Tego rozkazu legionisci sluchali bez przykrosci. Wyruszali do ataku w bojowym nastroju, ale znali granice swoich mozliwosci.

Khatrishe oslaniali Rzymian. Zwlaszcza wycofanie taranow bylo trudnym zadaniem ze wzgledu na ich wielkosc i ciezar. Laon Pakhymer machnieciem reki zbyl podziekowania Marka.

— Wy zrobiliscie dla nas wiecej w zeszlym roku. — Po chwili milczenia dodal: — Czy mozemy prosic o pomoc waszego klotliwego lekarza?

— Oczywiscie — odparl Skaurus.

— Zatem dziekuje. Jego rece sa delikatne, choc jezyk ostry, a ten instrument do wyciagania strzal to sprytne urzadzenie.

— Gorgidas! — zawolal Marek.

Grecki lekarz nadbiegl truchtem, powiewajac bandazem trzymanym w rece.

— Czego chcesz, Skaurusie? Jesli musisz wysylac ludzi na rzez, przynajmniej pozwol mi ich teraz poskladac do kupy. Nie chce tracic czasu na gadanie.

— Zajmij sie rowniez Khatrishami, dobrze? Nasi sprzymierzency nosza lzejsze panoplie, wiec lucznicy bardziej dali sie im we znaki. Pakhymer bardzo chwali twoj wyciagacz strzal.

— Lyzke Dioklesa? Tak, to uzyteczne narzedzie. — Wyciagnal je zza paska. Gladki braz byl zaplamiony krwia. Gorgidas pokazal instrument dwom oficerom. — Mozecie mi powiedziec, czyja to krew; Rzymianina, Khatrisha czy tez moze imperialnego? — Nie czekal na odpowiedz, tylko mowil dalej: — Ja tez nie potrafie tego stwierdzic. Nie przygladalem sie rannym… i nie zamierzam. Jestem zajetym czlowiekiem, dzieki wam dwom, wiec laskawie pozwolcie mi wykonywac prace.

Pakhymer spojrzal w slad za nim.

— Czy to oznaczalo „tak”?

— To oznaczalo, ze zajmowal sie twoimi ludzmi przez caly czas. Powinienem byl wiedziec.

— Tego czlowieka przesladuja demony — stwierdzil Pakhymer powoli. W jego oczach czail sie przesadny lek. Chcial, by jego slowa zostaly wziete doslownie. — Demony sa dzisiaj wszedzie — mruknal — naruszaja Rownowage.

W oczach Videssanczykow Khatrishe byli jeszcze wiekszymi heretykami niz Namdalajczycy. Mieszkancy Duchy mowili o Zakladzie Phosa z nadzieja, ze Phos w koncu pokona Skotosa, natomiast ziomkowie Pakhymera utrzymywali, ze walka miedzy dobrem i zlem jest wyrownana i nie wiadomo, kto bedzie ostatecznym zwyciezca.

Skaurus byl zbyt zmeczony i rozczarowany, by spierac sie na temat subtelnosci religii, ktorej nie wyznawal. Z zaskoczeniem stwierdzil, ze niebo jest czyste i niebieskie. Gdzie sie podziala mgla? Slonce swiecilo mu w oczy. Jego cien sie wydluzyl. Szturm trwal prawie caly dzien. Zwazywszy na rezultat, mogli do niego w ogole nie przystepowac.

Kiedy Rzymianie zaczeli odwrot, z murow posypaly sie szyderstwa. Wybijal sie ponad nie grzmiacy, pogardliwy smiech Outisa Rhavasa.

— Wracajcie do mamus, chlopaczki! — ryczal zbir ze zlosliwa radoscia. — Wzieliscie udzial w nie swojej grze i dostaliscie za to lanie! Wracajcie do domu, badzcie grzeczni, a nie stanie sie wam krzywda!

Marek z trudem przelknal sline. Kleska z rak Rhavasa byla piec razy gorsza niz jakakolwiek inna. Ze zwieszona glowa prowadzil do obozu strudzony, wykrwawiony legion.

W Videssos zolnierze Sphrantzesow dlugo w noc swietowali zwyciestwo. Mieli powody do radosci. Zaden ze szturmow Thorisina nie byl tak bliski powodzenia jak atak Rzymian, choc Skaurus dobrze wiedzial, ze legionistom wiele brakowalo do zdobycia miasta.

Odglosy hulanki wprawialy w jeszcze bardziej ponury nastroj armie Gavrasa, ktora lizala rany za walem obronnym. Trybun slyszal gniewne rozmowy wokol rzymskich ognisk i nie winil za nie zolnierzy. Walczyli najlepiej jak mogli, lecz kamienie, cegly i zelazo sa mocniejsze niz cialo i krew.

Gdy w rzymskim obozie zjawil sie jakis Namdalajczyk, nerwowi wartownicy omal go nie przebili wlocznia. Ledwo zdolal ich przekonac, ze jest przyjacielem. Zapytal o Skaurusa. Uparl sie, ze bedzie rozmawial tylko z nim. Trybun poszedl do polnocnej bramy, wyciagajac po drodze miecz. Nie ufal nikomu.

Okazalo sie jednak, ze zna poslanca. Byl nim najemnik o nazwisku Fayard, ktory kiedys sluzyl pod rozkazami meza Helvis, Hemonda. Wyszedl z ciemnosci i namdalajskim zwyczajem uscisnal dlon trybuna obiema rekami.

— Soteryk pyta, czy napijecie sie z nim wina w naszym obozie — powiedzial.

Po latach spedzonych w Imperium mowil po videssansku prawie bez obcego akcentu.

— To te wiadomosc miales przekazac mi osobiscie? — spytal Skaurus zaskoczony.

— Taki dostalem rozkaz. — Fayard wzruszyl ramionami.

Mial zrezygnowana mine zolnierza nawyklego do przekazywania polecen, niezaleznie od tego, czy widzial w nich sens.

— Oczywiscie, ze przyjde. Zaczekaj chwile.

Marek szybko odszukal Gajusza Filipusa i powiedzial mu o zaproszeniu Soteryka. Starszy centurion przymruzyl oczy i w zamysleniu pogladzil sie po brodzie.

— Czegos od nas chce — stwierdzil. — Nie jest zbyt dobry w tej grze, co? Caly oboz zaraz bedzie wiedzial, ze wybierasz sie na sekretne spotkanie, skoro jego czlowiek wlasnie wyspiewal to przy bramie.

— Moze powinienem odsunac cie od walki — powiedzial Marek. — Robi sie z ciebie niezly intrygant.

Gajusz Filipus prychnal. Wiedzial, ze to czcza pogrozka.

— Ha! Nie trzeba byc krowa, zeby wiedziec, skad sie bierze mleko.

Skaurus nie mogl zwalczyc pokusy.

— Masz racje. To byloby wyjatkowo smieszne. Odszedl pogwizdujac. Czul sie lepiej niz kiedykolwiek od czasu nieudanego ataku.

On i Fayard byli trzy razy zatrzymywani w czasie dziesieciominutowego marszu do namdalajskiego obozu i raz wewnatrz palisady. Straznicy, ktorzy poprzedniej nocy zignorowaliby caly pluton, teraz siegali po wlocznie albo luk na najmniejszy ruch. Kleska sprawila, ze ludzie boja sie cienia — pomyslal Marek.

Kolejny uzbrojony straznik stal przed namiotem Soteryka. Przyjrzal sie trybunowi z bliska i dopiero wtedy odsunal sie, zeby go przepuscic. Fayard dwornie uchylil pole namiotu.

— Ty nie wchodzisz? — zapytal Marek.

— Ja? Na Zaklad, nie — odparl Namdalajczyk. — Soteryk oderwal mnie od gry w kosci, i to akurat kiedy zaczynalem wygrywac. Wiec za pozwoleniem…

Zniknal nie konczac zdania.

— Wchodz, Skaurusie, a przynajmniej opusc pole! — zawolal Soteryk. — Wiatr zgasi swiece.

Jesli Marek mial jakiekolwiek watpliwosci, czy zaproszenie jest czysto towarzyskie, rozwialy sie na widok zgromadzonych. Na macie obok Soteryka siedzial Utprand syn Dagobera z zabandazowana reka. Jak zwykle, jego zimne oczy i cala postawa byly czujne jak u wilka. Obok niego trybun zobaczyl dwoch Namdalajczykow, ktorych znal tylko z nazwiska: Clozart Skorzane Spodnie i Turgot Sotevag. Obaj pochodzili z miasta lezacego na wschodnim wybrzezu wyspy Duchy. Cala czworka reprezentowala wszystkich wyspiarzy, ktorzy sluzyli Gavrasowi.

Przesuneli sie, robiac miejsce Skaurusowi. Turgot zaklal cicho, kiedy sie poruszyl.

— Mam zabandazowany tylek — wyjasnil Rzymianinowi. — Dostalem strzale prosto w posladek.

— Twoj tylek nic go nie obchodzi — zagrzmial Clozart.

Marek stwierdzil, ze ten mezczyzna o surowej, grubo ciosanej twarzy wyglada glupio w obcislych skorzanych spodniach — mial prawie piecdziesiat lat i pokazny brzuch — ale sprawia wrazenie twardego czlowieka, ktory dziala i nie mysli o konsekwencjach.

— Napij sie wina — powiedzial Turgot, nalewajac gosciowi z pekatego dzbana. — Nie chcielibysmy, zeby Fayard wyszedl na klamce, prawda?

Marek potrzasnal glowa i z uprzejmosci lyknal wina. Mimo ostentacyjnej pogardy dla videssanskich zwyczajow, niektorzy Namdalajczycy z wielkim zapalem bawili sie w dwuznacznosci, ktorej to gry nauczyli sie od Videssanczykow.

Soteryk do nich nie nalezal. Jednym haustem wychylil swoj kubek i zapytal otwarcie:

— I co sadzisz o dzisiejszej klesce?

— To samo co myslalem wczesniej — odparl trybun. — Za takimi murami nawet garstka chromych starcow

Вы читаете Imperator Legionu
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату