zdolalaby powstrzymac armie, gdyby tylko pamietali, ze maja zrzucac wrogom kamienie na glowy.
— Ha! Dobrze powiedziane — stwierdzil Utprand, obnazajac zeby w grymasie, ktory mial byc usmiechem. — Za tym pytaniem kryje sie jednak cos wiecej. Gavras wyslal nas na pewna smierc. Wiedzial, ze tych umocnien nie da sie zdobyc. Dlaczego mamy sluzyc takiemu czlowiekowi?
— Myslicie o przejsciu na strone Sphrantzesow? — zapytal Marek ostroznie.
Wiedzial, ze jesli przytakna, bedzie musial posluzyc sie calym sprytem, by opuscic oboz wyspiarzy. Nie zamierzal dokonywac takiego wyboru. A jesli spryt go zawiedzie…
Zmienil pozycje, przesuwajac miecz tak, zeby go bylo latwiej wyjac.
— Pierdze Ortaiasowi w twarz — wybuchnal Clozart z pogarda.
— Niech go pokreci — dodal Soteryk. — Gryzipiorek-lalus to jeszcze gorzej niz Gavras. On i te jego „sztuki zlota”!
— Wiec jaka jest inna mozliwosc? — spytal zaintrygowany Skaurus.
— Dom — odparl Turgot natychmiast i w jego oczach pojawila sie tesknota. — Chlopcy juz dosc sie nawojowali i ja tez. Niech przekleci imperialni sami sie miedzy soba tluka. Oddajcie mi chlodny Sotevag i dlugie fale na nieskonczonym szarym oceanie, to jesli znowu trafia do mnie werbownicy z Imperium, poszczuje ich psami jak wasz vaspuraranski przyjaciel videssanskiego kaplana.
Trybun nie czul tesknoty, tylko zazdrosc, ktora juz powoli wygasala. W tym swiecie on i jego ludzie nie mieli domu i bylo malo prawdopodobne, by sie to zmienilo.
— W twoich ustach wydaje sie to takie proste — stwierdzil sucho. — Proponujesz pomaszerowac przez wschodnie ziemie Imperium do swojego kraju?
Zamierzony sarkazm nie trafil w cel.
— Tak — odparl Clozart. — Tyle ze droga morska. Dlaczego nie? Jak nas powstrzymaja imperiami?
— To powinno byc latwe — zgodzil sie Utprand. — Imperium zabralo zolnierzy ze wszystkich garnizonow na wojne z Yezda, a teraz na domowa. Gdy tylko wydostaniemy sie z Videssos, nikt nam nie przeszkodzi. A Tho-risin bedzie nas musial puscic. Jesli sprobuje nas zatrzymac, zaatakuja go Sphrantzesowie.
Wywod byl przekonujacy, podobnie jak sam Utprand. Jesli zimny Namdalajczyk twierdzil, ze cos jest do zrobienia, najprawdopodobniej mial racje. Markowi przyszlo do glowy tylko jedno pytanie:
— Dlaczego mi o tym mowicie?
— Chcemy, zebyscie poszli z nami; ty i twoi ludzie — odpowiedzial Soteryk.
Trybun wytrzeszczyl oczy, oniemialy z zaskoczenia.
— Ksiaze Tomond, niech go Phos kocha, bylby dumny, majac takich wojownikow. W Duchy jest dosc miejsca i wolnej ziemi. Twoi ludzie dostaliby dzialki na wlasnosc. Zostaliby rolnikami, a ty ksieciem. Jak ci sie to podoba? „Skaurus, Skaurus, wielki ksiaze Skaurus!”, gdybys zdecydowal sie isc na wojne.
Proby Soteryka, by polechtac jego proznosc, nie zrobily na Marku wrazenia. Mial wiecej wplywow jako general w Imperium niz w Namdalen z wymyslnym tytulem szlacheckim. Lecz po raz pierwszy, odkad Rzymianie znalezli sie w tym swiecie, czul pokuse, by porzucic sluzbe dla Videssos. Oferowano mu cos, co uwazal za niemozliwe do zdobycia: dom — miejsce, ktore moglby nazwac swoim.
Sama obietnica otrzymania ziemi wydalaby sie cudem jego zolnierzom. W Rzymie toczono wojny domowe, zeby wypelnic zobowiazania wobec weteranow. „Dosc wolnej ziemi…”.
— Tak, cudzoziemcze, nasz kraj jest piekny — powiedzial Turgot, ktory wpadl w sentymentalny nastroj. — Sotevag lezy na wybrzezu, miedzy debowymi lasami i polami uprawnymi. Spedzam tam duzo czasu. Mam rowniez gospodarstwo na wzgorzach porosnietych wrzosami i jalowcami. Pasa sie tam stada owiec. Niebo ma inny kolor niz tutaj; kolor glebokiego blekitu. Wydaje sie, ze mozna przejrzec je na wylot. Wiatr niesie muzyke, a nie smrod konskiego lajna i kurzu.
Rzymianin siedzial w milczeniu, pochloniety wspomnieniami utraconego na zawsze Mediolanu, pokrytych sniegiem Alp widocznych z bezpiecznego, cieplego domu, cierpkiego, wloskiego wina. Chcial znowu mowic po lacinie, zamiast z trudem dobierac wyuczone slowa obcego jezyka…
Czterej Namdalajczycy przygladali mu sie uwaznie. Clozart zauwazyl jego walke wewnetrzna, ale zle ja odczytal, gdyz nie ufal nikomu, kto nie pochodzil z jego rodzinnej wyspy.
— Mowilem wam, ze nie powinnismy tego robic — powiedzial do towarzyszy w ojczystym jezyku, ktorego zolnierze Duchy uzywali miedzy soba. — Spojrzcie na niego. Zastanawia sie, czy nas nie wydac.
Nie przypuszczal, ze Skaurus rozumie jego mowe. Niewielu Videssanczykow ja znalo. Lecz spedzil z Helvis ponad rok i dalo to mu pobiezna znajomosc wyspiarskiego dialektu. Jego optymizm zgasl. On i jego zolnierze byli rownie obcy Namdalajczykom, jak mieszkancom Videssos.
Soteryk, ktory znal go lepiej niz inni, zorientowal sie, ze Marek zrozumial uwage. Rzucil Clozartowi jadowite spojrzenie i przeprosil szwagra najuprzejmiej, jak potrafil.
— Wiemy, ile jestes wart — odezwal sie Utprand. — Inaczej by cie tu nie bylo.
Marek podziekowal mu skinieniem glowy. Pochwala od takiego zolnierza mozna bylo sie szczycic.
— Przedstawie propozycje swoim zolnierzom — oznajmil.
Na surowej twarzy Clozarta odbilo sie niedowierzanie, ale trybun mowil szczerze. Nie mialo sensu ukrywanie oferty Namdalajczykow przed legionistami. Musialby ich wszystkich zamknac w obozie i zabijac kazdego wyspiarza, ktory by sie znalazl w zasiegu glosu. Znacznie lepiej jest kierowac losem, niz dac sie poniesc fali wydarzen.
Kiedy trybun wyszedl z namiotu szwagra, nigdzie nie dostrzegl Fayarda. Namdalajczycy mieli dusze hazardzistow. Poslaniec z pewnoscia doszedl do wniosku, ze gosc zna droge do swojej kwatery.
Skaurusowi wirowalo w glowie, kiedy wracal do obozu. Pamietal swoja pierwsza reakcje na propozycje Soteryka. Po rzymskim wychowaniu i niemal dwoch latach spedzonych w Imperium Videssos mozliwosc zostania ksieciem w Duchy nie wydawala mu sie czyms wspanialym; bylby duzym wilkiem w malym stadzie. Poza tym nie palil sie, zeby opuscic Imperium. Glownym wrogiem byli Yezda, na ktorych miala przyjsc kolej po wygraniu wojny domowej.
Z drugiej strony, gdy pomyslal o legionistach, Namdalen rysowal sie naprawde atrakcyjnie. Marek nie mogl uwierzyc, ze jest tam wolna ziemia, ktora rozdaje sie zolnierzom za darmo. W Rzymie trzymal ja zazdrosnie Senat. W Imperium znajdowala sie w rekach szlachcicow i gnebionych podatkami drobnych posiadaczy. Ziemia… tak, to moglo znecic jego ludzi.
Poza tym Helvis na pewno by go rzucila, gdyby odmowil Soterykowi, a tego by nie chcial. Laczace ich uczucie nie chcialo wygasnac, choc oboje wystawiali je na probe. Zreszta mieli syna… Czy nigdy nic nie jest proste?
Przy bramie czekal na niego Gajusz Filipus, ktory spacerowal niespokojnie w te i z powrotem. Jego ponura twarz rozjasnila sie, kiedy zobaczyl Skaurusa.
— W sama pore — powiedzial. — Jeszcze godzina i poszedlbym za toba z paroma ludzmi.
— Nie bylo potrzeby — odparl Marek. — Porozmawialismy sobie. Sprowadz Glabrio i Gorgidasa. Spotkajmy sie tutaj. Pojdziemy na spacer za palisade. Wez Celta. Jego to rowniez dotyczy.
— Viridoviksa? Chcesz rozmowy czy awantury? — zasmial sie Gajusz Filipus, ale odszedl pospiesznie, zeby spelnic prosbe trybuna.
Marek zauwazyl, ze Rzymianie go obserwuja. Wiedzieli, ze cos sie szykuje. Przeklety Soteryk i jego amatorskie przedstawienia teatralne — pomyslal.
Po zaledwie kilku minutach otoczyli go towarzysze, ktorym najbardziej ufal. Na ich twarzach malowala sie ciekawosc. Poprowadzil ich w noc, mowiac przez caly czas o malo waznych rzeczach. Na prozno staral sie zachowac pozory normalnej narady.
Gdy znalezli sie poza obozem, zrezygnowal z udawania i opowiedzial o tym, co zaszlo. Zapadla cisza. Towarzysze pograzyli sie w rozmyslaniach, podobnie jak on w drodze powrotnej z namiotu Soteryka.
Pierwszy przerwal milczenie Gajusz Filipus.
— Gdyby to zalezalo ode mnie, powiedzialbym im „nie”. Nie mam nic przeciwko wyspiarzom; sa dzielnymi zolnierzami i dobrymi kompanami do wypitki, ale nie chce spedzic reszty swoich dni wsrod barbarzyncow.
Starszy centurion mial wysoko rozwiniete poczucie wyzszosci, ktore Rzymianie odczuwali wobec innych ludow z wyjatkiem Grekow. W tym swiecie Videssos bylo wzorcem, wedlug ktorego ocenialo sie takie rzeczy. Centurion identyfikowal sie z mieszkancami Imperium zapominajac, ze oni uwazaja go za takiego samego barbarzynce jak Namdalajczykow.
Gorgidas rozumial to doskonale, ale jego decyzja byla identyczna.