— Zechcesz powstrzymac swoj brudny jezor? — syknal do niego Skaurus.
Drax polozyl mu ostrzegawczo reke na ramieniu, ale Soteryk strzasnal ja gniewnie. Ani on, ani Utprand nie mieli powodow, by kochac wielkiego hrabiego.
Onomagoulos w koncu odzyskal rownowage. Wyszarpnal szable.
— Stawaj, suczy synu! — zawyl, nieledwie wychodzac z siebie z wscieklosci. — Jedna noga wystarczy, by rozprawic sie z takim smieciem!
Soteryk zerwal sie gwaltownie. Marek i Drax, siedzacy po jego obu stronach, chcieli go zlapac i powstrzymac, ale to ryk Thorisina zmrozil wszystkich obecnych — Rzymianina i wielkiego hrabiego nie mniej, niz rwacych sie do walki oficerow.
— Dosc! — ryknal ponownie Imperator. — Na swiatlo Phosa, jestescie gorsi od dwojki berbeciow wyklocajacych sie, ktory z nich zgubil cukierek. Mertikes, podaj Baanesowi krzeslo — zdaje sie, ze zle je odstawil. — Zigabenos zerwal sie, by wykonac polecenie. — Teraz obaj usiadzcie i milczcie, skoro nie macie do powiedzenia niczego sensownego.
Zajeli miejsca, przynaglani groznym wzrokiem. Soteryk byl nieco zawstydzony, ale Onomagoulos niewiele czynil, by ukryc kipiaca w nim wscieklosc.
Videssanski wielmoza, zwracajac sie do Gavrasa jak do malego chlopca, upieral sie:
— Garsavra musi dostac wiecej zolnierzy, Thorisinie. To bardzo wazne miasto, samo w sobie i z powodu polozenia.
Imperator zadygotal poznajac ton, ktory slyszal od Onomagoulosa od tak wielu lat. Ale nadal staral sie odpowiadac rzeczowo:
— Baanesie, dalem Garsavrze co najmniej dwa i pol tysiaca ludzi. Razem z pacholkami, jakich zbierzesz ze swoich posiadlosci, z pewnoscia wystarczy wojownikow, by wstrzymac Yezda do wiosny. Wiesz, ze wczesniej nie przedra sie przez sniegi, bo pelzna przez nie w slimaczym tempie jak wszyscy inni. Planuje uderzyc na nich z nadejsciem wiosny i nie mam zamiaru rozdzielac glownych sil uderzeniowych na oddzial tu, a kompanie tam, dopoki nic mi nie zostanie.
Onomagoulos zacisnal szczeki; jego szpiczasta broda wskazala na Gavrasa.
— Powtarzam, ze ci ludzie sa potrzebni. Dlaczego nie sluchasz glosu zdrowego rozsadku?
Nikt z obecnych przy stole nie mial ochoty spojrzec Thorisinowi w oczy w trakcie takiej reprymendy. Wszyscy patrzyli tam, gdzie on. Imperator rzekl tylko:
— Nie dostaniesz ich — ale w jego glosie dzwieczala stal.
Wszyscy uslyszeli ostrzezenie z wyjatkiem Onomagoulosa, ktory w gniewie krzyknal:
— Twoj brat dalby mi ich!
Marek mial ochote zniknac. Gdyby Baanes szukal nawet przez rok, nie znalazlby gorszego argumentu. Zazdrosc Thorisina o przyjazn miedzy Mavrikiosem a Onomagoulosem byla wrecz legendarna. Thorisin, zapominajac o imperatorskim dostojenstwie, pochylil sie do przodu i ryknal:
— Dalby ci po pysku za twoja bezczelnosc, ty kulawy kurduplu!
— Ty szczeniaku, slepy na swiat przed wlasnym nosem! — Baanes nie wrzeszczal na Autokratora, ale na malego braciszka swego nieodlacznego towarzysza.
— Ty smieciu ze sterty gowna! Myslisz, ze twoje posiadlosci sa warte wiecej od calego Imperium?!
— Zmienialem ci pieluchy, zasmarkany zasrancu! — Miotali wyzwiska i przeklenstwa przez dobra minute, nieswiadomi obecnosci innych. Wreszcie Onomagoulos wstal raz jeszcze, krzyczac: — Na Phosa, nie licz na zadnego czlowieka z Garsavry! Nie zostane w tym samym miescie co ty, bo od twojego smrodu odpada mi nos.
— Jest za duzy — odcial sie Thorisin. — Dobrej drogi; Videssos jest dla ciebie zamkniete.
Do tej pory — pomyslal Skaurus — powinienem przywyknac do widoku ludzi wychodzacych z godnoscia z narad u Thorisina. Baanes Onomagoulos co prawda kulal, ale efekt pozostawal taki sam. Gdy dotarl do drzwi z polerowanego brazu, odwrocil sie i obrzucil Imperatora pogardliwym wzrokiem, na co ten odpowiedzial obscenicznym gestem. Onomagoulos splunal na podloge, jak robia Videssanczycy przed piciem i jedzeniem, by pokazac, ze odrzucaja Stokosa, i wykustykal w snieg.
— Na czym stanelismy? — zapytal Imperator.
Marek spodziewal sie, ze Baanes wroci do lask Thorisina, bowiem zlosc Imperatora byla gwaltowna jak powodz, ale rownie szybko opadala. Onomagoulos jednakze byl bardziej zawziety. Dwa dni po burzliwej naradzie wielmoza dotrzymal obietnicy — przeplynal przez Konski Brod i wyruszyl do Garsavry.
— Nie podoba mi sie to — powiedzial trybun,. gdy uslyszal nowiny. Chociaz byl w rzymskich koszarach, rozejrzal sie bacznie, nim sciszonym glosem dodal: — Jawnie poderwal autorytet Imperatora. — Pomyslal z niezadowoleniem, ze ostroznosc wypowiedzi jest cena za zycie w Imperium.
— Obawiam sie, ze masz racje — powiedzial Gajusz Filipus. — Gdybym byl Gavrasem, przywloklbym go z powrotem w lancuchach.
— Obaj mowicie bez sensu — oswiadczyl Viridoviks. — To Gavras pozwolil mu odejsc, a dokladniej: rozkazal.
— Moze rozkazal mu pasc trupem — powiedzial Gorgidas — ale na pewno nie odejsc i rozpoczynac kolejna wojne domowa. — Podniosl brwi i spojrzal z ironia na Gala. — Kiedyz sie wreszcie nauczysz, ze slowa moga wyrazac jedno, a znaczyc co innego?
— Och, myslisz, ze jestes takim szczwanym Grekiem. Ale powiem ci, ze gdyby to moj dom byl w niebezpieczenstwie, staralbym sie go bronic, i niech licho wezmie kazdego, kto by probowal mnie powstrzymac, lacznie z mna samym. — Gal splotl rece na piersiach, jakby osmielal lekarza do wyrazenia sprzeciwu.
Jednakze Gajusz Filipus prychnal na niego.
— Prawdopodobnie tak bys zrobil, i moze w zamian stracilbys swoj dom i wszystkich swoich sasiadow. Oto co sie dzieje, gdy najpierw mysli sie o sobie, a na koncu o swych bliznich. Jak myslisz, dlaczego Cezar mogl walczyc z celtyckimi klanami po jednym naraz?
Viridoviks przygryzl obwisly was; docinek starszego centuriona byl celny. Ale odpowiedzial:
— To nie ma najmniejszego znaczenia. Podzieleni czy nie, zadamy wam takiego bobu, ze bedziecie zmykac z podkulonymi ogonami.
— Nie ma szans — powiedzial Gajusz Filipus i znow zaczela sie stara dyskusja.
Nawet po przybyciu Rzymian do Videssos wyklocali sie, kto wygra walke w Galii. Obaj traktowali pytanie powaznie, chociaz — czy moze poniewaz — nie mogli na nie odpowiedziec.
Marek nie mial ochoty ich sluchac i udal sie do swego biura w skrzydle Wielkiego Dworu. Tutaj czekaly go inne problemy, a ich rozwiazanie wydawalo sie wcale nie latwiejsze niz dyskusja przyjaciol.
Pandhelis znosil mu ksiegi i raporty nie konczacym sie strumieniem. Dane rownie czesto wyjasnialy, jak gmatwaly rozne kwestie. Videssanscy biurokraci ze swym retorycznym wyszkoleniem czerpali dume z czynienia ich tresci tak niejasna, jak tylko mozliwe. Probujac przegryzc sie przez gaszcz ledwo zrozumialych aluzji, Skaurus zastanawial sie, dlaczego kiedykolwiek zamarzyl o politycznej karierze.
Tej nocy zasnal przy biurku, oglupiony stosem podatkowych dokumentow wypisanych charakterem tak drobnym, ze meczyly mu sie oczy. Legionisci byli juz na placu cwiczen, gdy wyruszyl do koszar. Szedl Ulica Srodkowa, by sie do nich przylaczyc i zjesc maczana w miodzie twarda bulke z zytniej maki, ktora kupil na placu Palamasa.
Byl kolejny mrozny dzien, w powietrzu wirowaly platki sniegu. Kiedy zblizyl sie do lazni o imponujacej fasadzie ze zlocistego piaskowca i bialego marmuru, jego entuzjazm do zajmowanego stanowiska nagle zmalal do zera. Uspil sumienie i wszedl do srodka. Powiedzial sobie, ze zasypianie pod nawalem pracy wystarcza, by kazdy poczul sie podle.
Przy drzwiach wlasciciel lazni usmiechnal sie szeroko, wzial od niego miedziaka i wskazal mu droge do rozbieralni. Marek dal drugiego miedziaka chlopcu, ktory mial dopilnowac, by nie ukradziono mu ubrania, gdy bedzie zazywal kapieli. Z westchnieniem ulgi zdjal plaszcz z owczej skory, tunike i spodnie.
Prowadzily go glosy kapiacych sie. Jak w Rzymie, tutaj takze laznie sluzyly nie tylko do utrzymania higieny, ale byly miejscami spotkan towarzyskich. Sprzedawcy kielbasek, wina i ciastek zachwalali swoje towary; czlowiek zajmujacy sie usuwaniem owlosienia polecal swe uslugi amatorom. Mezczyzna zamilkl na chwile, a potem Skaurus uslyszal wrzask klienta, ktoremu zaczeto wyskubywac pache.
Zazwyczaj trybun ze stoickim samozaparciem ograniczal sie do zimnej kapieli, ale nie znioslby czegos