przebywac Alypia Gavra. Jezeli to ona krzyczala…

— Mocniej, przekleci! — krzyknal do ludzi przy taranach i schowal miecz do pochwy, by samemu zlapac pien.

Zolnierze nie potrzebowali zachety; rowniez w nich krzyk tchnal nowa sile. Rzucili sie do przodu. Wielka Brama zadzwieczala niczym potezny dzwon. Skaurus upadl, zdzierajac sobie skore z lokci i kolan, czujac, ze powietrze uchodzi mu z pluc — prawie tak, jakby sam z rozpedu rzucil sie na wrota.

Zerwal sie szybko i pobiegl do pnia, nie zauwazajac nawet wielkiego jak piesc kamienia, ktory upadl w trawe w miejscu, gdzie przed chwila lezal. Potem znow bylo to samo: do tylu, rozbieg, i jeszcze raz. Szorstka kora ranila nawet najbardziej stwardniale dlonie.

Dwakroc wyzsze od czlowieka wypolerowane skrzydla bramy oparly sie chwiejnie na belce, ktora jeszcze je podtrzymywala.

Rozbrzmial czysty glos Kwintusa Glabrio:

— Jeszcze raz! Ten zaplaci za wszystkie poprzednie!

Tarany uderzyly. Z rozpaczliwym skrzypieniem, jakie wydaje pekajaca deska, belka ustapila. Wielka Brama stanela otworem tak gwaltownie, jak trafiona poteznym kopniakiem. Rzymianie wydali okrzyk radosci i rzucili sie do wnetrza.

Przywital ich grad strzal, ale Skaurus, spodziewajac sie tego, ustawil tarczownikow przed zalogami taranow. Potem zaczela sie dzika walka przy wylanianej bramie. Maly otwor ograniczal sile ataku Rzymian, a bandyci Rhavasa bili sie z bezlitosna furia ludzi, ktorzy wiedza, ze nie maja nic do stracenia. Jednakze legionisci byli lepiej uzbrojeni i wyszkoleni; krok po kroku spychali przeciwnikow w glab sali.

W trakcie przedzierania sie przez Wielka Brame Marek poczul konsternacje podobna tej, jakiej doznal Czerwony Zeprin, gdy kazal mu przygotowac tarany. Plaskorzezby na skrzydlach byly niewiarygodnie piekne. Stanowily niema kronike konkwisty cesarza Stavrakiosa, ktory kilkaset lat wczesniej podbil lezacy daleko na polnocy Agder. Tutaj cesarscy zolnierze wiedli jencow, schylone glowy pojmanych kobiet byly wstrzasajacymi portretami rozpaczy. Nieco wyzej inzynierowie wycinali w zboczu urwiska droge, ktora miala sluzyc armii; kopyto jucznego mula osuwalo sie z-krawedzi, grozac zwierzeciu stoczeniem sie w przepasc. Na srodku bramy Stavrakios prowadzil kontratak przeciwko Halogajczykom. U gory przedstawiono Cud Phosa, ktory objawil sie w tym, ze w srodku zimy gorace slonce stopilo lody na zamarznietej rzece i barbarzyncy znalezli sie w potrzasku. Bog Videssanczykow w pelnym zadumy majestacie wznosil sie nad swym narodem wybranym.

Agder byl stracony dla cesarstwa juz od osmiu dlugich stuleci, a teraz rzezby, ktore ukazywaly jego upadek, same padly ofiara wojny. Tarany splaszczyly gory i pomiazdzyly twarze z bezstronna brutalnoscia. U stop trybuna lezalo malenkie poskrecane ucho z brazu. Kazde wydarzenie pociaga za soba zmiany — powiedzial sobie Marek, ale ta maksyma wcale go nie pocieszyla.

Przepychajac sie obok jednego z ludzi Rhavasa, cial go pod pacha, gdzie kolczuga byla najslabsza. Mezczyzna jeknal i wykrecil sie, powiekszajac wlasna rane. Gdy upadl, Skaurus zdarl mu z ramienia mala okragla tarcze, by zastapic pozostawione przed gmachem sadu scutum.

Jego oczy potrzebowaly kilku sekund, by przystosowac sie do panujacego wewnatrz polmroku. Spodziewal sie, ze przy wejsciu spotka Outisa Rhavasa. Czyzby podly kapitan Ortaiasa Sphrantzesa uciekl? Nie, byl tam, przy zelaznym kotle stojacym na samym srodku porfirowej posadzki; rozpalanie prymitywnego ogniska na tej doskonalej powierzchni samo w sobie bylo aktem zbezczeszczenia. Wokol kotla przepychala sie bezladnie grupka ludzi; kazdy probowal zanurzyc rekaw kaftana we wrzacej miksturze.

Obok lezaly rozplatane zwloki; nagie, kobiece. Druidzkie rany na mieczu trybuna rozjarzyly sie, ale Marek i bez tego wiedzial, ze ma do czynienia z czarami.

Walka nie byla drobiazgowo zaplanowana, starannie pokierowana potyczka, z ktorej Gajusz Filipus moglby byc dumny. Rzymianie z koniecznosci zlamali szeregi, by przedrzec sie przez Wielka Brame; wewnatrz walczyli to jeden na jednego, to trzech przeciw dwom w szerokim centralnym przejsciu i wokol wysokich kolumn z chlonacego swiatlo bazaltu. Nagle spadl baldachim ze zlotego i szkarlatnego jedwabiu, omotujac garsc wojownikow swa drogocenna siecia.

Marek wywalczyl sobie droge w kierunku Rhavasa. Poruszal sie ostroznie; nabijane cwiekami caligae slizgaly sie po gladkiej jak szklo posadzce; mial wrazenie, ze stapa po lodzie.

Kiedy jeden z ludzi Rhavasa zatoczyl sie na niego, obaj ciezko upadli. Zwarli sie tak blisko, ze Skaurus wyczuwal zapach strachu swego przeciwnika. Nie mogl pchnac mieczem, bron byla za dluga. Zaczal walic piesciami w twarz zboja, poki obejmujace go rece nie rozluznily uscisku.

Trybun chwiejnie wstal na nogi. Z zewnatrz dobiegly okrzyki. To ludzie Thorisina dotarli wreszcie do palacow przez labirynt ulic Videssos. Skaurus nie mial czasu, by o nich myslec. Pojawil sie przy nim Outis Rhavas, wieza emaliowanej stali od zamknietego helmu po buty z zelaznych kolek.

Wiekszosc Videssanczykow byla przyzwyczajona do walki z konskiego grzbietu i tym samym wolala szable, ale Rhavas, jak w czasie utarczki przy umocnieniach, zamachnal sie ciezkim i dlugim mieczem. Dzieki jego poteznej budowie byla to bron straszliwa; nawet wysokiemu Skaurusowi brakowalo kilku cali, by dosiegnac go wlasna bronia.

— Szkoda, zes oskrobal twarz do nagiej skory — syknal Rhavas glosem pelnym jadu. — To pozbawi mnie przyjemnosci ogolenia twego trupa.

Trybun nie odpowiedzial; orientowal sie, ze zlosliwa uwaga ma go jedynie rozwscieczyc i zdekoncentrowac. Ich ostrza zderzyly sie z trzaskiem. Marek wiedzial juz, ze Outis Rhavas byl tylez zrecznym, co silnym przeciwnikiem. Cios po ciosie zmuszal Rzymianina do ustepowania pola; Skaurus mogl jedynie parowac nawalnice ciosow. W porownaniu ze straconym scutum mala tarcza wydawala sie nie bardziej przydatna, niz kobieca poduszeczka do pudrowania.

Ale mimo niezmiernej sily przywodcy, jego ludzie powoli sie wycofywali. Walczyli jak bandyci; zagorzale, ale bez zadnego porzadku. Chociaz manipuly legionistow musialy sie sila rzeczy rozpasc, dlugi trening wycwiczyl w zolnierzach swiadomosc, ze stanowia czesc wiekszej calosci. Jak zaciskajace sie wezowe zwoje, napierali bez chwili przerwy, nie oddajac raz zdobytej przewagi.

I dlatego Rhavas zostal sam, Viridoviks zas i pol tuzina Rzymian skoczylo na pomoc trybunowi. Nie mogac dosiegnac swej ofiary, Rhavas zaklal wsciekle, lecz musial ustapic. Cofal sie, poki nie zostal jednym z ostatnich obroncow kotla, ktorego zawartosc nadal wrzala i parowala na srodku sali.

Mimo zapachu drzewnego dymu Marek wychwycil slodko-mdly smrod padliny. Co najmniej dwudziestu zolnierzy Rhavasa juz zdazylo umoczyc rekawy w cuchnacym plynie. I nie tylko zolnierzy; rekaw, ktory wlasnie zanurzyl sie w miksturze, byl z purpurowej satyny przetykanej srebrna i zlota nicia.

— Vardanes! — zawolal trybun i starszy Sphrantzes szarpnal sie jak ukluty szpilka. Skaurus rzadko widywal stryja Ortaiasa inaczej, niz w stanie doskonalego opanowania; okragla, rumiana twarz, okolona schludna czarna broda, nieczesto pokazywala cos, czego Sevastos sobie nie zyczyl. Ale teraz Sphrantzes mial ukradkowa, pelna poczucia winy mine czlowieka przylapanego na jakims wynaturzeniu.

Bitwa przedluzala sie. Niektorzy z bandytow Rhavasa nie padali, bez wzgledu na ilosc zadawanych im ran. Marek uslyszal oblesne mlasniecie wgryzajacego sie w cialo ostrza oraz warkniecie Gajusza Filipusa.

— Run w koncu, bekarcie, run!

Jednak przeciwnik starszego centuriona tylko rozdziawil paszcze jak waz. Skaurus zobaczyl zoltawa plame na rekawie jego kaftana. Mezczyzna uderzyl Rzymianina na odlew; byl to niezdarny cios, ktory Gajusz Filipus przyjal na tarcze. Ale zwatpienie zachmurzylo oczy weterana — jak bic sie z kims, kogo nie mozna zranic?

Te same watpliwosci pojawialy sie na twarzach innych Rzymian. Ich przeciwnicy, jak gdyby namaszczeni przekonaniem Rhavasa, ze nie mozna ich zranic stala, zaczeli podejmowac ryzyko, na jakie nie zdobylby sie wojownik przy zdrowych zmyslach; przyjmowali dziesiec ciosow, by zadac chocby jeden. Lzyli legionistow niczym chlopcy drazniacy dzikiego psa za wysokim ogrodzeniem. I, co bylo nieuchronne, zaczeli zbierac swoje krwawe zniwo. Przewaga Rzymian nie byla juz tak jednoznaczna.

Wysoki, chudy jak szakal i usmiechniety zlosliwie Videssanczyk starl sie z Viridoviksem. Bandyta ujal miecz oburacz i zamachnal sie, nie troszczac o wlasna obrone. Wielki Gal uskoczyl lekko niczym wielki drapieznik. Jego bron, blizniacza Skaurusowej, zaspiewala w powietrzu, a znaki druidow rozjarzyly sie zlotem.

Stal przeciela cialo, tchawice i kosc. Nim pelne przerazenia zdumienie zdazylo uformowac sie na twarzy lotra, jego glowa sfrunela z ramion i zadudnila na posadzce. Bryzgajacy posoka tulow runal w jej slady. Konczyny przez chwile miotaly sie bezwladnie, jakby niepomne, ze sa juz martwe.

Вы читаете Imperator Legionu
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату