— Wiec lepiej nie bede go marnowal — skwitowal Viridoviks i pociagnal haust z beczulki.

Latwo bylo podzielic dowodcow znajdujacych sie-w namiocie Thorisina na dwie grupy: tych, ktorzy wiedzieli o upadku Resainy, i reszte. W pierwszej wyczuwalo sie napiecie oczekiwania. Nikt nie mial pojecia, czego sie spodziewac. Ci, ktorzy o niczym nie slyszeli, w wiekszosci przychodzili pozno, jak na kazda inna nudna narade.

Przez jakis czas wydawalo sie, ze mieli racje. Jako pierwsza rozpatrywano sprawe videssanskiego porucznika z klaczkowata broda, ktorego przyciagneli dwaj krzepcy straznicy. Mlodzik wygladal na wystraszonego i skacowanego.

— I co tutaj mamy? — odezwal sie niecierpliwie Thorisin, bebniac palcami po stole.

Mial wazniejsze rzeczy na glowie.

— Wasza Wysokosc… — zaczal porucznik drzacym glosem, ale Gavras uciszyl go wzrokiem i spojrzal pytajaco na starszego straznika.

— Panie, wiezien, niejaki Pastillas Monotes, ostatniego wieczora lzyl grubiansko Wasza Wysokosc w obecnosci swojego oddzialu.

Zolnierz wyrecytowal z pamieci oskarzenie przeciwko nieszczesnemu Monotesowi, glosem monotonnym i pozbawionym emocji.

Videssanscy oficerowie siedzacy przy stole zesztywnieli, a na twarzy Thorisina Garvasa pojawil sie czujny wyraz. Dla Namdalajczykow, Khamorthow i Rzymian wolnosc slowa byla czyms naturalnym, ale w starym Imperium do wladcow tradycyjnie odnoszono sie z calym ceremonialem i szacunkiem. Nawet tak nietypowy Imperator jak Thorisin nie mogl lekko potraktowac obrazy majestatu, nie narazajac sie na utrate powazania u wlasnych poddanych. Marek wspolczul wystraszonemu zolnierzowi, ale wiedzial, ze nie osmieli sie interweniowac w tej sprawie.

— W jaki sposob lzyl mnie Monotes? — zapytal Imperator oficjalnym tonem.

— Panie, wiezien stwierdzil, ze skoro nie potraficie zrobic nic wiecej, tylko oblegac Videssos, jestescie kundlem, durniem o sercu eunucha i czlowiekiem, ktory ryczy jak lew, ale ucieka przed mysza — powtorzyl straznik z pamieci. — Takie byly slowa wieznia, panie. Na jego usprawiedliwienie mozna dodac, ze wypil za duzo trunkow — zakonczyl i wreszcie w jego glosie pojawil sie ludzki ton.

Thorisin przechylil glowe i spojrzal kpiaco na Monotesa, ktory najwyrazniej probowal zapasc pod ziemie.

— Lubisz zwierzeta, co? — zauwazyl.

Nadzieje Skaurusa wzrosly. Te slowa raczej nie wskazywaly na to, ze Imperator zamierza oglosic rutynowy wyrok.

— Chlopcze, naprawde powiedziales o mnie te wszystkie rzeczy? — zapytal Gavras z czysta ciekawoscia w glosie.

— Tak, Wasza Wysokosc — szepnal porucznik zalosnie, z twarza blada jak nie farbowany jedwab. Wzial gleboki oddech. — Pewnie bym wymyslil duzo gorsze rzeczy, gdybym wypil wiecej wina.

— Haniebne — mruknal Baanes Onomagoulos.

Thorisin natomiast zaczal sie krztusic. Po chwili poddal sie i wybuchnal smiechem.

— Zabierzcie go — rozkazal straznikom. — Wypedzcie z niego opary wina i wszystko bedzie w porzadku. Mysz, tez cos! — prychnal, wycierajac oczy. — Wynos sie — powiedzial do Monotesa, ktory probowal dziekowac — albo pozalujesz, ze nia nie jestem.

Porucznik omal nie upadl, kiedy straznicy go popchneli. Czym predzej wyskoczyl z namiotu. Dobry humor Gavrasa zniknal razem z nim.

— Gdzie reszta? — burknal.

W rzeczywistosci tylko kilka miejsc bylo pustych. Kiedy niespiesznie zjawil sie ostatni wodz Khamorthow, Thorisin spiorunowal go wzrokiem. Nomada nie zmieszal sie. Gniew czlowieka osiadlego, nawet krola, nie mogl zrobic na nim wrazenia.

— Dobrze, ze do nas dolaczyles — rzucil Gavras, ale sarkazm byl rownie chybiony jak gniew.

Nastepne slowa Imperatora przyciagnely uwage wszystkich obecnych.

— Proponuje przypuscic szturm na miasto za dwa dni o wschodzie slonca.

Po chwili zupelnej ciszy wybuchl gwar, jakiego Skaurus jeszcze nie slyszal podczas narad. Wybil sie ponad niego okrzyk Soteryka.

— Wiec jestescie durniem, panie, i straciliscie resztki rozumu!

— Co was sklonilo do tego szalenstwa? — poparl go Utprand syn Dagobera.

W glosie Soteryka brzmiala wscieklosc, natomiast w slowach starego Namdalajczyka slychac bylo zwykla ciekawosc. Plan Thorisina zainteresowal go mniej wiecej tak samo, jak trudny tekst w swietych pismach.

— Wyspiarze nigdy nie wiedza, co sie dzieje — mruknal Gajusz Filipus do Marka.

Wrzawa zagluszyla jego pogardliwa uwage. Dla najemnika znajomosc sytuacji byla na wage zlota. Jak na wysokie wymagania starszego centuriona Namdalajczycy zbyt czesto dawali sie zaskakiwac.

Skaurus rozumial jego dezaprobate, ale jako czlowiek bardziej obeznany w intrygach niz prosty centurion orientowal sie, dlaczego zolnierze Duchy wiedza czasami mniej niz inni. Nie tylko byli heretykami w oczach Videssanczykow, ale zarazem poddanymi ksiecia, ktory sam by napadl na Imperium, gdyby uznal to za stosowne. Nic dziwnego, ze wiesci docieraly do nich z opoznieniem.

Thorisin Gavras czekal, az gwar ucichnie. Marek wiedzial, ze Imperator jest najbardziej niebezpieczny, gdy trzyma nerwy na wodzy.

— Stracilem rozum, tak? — powiedzial Gavras zimno, mierzac Soteryka wzrokiem.

Tak samo moglby orzel spogladac z nieba na mlodego wilczka.

Soteryk w koncu spuscil oczy, ale trybun mimo to podziwial silne nerwy szwagra, skoro nie mogl rozsadku.

— Tak, na Zaklad — odparl Namdalajczyk. — Ile juz tygodni siedzimy na tylkach, zeby wziac szubrawcow glodem? A teraz nagle w gore miecze i na nich. Twierdze, ze to idiotyzm.

— Uwazaj na slowa, wyspiarzu — zagrzmial Baanes Onomagoulos.

Jego niechec do Namdalajczykow przewyzszala mieszane uczucia wobec Thorisina.

Inni videssanscy oficerowie wydali zgodny pomruk. Gdyby Soteryk przemawial tak do Mavrikiosa Gavrasa, mlodszy brat krola wpadlby w gniew. Lecz cierniste slowa skierowane do siebie Thorisin przyjmowal zwyczajnie. Podobnie jak Mavrikios — przypomnial sobie Marek.

— Wcale nie „nagle”, synu Dostiego — odezwal sie Imperator.

Soteryk zrobil zdziwiona mine, gdy uslyszal rodowe imie. Skaurus przypomnial sobie, ze starszy z Gavrasow tez uzywal jego pelnego nazwiska. Zorientowal sie, ze Thorisin zapozyczyl od Mavrikiosa kolejna sztuczke.

— Posluchajcie — powiedzial Thorisin i w kilku zdaniach wyjasnil sytuacje. — Tak wiec, bohaterze, co wedlug ciebie powinienem zrobic?

W jego glosie slychac bylo zniecierpliwienie.

Mlody Namdalajczyk, wyczuwajac drwine, przygryzl wargi w gniewie i zaklopotaniu.

— Szturmowac miasto — wykrztusil.

Nie powiedzial — nie musial mowic — ze nikt jeszcze nie zdobyl tych murow. Wszyscy zebrani o tym wiedzieli.

— Tak, szturmowac miasto — zwrocil sie Utprand do Thorisina. — Latwo wam mowic. My jestesmy z Duchy i placimy za to, ze zdobywamy dla was, panie, Imperium. Placimy krwia.

Skaurus nie mogl sie powstrzymac, zeby nie skinac glowa. Dowodca najemnikow, ktory stracil wojsko, nie mial nic do sprzedania.

— Wiec idzcie do mroznego piekla Skotosa — warknal Gavras, tracac panowanie nad soba. — Wez swoich Namdalajczykow i wracaj do domu, skoro nie chcesz walczyc. Mowisz, ze placicie krwia? Ja place podwojnie, cudzoziemcze. Kazdy czlowiek, wszystko jedno czy przyjaciel, czy wrog, ktory ginie w tej wojnie, zubaza mnie, bo ja jestem Autokrata calego Videssos i wszyscy jego obywatele sa moimi poddanymi. Idzcie, wynoscie sie. Wasz widok mnie brzydzi.

Marek spodziewal sie, ze po tej tyradzie Utprand dumnym krokiem wymaszeruje z namiotu. Soteryk juz odepchnal krzeslo, ale powstrzymalo go spojrzenie starszego Namdalajczyka. W goracych slowach Thorisina byla prawda, ktora wczesniej nie dotarla do Utpranda, wiec postanowil nalezycie je przemyslec.

— Niech tak bedzie — odezwal sie w koncu. — Za dwa dni.

Вы читаете Imperator Legionu
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату