Dzikie triumfalne wycie Viridoviksa odbilo sie echem po sali. Gal skoczyl do nastepnego wroga i kolejny opryszek z poplamionym rekawem osunal sie na ziemie. Legl, zaciskajac w rekach wnetrznosci, ktore celtycki miecz wyprul z niego tak schludnie, jak w czasie anatomicznej demonstracji.

Marek rowniez zaczal polowac na poplamione kaftany uswiadamiajac sobie, ze — co zawsze okazywalo sie prawda w Videssos — jego galijskie ostrze jest odporne na czary. Jak Viridoviks, pierwszego przeciwnika zabil stosunkowo latwo. Bandyta, nie wiedzac przeciwko jakiej broni staje, prawie nie dbal o wlasna ochrone. Sapnal, gdy miecz trybuna znalazl jego serce, potem probowal wciagnac powietrze, ale zamiast tego zakaslal krwia.

— Klamca! — wycharczal, osuwajac sie na podloge; jego oczy wpijaly sie w Rhavasa.

Ludzie kapitana zafalowali, ich pewnosc siebie ulatywala, gdy obserwowali smierc swoich towarzyszy. Potem Arsaber, uliczny opryszek, powalil jeszcze jednego; jego ciezka palka zmiazdzyla lewa strone twarzy przeciwnika.

Gajusz Filipus nie byl uczonym, ale w bitwie zauwazal wszystko.

— Tylko zelazo nie moze ich zranic! — krzyknal do legionistow. Wyrwal pilum jednemu z Rzymian i ujal drzewce jak maczuge. Wrzasnal z zadowolenia, gdy jeden z wojownikow Rhavasa zawirowal i przewrocil sie, a miecz wypadl z jego pozbawionych czucia palcow. Marek nie przypuszczal, by ten czlowiek mial sie jeszcze podniesc. Starszy centurion wyladowal caly swoj strach przed magia w jednym, niewiarygodnie poteznym ciosie.

— Nie ustepowac, wy pozbawione jaj kroliki! — ryknal Rhavas.

Dobrze wyszkolony baryton Vardanesa Sphrantzesa zawibrowal w uniesieniu:

— Trzymac sie! Trzymac!

Ale przez szeregi ich zwolennikow przetoczyl sie ryk strachu — najpierw miecze i wlocznie nie zdolaly powstrzymac Rzymian, a teraz tak samo zawiodly czary.

Jedna zdesperowana banda wyciela sobie droge przez legionistow; garsc tych, ktorzy przezyli, wypadla przez Wielka Brame, myslac jedynie o ucieczce. Marek uslyszal ich rozpaczliwe krzyki, gdy pedzac na oslep wpadli na zolnierzy Thorisina Gavrasa. Inni, ze zrecznoscia zrodzona z rozpaczy, drac pazurami material, wspinali sie po draperiach do ryzykownych kryjowek w okiennych niszach dziesiec stop nad podloga. Niektorzy probowali sie poddac, ale niewielu ludzi Skaurusa bylo sklonnych darowac im zycie. Kwintus Glabrio niejednego uratowal przed natychmiastowa smiercia, ale nie mogl byc we wszystkich miejscach naraz.

Outis Rhavas scial z tylu jednego z uciekinierow, potem drugiego, we wlasny sposob zachecajac bandytow do zatrzymania sie i podjecia walki. Ale nawet wtedy, gdy u jego boku pozostali najtwardsi, Rzymianie w koncu odepchneli go od czarnoksieskiego kotla. Musial sie cofnac w kierunku cesarskiego tronu.

Marek walczyl z jednym z jego zastepcow. Czlowiek ow byl szybki niczym atakujaca zmija; dwa razy z rzedu trafil Skaurusa, a zlosliwe ciecie tylko o wlos minelo oko trybuna. Ale opryszek posliznal sie w wielkiej kaluzy krwi, ktora wyplynela z zabitej przez jego pana sluzacej. Zanim zdolal odzyskac rownowage, ostrze Skaurusa rozdarlo mu gardlo. Upadl na zbezczeszczone zwloki dziewczyny.

Trybun, ruszajac w poscig za ocalalymi, zerknal do zelaznego kociolka, ktorego Rhavas bronil z taka zaciekloscia. Zdretwial z przerazenia na widok tego, co zobaczyl. We wrzacej, metnej wodzie plywalo martwe niemowle, delikatne cialko juz zaczynalo odpadac od kosci. Nie — poprawil sie — nawet nie niemowle; malenstwo bylo nie wieksze od dloni.

Jego oczy przesunely sie na rozciety brzuch sluzacej, wrocily z niedowierzaniem na kociol, i trybunowi zrobilo sie niedobrze. Plul raz za razem, by pozbyc sie z ust obrzydliwego smaku, i zalowal, ze w rownie latwy sposob nie moze oczyscic swej pamieci.

Poczul, jak ogarnia go wewnetrzne zimno. Zmrozila go wiedza, ze istnieje gorsze zlo od meczenskiej smierci Doukitzesa. Kusilo go, by przyjac wiare Videssos, bowiem z pewnoscia pod postacia Outisa Rhavasa chodzil po ziemi sam Skotos.

Ta mysl wiodla do nastepnej i nagle Marka opanowala straszliwa pewnosc.

— Rhavas! — krzyknal; imie to splugawilo mu jezyk niczym wymioty. Potem rozwiazal anagram, potworny zart, i wykrzyczal drugie imie: — Avshar!

W Wielkim Dworze zapadla cisza; miecze zawisly w powietrzu. Imie Outisa Rhavasa wzbudzalo wscieklosc i nienawisc, ale ksiaze-czaraoksieznik z Yezd od wielu lat w serca mieszkancow Videssos wszczepial zimne przerazenie. Marek spojrzal na szeregi Rhavasa i zobaczyl, jak czerwone policzki Vardanesa Sphrantzesa nagle bledna. Arystokrata z przerazeniem zrozumial, ze glownym filarem jego wladzy byl najwiekszy wrog panstwa.

Rhavas — nie, Avshar — z odleglosci trzydziestu dzielacych ich stop zlozyl trybunowi szyderczy uklon, bedacy wyrazem uznania dla jego przenikliwosci.

— Bardzo dobrze — zachichotal, a Skaurus zastanowil sie, dlaczego od razu nie rozpoznal tego zlego i groznego glosu. — Zdaje sie, ze jestes madrzejszy od tych psow. To dobrze o tobie swiadczy.

Po chwili konsternacji legionisci rzucili sie ze zdwojona furia na poplecznika tego, ktory nazwal sie Outisem Rhavasem.

Ludzie, przeciwko ktorym ruszyli, dziesiatkami zaczeli ciskac miecze na ziemie. Rhavas-bandyta byl przywodca, za ktorym pociagneli w nadziei na krew i grabieze, ale tylko nieliczni Videssanczycy chcieliby dobrowolnie sluzyc Avsharowi.

Jakis bandyta ze wzniesiona szabla skoczyl od tylu na swego dawnego pana. Ale Avshar odwrocil sie z predkoscia wilka; jego ciezki miecz rozlupal helm i czaszke smialka.

— Prawdziwy pies — krzyknal — kasajacy piety pana, za ktorym podazal! Jest takich wiecej?

Ludzie, ktorzy niegdys mu sluzyli, cofneli sie ze strachu. Wszyscy poza garstka, ktora nadal otaczala go i z radoscia walczyla dla tego, kogo uwazala za wcielenie Skotosa. Byli to najgorsi z bandy, ale wcale nie najslabsi. Prawie wszyscy nosili kaftany poplamione ochronnym wywarem — zadne skrupuly nie powstrzymywaly ich od wlozenia rak do tego ohydnego kotla.

Vardanes Sphrantzes stal niezdecydowany, jak pajak schwytany w siec wiekszego pajaka. Nie uwazal sie za zlego czlowieka, jedynie praktycznego, i bal sie Avshara tak, jak daleki od doskonalosci czlowiek moze lekac sie prawdziwego nikczemnika. Ale Sevastos bardziej od Avshara obawial sie poddania Skaurusowi i, poprzez niego, Thorisinowi Gavra-sowi. Az za dobrze orientowal sie, jaki los czeka przegranych w wojnach domowych Videssos. Znal rowniez swoje poczynania, ktore doprowadzily do wyniesienia jego bratanka na tron, i byl pewny, ze w oczach zwyciezcy jest juz martwy.

Ksiaze-czaraoksieznik zobaczyl wahanie Sphrantzesa i jego glos smagnal go niczym bicz:

— Dalejze, robaku! Jak myslisz, co mozesz teraz beze mnie zrobic? — I Vardanes, ktory czul tylko pogarde dla zolnierzy, spojrzal raz jeszcze na grzebieniaste helmy Rzymian, ich ostre miecze i dlugie wlocznie. Wydawalo sie, ze wszystkie ostrza znizaja sie wylacznie ku niemu. Wola go opuscila i uciekl z Avsharem.

Droga, ktora wybrali — jedyna, ktora mogli wybrac — wiodla w gore waskich spiralnych schodow. Zaczynaly sie one tuz na prawo od zloto-szafirowego cesarskiego tronu i nie mogly byc czescia pierwotnego projektu sali, bowiem brutalnie wdzieraly sie w delikatna mozaike na scianie. Marek zastanawial sie, jaka to starozytna zdrada spowodowala, ze ktorys z ostroznych Imperatorow postawil bezpieczenstwo ponad pieknem.

Gdy nieliczni zwolennicy Avshara dotarli do schodow, legionisci nie mogli juz posuwac sie w dotychczasowym tempie. Schody byly tak waskie, ze jeden czlowiek mogl powstrzymac armie, a ksiaze- czarnoksieznik osobiscie szedl w tylnej strazy, tworzac jakby korek, ktory nielatwo bylo z tej butelki wyciagnac.

Trybun i Viridoviks atakowali po kolei. Nie tylko prawie dorownywali Avsharowi pod wzgledem wielkosci i sily, ale ich bron opierala sie jego czarom. Przy kazdym ciosie wyryte na ostrzach druidyczne znaki blyskaly zlotem, odpierajac jady zawarte w jego broni.

Legionisci, tloczac sie tuz za plecami swych przywodcow, dzgali nad ich glowami w Avshara. Byl on chroniony czarem, nie mogli wiec go zranic, ale psuli mu pchniecia i przeszkadzali. Jego ciezki miecz przecial gladko niejedno drzewce pilum, niemniej jednak Avshar byl zmuszony cofac sie krok po kroku.

— Walczmy z nim razem, jednoczesnie — wydyszal Viridoviks. Marek potrzasnal glowa. Schody byly tak waskie, ze dwaj walczacy ramie w ramie tylko sobie przeszkadzali, ale odmowilby rowniez wtedy, gdyby miejsca bylo wiecej. Gdy po raz pierwszy jego miecz spotkal sie z bronia Gala, obaj az zawirowali; tylko bogowie wiedzieli, co mogloby sie zdarzyc, gdyby ostrza zetknely sie po raz drugi.

Spiralne schody zatoczyly trzy pelne obroty. Potem potezna sylwetka Avshara zarysowala sie na tle

Вы читаете Imperator Legionu
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату