mezczyznami przy jednym, a z kobieta przy drugim. Polalo sie jedzenie i wino. To, co dotychczas bylo prywatna sprzeczka, w jednej chwili przerodzilo sie w ogolna awanture.
Upiorne wycie Viridoviksa, bedace wyrazem zadowolenia z bijatyki, zagluszylo zirytowane okrzyki wlasciciela oberzy i szczek tluczonych naczyn. Dwa stoly momentalnie staly sie oblezonym bastionem i wygladalo na to, ze szturmuja je wszyscy inni obecni w jadlodajni.
Marek slyszal juz nieraz o burdach Viridoviksa, ale dotychczas nie bral w niczym takim osobistego udzialu. Kubek ze swistem przelecial obok jego glowy i roztrzaskal sie o sciane. Tlusty Videssanczyk trzasnal go w brzuch.
— Uff! — sapnal trybun i zwinal sie we dwoje.
Zamachnal sie i walnal na odlew w brzuch grubasa.
— Wybaczcie mi, prosze — powiedzial Taso Vones i zanurkowal pod stol, pociagajac za soba Plakidie Teletze. Dziewczyna pisnela w ramach protestu i zniknela.
Marek pomyslal, ze to najbardziej przyzwoita bijatyka, w jakiej kiedykolwiek bral udzial. Moze wszyscy uczestnicy byli w odswietnych nastrojach, a moze to po prostu Viridoviks, z gruntu poczciwa dusza, nadal charakter rozpoczetej przez siebie burdzie? Niezaleznie od powodow, nikt nie wykazywal najmniejszej ochoty siegniecia po noze, ktore wisialy u wiekszosci pasow. Wszyscy okladali sie wzajemnie z wyraznym upodobaniem, ale nie dochodzilo do powaznych obrazen.
— Uhu! — pokrzykiwal Skaurus, wymachujac piesciami na wszystkie strony.
Ktos zlapal go za tunike i wrzucil mu za kolnierz czare oslodzonego syropem sniegu. Centurion mial wrazenie, ze po jego plecach mknie milion lodowatych mrowek.
Wlasciciel karczmy biegal od jednej pochlonietej bijatyka grupki do drugiej, wrzeszczac:
— Przestancie! Przestancie natychmiast, mowie wam! — Nikt nie zwracal na niego uwagi, poki tlusty Videssanczyk zdenerwowany tym halasem, nie trzasnal go w bok glowy. Karczmarz, zataczajac sie, wybiegl w noc. — Straz! Straz! — Jego krzyki cichly stopniowo, gdy pedzil w dol ulicy.
Jakis mieszczuch zaszarzowal na Arigha syna Arghuna, ktory byl od niego prawie o polowe mniejszy. Rece i nogi zakotlowaly sie w powietrzu — Marek nie mogl zobaczyc, co sie dzieje, bowiem wymienial ciosy z rzygajacym winem czlowiekiem — Videssanczyk rabnal w ziemie i znieruchomial. Jakakolwiek byla technika walki wrecz Arigha, byla skuteczna.
Prawie przy uchu trybuna pekl z trzaskiem talerz. Marek okrecil sie i zobaczyl oddalajacego sie chwiejnie Videssanczyka. Mezczyzna trzymal sie za glowe, a Helvis miala jeszcze w reku kawal talerza.
— Dziekuje, kochanie — powiedzial trybun.
Ona zas usmiechnela sie i skinela.
Ale nie byla jedyna Namdalajka potrafiaca poradzic sobie w czasie bijatyki. Mavia i dziwka Gajusza Filipusa walczyly z zapamietaniem; szczypaly, drapaly i targaly sie za wlosy, ale nietrudno bylo zauwazyc, ze blondynka jest zdecydowanie lepsza. Jej przeciwniczka rowniez byla dzielna; kiedy starszy centurion sprobowal ja odciagnac, rozorala mu paznokciem policzek, o wlos mijajac oko.
— No to zostan i walcz, ty parszywa suko! — wrzasnal rozwscieczony Gajusz Filipus, zapominajac o resztkach rycerskosci.
Katakolon Kekaumenos nadal popijal swoje wino — babelek spokoju w oceanie harmideru. Jeden z walczacych pochopnie wzial jego opanowanie za tchorzostwo i od tylu zaczal wywracac mu krzeslo. Ledwo sprzet zaczaj sie ruszac, Kekaumenos stal na nogach i odwracal sie ku Videssanczykowi. Trzasnal go raz w twarz i raz w brzuch, potem podniosl bezwladne cialo nad glowe i wyrzucil je przez okno. Zrobiwszy to, poprawil krzeslo i wrocil do swego wina, znow pozornie ospaly niczym sniezny lampart po obfitej uczcie.
— To cie oduczy lekcewazenia uczciwego czlowieka, no nie? — ryknal za znikajacym w oknie Videssanczykiem Viridoviks. Nie otrzymal odpowiedzi.
Trybun zarobil cios nad uchem. Zobaczyl gwiazdy, ale jego napastnik zawyl zaciskajac lewa dlon wokol zlamanego kciuka, gdy Skaurus, zbyt doswiadczony, by samemu wyprowadzac cios tego samego rodzaju, trzepnal go w dolek. Mezczyzna zwinal sie wpol i upadl, lapczywie chwytajac powietrze. Turgot i Gawtruz jednoczesnie skoczyli na niego.
— W porzadku, wystarczy! — rozbrzmial od strony drzwi naznaczony obcym akcentem tenor. — Przestancie, bo inaczej potraktujemy was drzewcami wloczni! — Do jatki w glownej izbie karczmy wpadli Vaspurakanerzy w kolczugach. — Spokoj, powiedzialem! — powtorzyl oficer, a ktos krzyknal, gdy jeden z zolnierzy spelnil jego pogrozke.
— Witaj, Senpacie — mruknal niewyraznie Marek. Trzymal jedna reke w ustach, probujac sprawdzic, czy tylny zab mu sie nie rusza. Ruszal sie. Splunal czerwona slina i zapytal: — Jak twoja pani?
— Nevrata? Swietnie… — Mlody vaspurakanski szlachcic przerwal w polowie zdania, a na jego przystojnej twarzy pojawil sie komiczny wyraz zaskoczenia. — Ty, Skaurusie, w tawernianej burdzie? Ty, wrazliwy, trzezwy czlowiek, ktory powstrzymuje innych od wdawania sie w klopoty? Na Vaspura Pierworodnego, nie uwierzylbym, gdybym nie widzial tego na wlasne oczy.
— Herezja — mruknal ktos, ale po cichu, bo po izbie krecilo sie pietnastu Vaspurakanerow, wszyscy uzbrojeni po zeby.
Zazenowany trybun tak dalece zapomnial o swych stoickich zasadach, ze zrzucil wine na kogos innego.
— To wina Viridoviksa. On zaczal.
— Nie sluchaj go nawet przez sekunde, drogi Sviodo — rzekl Celt do Senpata. — Cieszyl sie rozroba jak wszyscy inni.
I Marek, ktorego krew nadal burzylo wino i bijatyka, nie mogl zaprzeczyc.
Oberzysta, patrzac w pelnej przerazenia konsternacji na powywracane stoly, polamane krzesla, potluczone naczynia i pol tuzina wytworow jego kuchni walajacych sie po calej izbie, wydal skrzek rozpaczy. Nie dosc, ze jadlodajnia byla zniszczona, to ten wzgardzony przez Phosa cudzoziemski kapitan strazy okazal sie przyjacielem rozrabiakow!
— Kto za to wszystko zaplaci? — jeknal.
Nagle zapadla cisza. Ludzie patrzyli na siebie, na swych nieprzytomnych towarzyszy, na drzwi — pelne Vaspurakanerow.
— Lepiej, zeby ktos zaplacil — ciagnal oberzysta, a przygnebienie ustapilo grozbie w jego glosie — albo cale miasto dowie sie, dlaczego tego nie zrobiliscie, a wtedy…
— Zamknij sie — warknal Skaurus; widzial w Videssos dostatecznie duzo zamieszek przeciwko cudzoziemcom, by nie pragnac zadnej innej.
Siegnal do pasa. Oczy karczmarza rozszerzyly sie ze strachu, ale trybun szukal sakiewki, nie miecza.
— Podzielimy sie rowno kosztami — powiedzial, spogladajac na wszystkich uczestnikow bijatyki.
— Dlaczego i mnie wliczasz? — zapytal Gorgidas. — Nie pomagalem w demolowaniu tego miejsca. — Mniej wiecej bylo to prawda; Grek, nie zainteresowany rozrobami nijakiego rodzaju, trzymal sie na uboczu.
— Zatem nazwij to swoja grzywna za watrobe pelna mleka — zawyl Viridoviks. — Jezeli wykrecisz sie sianem, co powstrzyma reszte tych omadhaunow od zrobienia tego samego?
Gorgidas spiorunowal go wzrokiem i otworzyl usta, by wyklocac sie dalej, ale Kwintus Glabrio dotknal jego ramienia. Mlodszy centurion byl drugim, ktory nie uwazal bijatyki za rozrywke, ale podpuchnieta warga i siniak na policzku wskazywaly, ze nie proznowal. Mruknal cos Gorgidasowi do ucha. Grek schylil glowe na zgode.
Nikt inny nie zglaszal sprzeciwu. Skaurus odwrocil sie do wlasciciela karczmy.
— W porzadku, na ile wyceniasz zniszczenia? — Widzac przed soba cudzoziemskiego najemnika, karczmarz podwoil cene. Ale trybun rozesmial mu sie w twarz; wiara, ze zdola sie oszukac kogos doskonale zorientowanego w sprawach podatkowych, byla najwyzsza glupota. Oberzysta wzdrygnal sie i wezwal Phosa, gdy uslyszal propozycje Skaurusa, ale stal sie bardziej rozsadny. Szybko doszli do porozumienia.
— Nie zapomnijcie o tym, ktory lezy tam w sniegu — podpowiedzial Senpat Sviodo. — Im wiecej udzialowcow, tym mniej kazdy placi. — Trzej z jego ludzi wciagneli nieprzytomnego i spryskali mu twarz woda. Cucenie zabralo kilka dobrych minut; Marek cieszyl sie, ze Kekaumenos jest przyjacielem.
— To wszyscy? — zapytal, rozgladajac sie po zdemolowanej sali.
— Chyba tak — powiedzial Gajusz Filipus, ale Gawtruz wtracil:
— A gdzie jest Vones? — Mial zadowolony wyraz twarzy, bowiem uwielbial wystawiac na posmiewisko swego kumpla dyplomate.
Wszyscy zaczeli sie rozgladac, ale nikt nie znalazl malego Khatrisha. Wtem Viridoviks powiedzial: