ale brakuje mu odwagi.

Skaurus pokiwal glowa, zgadzajac sie z ta ocena, choc podejrzewal, ze Vardanes Sphrantzes jest wiecej wart, niz przypuszczal Thorisin. Lecz nawet kiedy stalo sie jasne, ze nie bedzie wypadu z Videssos, wzrok trybuna uporczywie wracal do podwojnego muru z surowego brazowego kamienia. Ile trzeba sprytu, zeby odeprzec szturm, kryjac sie za takimi umocnieniami? Musial wypowiedziec te mysl na glos, bo Gajusz Filipus skomentowal trzezwo.

— Prawidlowe pytanie brzmi: ile trzeba sprytu, zeby dostac sie do srodka?

ROZDZIAL VI

Traby zagraly fanfare, a zaraz potem marsza. Dwanascie parasoli otworzylo sie jednoczesnie jak jasne kwiaty z czerwonego, niebieskiego, zlotego i zielonego jedwabiu. Armia Thorisina Gavrasa sformowala dluga kolumne, uniosla bron i zasalutowala dowodcy. Herold o barylkowatej klatce piersiowej ryknal donosnym

Вы читаете Imperator Legionu
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату