Skotosa. Zrobie to osobiscie, przysiegam. Zlozyles mi przysiege. Nie mozesz ich zabrac tylko dlatego, ze masz taki kaprys. Slyszysz mnie, Baanes?

Onomagoulos zmierzyl sie z nim wzrokiem. Thorisin odpowiedzial mu nieruchomym spojrzeniem. Pierwszy odwrocil oczy marszalek i przesunal nimi po obecnych, zeby sprawdzic, czy ma poparcie.

— Slysze, Thorisinie. Co tylko rozkazesz.

— Dobrze. Nie bedziemy wiecej o tym mowili — oswiadczyl Gavras spokojnie i przystapil do omawiania innych spraw.

— Ma zamiar tak to zostawic? — szepnal z niedowierzaniem Gajusz Filipus do Marka.

— Onomagoulos ma taki sposob mowienia — odszepnal trybun, ale on rowniez byl zaniepokojony.

Baanes nadal mial zwyczaj traktowania Thorisina Gavrasa jak chlopca. Skaurus zastanawial sie, co mogloby zmienic jego wyobrazenie o Imperatorze.

Te drobne troski pierzchly bez sladu, gdy Rzymianie wrocili do obozu. Za palisada czekal na nich Kwintus Glabrio.

— Co sie stalo? — spytal od razu Marek, widzac stezala twarz centuriona.

— Ja… ty… — zaczynal Glabrio dwa razy, nie mogac wydusic nowiny.

Nie panowal na glosem, podobnie jak nad twarza. Wykonal gwaltowny gest rezygnacji, okrecil sie na piecie i odmaszerowal, zostawiajac dowodcow.

Skaurus i Gajusz Filipus wymienili zdziwione spojrzenia. Glabrio zawsze byl opanowany. Zaden z nich nigdy nie widzial go w takim stanie… az do teraz.

Ruszyli za nim wzdluz walu ziemnego. Przy jednym z posterunkow zebrala sie grupka legionistow. Kiedy dwaj dowodcy podeszli blizej, Skaurus zobaczyl, ze na wszystkich twarzach maluje sie taki sam wyraz przerazenia i wscieklosci, ktory przebijal sie przez maske opanowania Kwintusa Glabrio.

Grupka rozstapila sie na widok trybuna. Legionisci wygladali na zadowolonych, ze maja pretekst, by sie wymknac. Zostalo tylko dwoch ludzi zaslaniajacych cos, co lezalo na ziemi: Gorgidas i Phostis Apokavkos.

— Jestes pewny, ze chcesz to zobaczyc, Skaurusie? — zapytal Gorgidas, odwracajac sie do trybuna.

Jego twarz byla blada, choc jako lekarz legionow widzial wiecej bolu i smierci niz kilkunastu zolnierzy razem wzietych.

— Odsuncie sie — powiedzial Marek ochryple.

Grek i Apokavkos odslonili cialo Doukitzesa. Marek nie mogl powstrzymac jeku. To po to uratowalem malego zlodziejaszka przed gniewem Mavrikiosa? Dla takiego losu? Cialo lezace przed nim niemo odpowiedzialo „tak”.

Po smierci Doukitzes byl jeszcze mniejszy, niz zapamietal go Skaurus. Wygladal raczej jak lalka wyrzucona przez zlosliwe dziecko niz jak czlowiek. Lecz gdzie dziecko, chocby najzlosliwsze, moglo zdobyc taka wprawe w rozmyslnym okaleczaniu, ktore odarlo trupa z wszelkiej godnosci i podobienstwa do istoty ludzkiej?

Marek uslyszal, ze Gajusz Filipus, stojacy krok za nim, z sykiem wciaga powietrze. Nie zauwazyl, ze jego wlasne rece zacisnely sie w piesci. Poczul to dopiero, kiedy paznokcie wbily sie w cialo.

— Musial umrzec szybko — stwierdzil Gorgidas, pokazujac trybunowi czyste ciecie, ktore bieglo od ucha do ucha mezczyzny. Pare much z fioletowymi odwlokami ucieklo z oburzonym bzyczeniem. — Nie zyl, kiedy robili reszte. Caly oboz, na Asklepiosa, cale miasto by go slyszalo. Znalezli go wartownicy z nastepnej zmiany.

— To szczescie dla niego — mruknal Gajusz Filipus. — Zdaje sie, ze jedyne, jakie mial.

— Dla Sphrantzesow walcza Yezda — odezwal sie Marek, ktory szukal jakiegos wyjasnienia. — To moze byc ich robota. Okaleczaja zabitych, zeby przerazic wrogow.

Jeszcze zanim skonczyl, przestal w to wierzyc. Yezda byli barbarzyncami. Zabijali i torturowali z dzikim upodobaniem. Lecz chirurgiczna precyzja tej jatki przewyzszala ich wyczyny okrutna, zimna zlosliwoscia.

— Yezda nie maja z tym nic wspolnego, niech ich pieklo pochlonie — powiedzial Phostis Apokavkos. — Niemal bym chcial, zeby to byli oni. Latwiej bym zrozumial.

Adoptowany Rzymianin mowil po lacinie z akcentem zachodniego Videssos. Przeciaganie samoglosek tylko podkreslalo jego smutek. Choc golil twarz tak jak jego towarzysze, w glebi duszy pozostal Videssanczykiem. On i Doukitzes, dwaj zolnierze imperialni walczacy u boku Rzymian, zaprzyjaznili sie po klesce pod Maragha.

— Mowisz, jakbys wiedzial, ze to nie jest dzielo nomadow — stwierdzil Gajusz Filipus — ale nie potrafie sobie wyobrazic, by mogli to zrobic nawet najgorsi sposrod twojego ludu.

— Za co ci dziekuje — odparl Apokavkos, pocierajac dlugi podbrodek. Czesto pozowal na Rzymianina, ale tym razem nie zaprotestowal, gdy mu przypomniano, ze jest Videssanczykiem. — Nie musisz sobie tego wyobrazac, bo to prawda. Spojrzyj tu. — Wskazal na czolo martwego mezczyzny.

Widoczne tam naciecia wydawaly sie Skaurusowi kolejna probka zrecznosci zabojcy. Spojrzal uwazniej. Tym razem ominal wzrokiem zaschnieta krew i dostrzegl wzor wyciety nozem. Bylo to slowo czy tez raczej videssanskie nazwisko: Rhavas.

— To jasne jak slonce, ze ten lajdak musi byc idiota, zeby zrobic cos takiego — powiedzial Viridoviks wieczorem przy ognisku. — Na pewno wie, ze dlugo tego nie zapomnimy.

Zjadl tylko troche chleba i pare winogron. Wrazliwy zoladek, ktory dawal mu sie we znaki przy wielu okazjach z wyjatkiem bitew, podszedl mu do gardla na widok ciala Doukitzesa.

— Tak — zgodzil sie Gajusz Filipus, zaciskajac owlosione rece niczym wokol niewidocznej szyi. — I to podwojnym idiota, bo schronil sie w miescie, skad nie bedzie mu latwo uciec.

— To jeszcze jeden powod, by je zdobyc — stwierdzil Marek.

Wyciagnal kubek do ponownego napelnienia winem. Wstrzasniety tym, co zobaczyl, pil duzo, zeby zapomniec.

— Najgorsze jest to, co powiedziales — zwrocil sie Kwintus Glabrio do Gajusza Filipusa — choc niezupelnie to miales na mysli. Doukitzes nie byl zabawka nomadow. W okaleczeniu go po smierci musial istniec jakis cel, ale niech mnie bogowie chronia przed zbyt dokladnym poznaniem takich celow.

Zakryl dlonmi oczy, jakby go zdradzily, kiedy spojrzaly na Doukitzesa.

Skaurus wypil videssanskie wino slodkie jak syrop i znowu podstawil kubek. Towarzysze dotrzymywali mu kroku, ale picie nie poprawilo im humorow. Kolejno wymykali sie do namiotow majac nadzieje, ze sen okaze sie lepszym srodkiem lagodzacym niz wino.

Trybun odsunal pole namiotu i wyszedl, wkladajac po drodze plaszcz. Pozwolil, by nogi same go niosly. Kazda sciezka byla dobra, byle dalej stad. Zaklad Phosa rownie czesto sie wygrywalo, jak i przegrywalo.

Wartownicy zasalutowali Skaurusowi na rzymski sposob zacisnietymi piesciami, kiedy wyszedl z obozu przez polnocna brame. Z roztargnieniem oddal salut zalujac, ze w-ogole ktos go widzial. Z wyjatkiem paru ludzi idacych do latryn lub wracajacych stamtad, w obozie panowal spokoj, a z ognisk zostal tylko zar.

Wszystkie posterunki byly wzmocnione, zarowno w obozie, jak i wzdluz calego walu ziemnego. Trybun zobaczyl pochodnie plonace na calej drodze do morza. Wiedzial, ze tej nocy nie zasnie zaden wartownik.

Noc byla jasna i chlodna. Ksiezyc juz dawno zaszedl za mury Videssos i zostawil niebo odleglym gwiazdom. Spogladajac na obce konstelacje, Skaurus zastanawial sie, czy Videssanczycy wroza z nich przyszlosc. To zgadzaloby sie z ich wierzeniami, ale nie mogl sobie przypomniec, by o tym slyszal. Nepos bedzie wiedzial.

Mysl pierzchla rownie szybko, jak sie pojawila, przytloczona nowa fala rozgoryczenia. Trybun maszerowal dalej na polnoc. Wkrotce znalazl sie poza rzymskim odcinkiem linii oblezniczej i dotarl do obozu Namdalajczykow. Okrazyl go z daleka, nie majac ochoty natknac sie na zadnego z wyspiarzy.

W oddali uslyszal odglosy klotni. Po chwili rozpoznal glos Komitty Rhangawe. Prawdopodobnie Thorisin zalowal teraz, ze nie zostala po zachodniej stronie Konskiego Brodu. Skaurus zasmial sie gorzko. W pelni rozumial to uczucie.

Jego smiech wystraszyl kogos. Marek uslyszal, ze ktos gwaltownie wciaga powietrze, a potem dobieglo go ni to pytanie, ni to wyzwanie:

— Kto to?

Inny kobiecy glos, nizszy od glosu Komitty, rowniez znajomy, z gardlowym akcentem. Marek wytezyl wzrok.

— Nevrata? To ty?

— Tak.

Trybunowi od razu zrobilo sie cieplej na sercu. Ona i jej maz juz nie obozowali z legionistami, lecz przylaczyli sie do kuzynow Senpata Sviodo, ktorzy przybyli z Gavrasem. Markowi brakowalo obojga; dzielnosci i pogody ducha Senpata oraz jasnosci myslenia i odwagi jego zony. Poza tym stanowili dla niego wzor szczesliwej

Вы читаете Imperator Legionu
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату