jasniejszym od przygnebiajacego mroku klatki schodowej. Ksiaze-czarnoksieznik cofnal sie po pokonaniu najwyzszego stopnia, jakby zapraszal scigajacych go ludzi do wejscia.
I Marek tak zrobil, aczkolwiek czujnie, spodziewajac sie podstepu. Pamietal ucieczke Avshara z Videssos rok wczesniej; nagle zatrzaskujace sie drzwi arsenalu na nabrzezu, trupa slugi czarnoksieznika mowiacego glosem swego pana; miecze i wlocznie, ktore walczyly, choc nikt nie trzymal ich w rekach. Avshar nigdy nie byl bardziej niebezpieczny niz wtedy, gdy pozornie ustepowal.
Ostrze trzasnelo we wzniesiona tarcze trybuna, ale dzierzyl je nie mag, lecz bandzior, czerwony na twarzy mezczyzna z wielka, tlusta, czarna broda. Skaurus sparowal i skontrowal. Sztych byl niezdarny, ale dlugie ostrze i jego zasieg zmusily przysadzistego przeciwnika do cofniecia sie o krok. Trybun szybko ruszyl na gore, z Viridoviksem o stopien za plecami i legionistami tloczacymi sie nizej.
Pomieszczenie ponad sala tronowa musialo byc prywatna komnata Imperatora, ustronnym miejscem wypoczynku po ceremonii Wielkiego Dworu. Marek zobaczyl szesc czy osiem wyscielanych krzesel i kanape. Ludzie Avshara odrzucili sprzety pod sciany przedstawiajace pejzaz morski, by miec wiecej miejsca do walki. Bezceremonialne traktowanie zniszczylo jedno z krzesel i w powietrzu wirowaly szare piora.
Nawet walczac z czarnobrodym oprychem, Skaurus zastanawial sie, dlaczego Avshar z taka latwoscia oddal schody, dlaczego na chwile zostawil bitwe swoim stronnikom. Gdzie on jest? Przeciwnik wymachiwal mieczem jak szaleniec, trybun mial wiec niewiele czasu na rozgladanie sie.
W pewnej chwili pozwolil, by szabla przeniknela z sykiem obok niego, wszedl w zatoczony przez nia luk i cial bandziora po gardle. Tak, Avshar byl tutaj, stal przed zamknietymi drzwiami z Vardanesem Sphrantzesem. Schylajac sie, mowil cos do Sevastosa, ktory przeczaco potrzasal glowa. Wtedy trzasnal go w twarz odziana w ciezka rekawice dlonia.
Vardanes, okazujacy w chwili upadku wszystkich swych nadziei resztki silnej woli, nadal nie chcial wykonac polecenia czarnoksieznika. Avshar z zimna premedytacja uderzyl go po raz drugi. Marek mial wrazenie, ze cos jakby zlamalo sie w dumnym Sevastosie. Biurokrata przez cale zycie rzadzil swoja frakcja bez uciekania sie do brutalnej sily, przez rzucanie dumnych zolnierzy Videssos na kolana bez stosowania przemocy. Teraz mial do czynienia z osoba, ktorej, jak odkryl, nie moze stawic czola. Wyciagnal mosiezny klucz zza pasa, przekrecil go w zamku i wsunal sie do sasiedniego pokoju.
Marek zapomnial o nim prawie natychmiast. Walczyl opierajac sie plecami o plecy Yiridoviksa. Wspolnymi silami oczyscili dosc przestrzeni, by mogli wejsc legionisci ze schodow. Mimo naplywajacych bez przerwy posilkow, walka byla niezwykle zacieta. Zacieta dla mieczy Skaurusa i Celta, bowiem ostrza Rzymian nie mogly zranic ludzi Avshara. Trzeba bylo tluc ich drzewcami wloczni i innymi namiastkami maczug albo rozbrajac zrecznym ruchem miecza, a potem rzucac na podloge i wykanczac golymi rekami. Bandyci kazali Rzymianom drogo placic za swe zycie.
Cena miala jeszcze wzrosnac, ale Avshar, jakby uwazajac, ze wszystko stracone, stal na uboczu i przygladal sie, jak jego ludzie gina jeden po drugim. Jedynie wtedy, gdy jakis legionista podchodzil zbyt blisko do strzezonych przez niego drzwi, jego miecz wyskakiwal w strone przeciwnika, walczac z nim ze zwykla zrecznoscia i sila. W szukaniu latwiejszej ofiary nie bylo zadnego wstydu, dlatego tez w koncu ksiaze-czarnoksieznik stal przed drzwiami nie niepokojony przez nikogo.
Walczac z mniej zagorzalymi wrogami, Rzymianie przetoczyliby sie przez nich i udali za Vardanesem Sphrantzesem. Ale Avshar byl niczym lew zapedzony w matnie; jego falszywy majestat budzil groze i strach. Pchnij — ponaglil sie w mysli Skaurus — i skoncz z nim. Ale w oczach Avshara, widocznych przez szczeliny przylbicy, plonela taka nienawisc, ze trybun nie mogl sie ruszyc. Nawet Viridoviks, odporny na zastraszenie, stanal jak wryty.
Zapadla dziwna cisza, przerywana jedynie sapaniem legionistow i jekami rannych. Avshar, nie odwracajac sie, zabebnil w drzwi. Odziana w zelazo reka sprawila, ze drzwi az podskoczyly na zawiasach. Odpowiedzialo mu milczenie. Uderzyl raz jeszcze, mowiac:
— Wychodz, glupcze, bo inaczej odsune sie i pozwole, by cie dopadli.
Nastala kolejna chwila ciszy, ale Avshar zaczal sie odsuwac, drzwi otworzyly sie i stanal w nich Vardanes Sphrantzes. Sevastos w prawej rece trzymal sztylet. Lewa z okrutna sila zaciskala sie na nadgarstku mlodej dziewczyny, ubranej jedynie w krotka koszule z przezroczystego zlotego jedwabiu, ktora nie tyle okrywala, ile wrecz akcentowala jej nagosc.
Mimo ze byla wymalowana, jej twarz nie byla twarza palacowej ladacznicy; widoczna na niej wiedza byla innego rodzaju. Jednakze dopiero w chwili, gdy padly slowa spokojnego powitania: — Dobrze, ze sie spotykamy, Marku Emiliuszu Skaurusie — trybun poznal Alypie Gavre.
Zaskoczony, uczynil mimowolny ruch w jej strone. Sztylet Sphrantzesa skoczyl do jej szyi. Swiatlo zamigotalo na jasnym jak lustro srebrze stali. Sztylecik byl jedynie wysadzana klejnotami zabawka wielmozow, ale mogl sprawic, ze zycie wyciekloby z dziewczyny, zanim ktokolwiek zdazylby cos zrobic. Alypia znieruchomiala pod dotykiem tej zimnej pieszczoty.
Dwa kroki dalej Skaurus rowniez zamarl.
— Pusc ja, Vardanesie — nalegal, z bliska przypatrujac sie Sphrantzesowi. Pulchna twarz Vardanesa byla blada, wyjawszy dwa czerwone place wskazujace, gdzie trafila reka Avshara. Z lewego nozdrza splywal na brode cieniutki strumyczek krwi. Na glowie krzywo tkwil wysadzany perlami diadem, co jak na dandysa, jakim byl Sphrantzes, bylo widoma oznaka kleski. Jego oczy, rozszerzone i wytrzeszczone, byly oczami kogos pochwyconego w pulapke.
— Pusc ja — powtorzyl cicho Marek. — Ona nie kupi ci ucieczki, wiesz o tym. — Sevastos potrzasna] glowa, ale sztylet opadl. Niewiele; o cal czy dwa.
Avshar zachichotal. Jego wesolosc byla straszniejsza od skrzeku nienawisci.
— Tak, pusc ja, Vardanesie — powiedzial. — Pusc ja, tak jak wypusciles z rak Videssos. Czerpales z niego przyjemnosc tak samo jak z niej, a potem sliniac sie patrzyles, jak wyslizguje ci sie z rak. Oczywiscie, pusc ja. Jakiz znajdziesz lepszy sposob na zakonczenie swego partackiego zycie? Byles bezwartosciowy nawet jako marionetka.
Marek nigdy sie nie dowiedzial, czy ktoras z obelg Avshara okazala sie nie do zniesienia, czy tez w jakiejs ostatniej kalkulacji Vardanes zadecydowal — moze i slusznie — ze smierc ksiecia-czarnoksieznika moze byc jedyna moneta, jaka Thorisin Gavras zgodzi sie przyjac w zamian za darowanie zycia zdrajcy. Bez wzgledu na to, jakie byly powody, Sphrantzes pchnal nagle Alypie w ramiona trybuna, potem zawirowal i wbil sztylet w oslonieta zbroja piers Avshara.
Cienka stalowa igla byla doskonalym narzedziem do przeszycia polpancerza, a w desperackie pchniecie Sphrantzes wlozyl cala sile, jaka kryla sie w dobrze wykarmionym ciele. Skaurus zawsze uwazal, ze pod zwalami tluszczu kryja sie niczego sobie muskuly. Teraz jego przypuszczenia potwierdzily sie, bowiem kiedy Vardanes cofnal reke, sztylet pozostal wbity po rekojesc. Ale Avshar nawet sie nie skrzywil.
— Ach, Vardanesie — powiedzial ze smiechem, ktory zabrzmial niczym brzek tluczonego szkla. — Daremne usilowania do samego konca. Moja magia strzeze cie przed ukaszeniem zimnego zelaza. Czy myslisz, ze czyni mniej dla mnie, swego tworcy? Patrz, to powinno byc zrobione w ten sposob.
Szybki jak atakujacy waz, zlapal Sevastosa, podniosl go w powietrze i cisnal nim o sciane. Marek uslyszal trzask pekajacej czaszki i pomyslal, ze odglos ten do zludzenia przypomina szczek rozbijanego glinianego garnka. Krew zbryzgala malowane fale; Vardanes byl martwy, nim osunal sie na podloge.
Avshar wyciagnal sztylet z piersi i zatknal go za pas.
— Dobrego dnia wszystkim — powiedzial z ostatnim szyderczym uklonem i skoczyl do sasiedniej komnaty.
Jego ucieczka uwolnila Rzymian z paralizu, w jakim obserwowali dramat minionych paru minut. Rzucili sie do drzwi, ale chociaz zaniki byly na zewnatrz, nie mogli ich otworzyc. Zaatakowali je mieczami i oslonietymi ciezka zbroja ramionami, lecz apartament nad sala tronowa miedzy innymi pelnil role malego fortu i portal nie ustapil.
Przez ich dudnienie przebil sie glos Avshara, przemawiajacy w jakims chrapliwym jezyku, na pewno nie videssanskim. Znow magia — pomyslal Marcus czujac, jak strach sciska mu wnetrznosci.
— Zeprin! — krzyknal, a potem zaklal, slyszac zamieszanie towarzyszace przedzieraniu sie Halogajczyka po zatloczonych schodach.
Wojownik wpadl zadyszany na gore; jego normalnie czerwona twarz stala sie prawie purpurowa. Stanal i obracal glowe, poki nie dostrzegl wysokiego pioropusza z konskiego wlosia. Trybun wskazal kciukiem drzwi.