wypad — powiedzial Marek do Gajusza Filipusa tej samej nocy. — Szturm rzeczywiscie by sie opoznil, a nie mozemy sobie na to pozwolic, kiedy na zachodzie dzieja sie niedobre rzeczy.

Centurion starannie ogryzl pieczone kurze udko i cisnal kosc w ognisko.

— Dlaczego mieliby pojsc za Rhavasem? — spytal. — Znasz Namdalajczykow i imperialnych. Myslisz, ze im sie podoba ta banda rzezimieszkow? Pewnie mieli nadzieje, ze sporo ich wybijemy. Zaloze sie, ze by ich nie oplakiwali.

Marek doszedl do wniosku, ze Gajusz Filipus ma racje. Obroncy byli w wiekszosci takimi samymi zolnierzami jak inni i bez watpienia pogardzali bandytami, podobnie jak cale regularne wojsko. To dowodcy poslugiwali sie takimi ludzmi, a nie szeregowcy.

— Sphrantzesowie — powiedzial z obrzydzeniem.

Gajusz Filipus skinal glowa. Rozumial go doskonale.

Ranek, ktory Thorisin Gavras wybral na szturm, wstal szary i mglisty. Mgla, choc nie tak gesta jak w te noc, kiedy przyplynely statki z Klucza, ograniczala widocznosc do stu krokow.

— Widze, ze niektore moje modlitwy zostaly wysluchane — stwierdzil Gajusz Filipus, wywolujac slabe usmiechy na twarzach legionistow.

Konczyli przygotowania z ponurymi minami. Wiedzieli, co ich czeka.

— Bardzo duzo zalezy od twoich ludzi — mowil Marek do Laona Pakhymera.

Khatrish przyprowadzil swoich ludzi, ktorzy do tej pory zajmowali sie zaopatrzeniem. Teraz mieli pomoc w ataku na stolice.

— Wiem — odparl Pakhymer. — Nasze kolczany sa pelne. Doprowadzilismy rzemieslnikow do szalu, proszac o tyle strzal. — Z niechecia lypnal na pochmurne niebo. — Trudno bedzie trafic w cele.

— Oczywiscie — powiedzial Skaurus, nagle mniej zadowolony z mgly. — Wystarczy, ze zasypiecie strzalami szczyt muru. Nie musicie od razu zabic.

— Oczywiscie — powtorzyl Pakhymer ironicznie.

Trybun poczul, ze sie czerwieni. A to dobre! Robi wyklad o lucznictwie Khatrishowi, ktory zapewne dostal luk w reke, kiedy skonczyl trzy lata. Marek pospiesznie zmienil temat.

Rozbrzmial glos traby; wysoki i piskliwy w porannej ciszy. Marek rozpoznal imperialna fanfare, sygnal do ataku.

Strach rozwial sie. Skonczylo sie czekanie. Zblizala sie bitwa, jakikolwiek mial byc jej wynik.

Ostatnia nuta jeszcze wisiala w powietrzu, kiedy ozyly rogi. Rzymianie z calych sil zakrzykneli „Gavras!” i ruszyli biegiem w strone Srebrnej Bramy i bocznej furtki, przez ktora Rhavas dokonal wypadu. Legionisci przystapili do zasypywania biegnacej wokol miasta fosy ziemia, galeziami i wiazkami kijow, zeby zrobic miejsce dla taranow.

Pierwsza linie obrony stanowil wal ziemny siegajacy czlowiekowi do piersi, nie rozniacy sie wiele od tego, ktory usypali ludzie Gavrasa, tyle ze byl oblicowany kamieniami. Szybko uporano sie z posterunkami, ktorym obroncy wcale nie byli sklonni rzucic sie na ratunek.

Wysoko na Srebrnej Bramie staly ikony Phosa przypominajace, ze Videssos to jego swiete miasto. Teraz potraktowano je brutalnie. Bzyczac nad glowami Rzymian jak roj wscieklych komarow, nadlecialy strzaly Khatrishow. Zaraz potem dal sie slyszec halas miotaczy strzal i loskot katapult wyrzucajacych kamienie.

— Ladowac! No dalej, zwawo! — poganial zaloge jeden z artylerzystow.

Marek doszedl do wniosku, ze stanowi on doskonala videssanska kopie Gajusza Filipusa. Starszy centurion poganial krzykiem legionistow, ktorzy toczyli tarany w strone wzmocnionej zelaznymi obreczami Srebrnej Bramy. Drewniane skrzynie o scietych bokach, pokryte skorami dla ochrony przed ogniem, wrzacym olejem i piaskiem, sunely ociezale naprzod.

Spogladajac w gore na mury zwienczone blankami, Skaurus poczul przyplyw nadziei. Wbrew jego oczekiwaniom pociski szybko wypedzily obroncow ze stanowisk. Tarany bez przeszkod zajely pozycje. Korytarz za brama rozbrzmial echem pierwszych uderzen niczym w wielki beben.

Lecz Khatrishe nie mogli dluzej utrzymywac morderczego ognia. Ramiona im omdlaly, cieciwy rozciagnely sie i strzaly przestaly dolatywac do celu. Na murach znowu pojawili sie zolnierze. Jeden z Vaspurakanerow Bagratouniego wrzasnal, kiedy goracy olej przedostal sie przez spojenia zbroi i przypiekl cialo. Kolejny obronca juz mial wylac na Rzymian kociol wrzacego tluszczu, gdy strzala Khatrisha trafila go w twarz. Mezczyzna zatoczyl sie do tylu, chlustajac wrzacym plynem na swoich towarzyszy. Rzymianie zaczeli wiwatowac, slyszac w gorze wrzaski bolu i strachu.

Z wiez wewnetrznego muru posypaly sie na legionistow kamienie i inne pociski. Khatrishow bylo za malo, a poza tym stali za daleko, by unieszkodliwic strzelcow i katapulty.

Ponad bitewna wrzawe wybil sie krzyk „Drabiny!”, „Drabiny!”.

Skaurus rzucil spojrzenie w tamtym kierunku i zobaczyl ludzi wdrapujacych sie blyskawicznie na mury. Wiedzieli, ze straca zycie, jesli nie dotra do szczytu, zanim wrogom uda sie odepchnac drabiny. Legionisci nie probowali tej taktyki. Trybun ocenil, ze jest zbyt ryzykowna.

Tarany walily bez ustanku. W gory opuscil sie lancuch z umieszczonym na koncu hakiem, lecz Rzymianie, czujni na takie sztuczki, odepchneli go. Ogromne zelazne klamry laczace brame z murem zgrzytaly i jeczaly po kazdym ciosie. Grube debowe portale zaczely sie wyginac do wewnatrz.

— Teraz ich mamy! — krzyknal Viridoviks.

Jego oczy plonely podnieceniem. Machnal mieczem w strone oblezonych. Z niecierpliwoscia czekal, kiedy wreszcie sie z nimi zmierzy. Walka na odleglosc oraz pojedynek taranow i katapult byly marnym substytutem walki wrecz, za ktora tesknil.

Marek mniej sie do niej palil, lecz jego pewnosc siebie rosla. Ludzie Ortaiasa nie stawiali zazartego oporu. Wlasciwie to Rzymianie nie powinni nawet przytoczyc taranow w poblize Srebrnej Bramy, nie mowiac o jej roztrzaskaniu, co im sie prawie udalo. Zastanawial sie, ilu zolnierzy zwiazaly statki Elissaiosa Bouraphosa, atakujace Videssos od strony morza. Czasami flota okazywala sie przydatna.

Walka przy furcie wypadowej nie przebiegala dla legionistow tak pomyslnie. Ostry uskok w murze chronil ja przed machinami i pozwalal obroncom strzelac do atakujacych. Kiedy straty wzrosly, Skaurus wycofal swoich zolnierzy, zostawiajac dwa oddzialy, ktore mialy pilnowac, by oblezeni Videssanczycy nie dokonali wypadu.

Ostatnie uderzenie pracujacych zgodnie taranow trafilo w nadwerezone deski Srebrnej Bramy, ktora runela do srodka. Rzymianie wyskoczyli zza oslon taranow krzyczac, ze miasto jest zdobyte.

Triumfowali przedwczesnie. Przejscie miedzy zewnetrznymi a wewnetrznymi wrotami bylo otoczone murem i zadaszone, a droge zagradzala potezna krata. Zza niej lucznicy siali smierc posrod legionistow.

Dzielni jak zawsze Khatrishe Laona Pakhymera przybiegli na ratunek. Ucierpieli na tym, poniewaz mieli na sobie tylko lekkie zbroje. Ludzie Ortaiasa zebrali wsrod nich obfite zniwo. Laon Pakhymer patrzyl na to bez wyrazu, ale twarz mu pobladla i wyrazniej odznaczyly sie na niej dzioby. Mimo to wyslal naprzod kolejnych wojownikow.

Jeszcze wiecej lucznikow strzelalo do Rzymian z otworow wybitych w scianach nad przejsciem. Nie byly puste tak jak poprzedniego lata w ogarnietym panika Khliat, lecz obsadzone przez ludzi i niebezpieczne.

— Testudo! — krzyknal Gajusz Filipus i nad glowami legionistow pojawily sie scuta dla ochrony przed deszczem strzal.

Zaraz jednak spadlo na nich cos gorszego niz strzaly. Rozgrzany do czerwonosci piasek, wrzaca woda, pryskajacy olej wylaly sie z otworow strzelniczych, a zlaczone tarcze nie mogly ochronic zolnierzy. Poparzeni ludzie zaczeli przeklinac i wrzeszczec.

Jeszcze straszniejsze byly butelki z witriolem, ktorymi obroncy rzucali w Rzymian. Pokrycie tarcz dymilo i pokrywalo sie bablami, a jesli kropla zetknela sie z cialem, wypalala je do kosci.

Skaurus zazgrzytal zebami z frustracji. Sforsowawszy Srebrna Brame, jego ludzie wpadli w okrutna pulapke. Juz lepiej, gdyby przegrali od razu. Tarany, chronione przez plaszcze, sunely wytrwale w strone kraty. Jeden z ludzi siedzacych wewnatrz oslony padl trafiony strzala, ktora ominela tarcze.

Lecz za krata znajdowaly sie drugie wrota, jeszcze mocniejsze niz pierwsze. Czy mogl rozkazac zolnierzom, zeby pokonali te przeszkode i zaatakowali swieze oddzialy Ortaiasa?

Gdyby mial do dyspozycji wielka armie, moglby tego sprobowac. Jego sily byly jednak ograniczone. Gdyby teraz stracil legionistow, stracilby ich na zawsze. Choc bardzo chcial pomoc Thorisinowi, musial pamietac o credo dowodcy najemnikow: nalezy chronic swoich ludzi. Bez nich nic nie mozna zrobic.

— Wycofywac sie — rzucil komende i dal znak trebaczom, zeby odtrabili odwrot.

Вы читаете Imperator Legionu
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату