takiego po wejsciu z mrozu. Pocil sie przez pewien czas w lazni parowej, ktora skutecznie pozwalala zapomniec o zimie.

Dopiero wtedy zimna kapiel wydawala sie nie tortura, a przyjemnoscia. Marek wyskoczyl z basenu, gdy lodowata woda zaczela kasac mu skore, i rozlozyl sie na kafelkach, by odprezyc sie przed kapiela w przyjemnie cieplej wodzie w drugim basenie.

— Podrapac cie, panie? — zapytal mlodzieniec z zakrzywionym strigilisem w dloni.

— Tak, prosze — powiedzial trybun.

Wzial ze soba drobne, by placic wlasnie za tego typu luksusy, bo podrapanie sie samemu po plecach bylo dla kapiacego sie dosc karkolomne. Westchnal, gdy przyjemnie szorstki strigilis przesuwal sie po jego skorze.

Wokol niego pulchni mezczyzni w srednim wieku sapali, zmagajac sie z ciezarami. Masazysci okladali stekajace ofiary, to klepiac po ramionach na plask, to skladajac dlonie w lodki, czemu towarzyszyl halas do zludzenia przypominajacy bicie w bebny. Trzej mlodzi ludzie grali w videssanska gre zwana trigonem, polegajaca na niespodziewanym podawaniu sobie pilki. Robili zmylki i krzyczeli. Gdy tylko jeden upuszczal pilke, pozostali dwaj, wolali, ze stracil punkt. W kacie grupka powazniejszych obywateli spedzala poranek na grze w kosci.

Rozlegl sie okropny plusk, gdy ktos wskoczyl do basenu z ciepla woda w sasiedniej sali. Zartownis, zlajany przez schlapanych ludzi, ani troche nie byl speszony. Po wydmuchnieciu wody z nosa i ust zaczal spiewac dzwiecznym barytonem.

— Wszyscy mysla, ze to brzmi cudownie w czasie kapieli — powiedzial mlodzieniec ze strigilisem, krytycznie potrzasajac glowa. Pozowal na konesera muzyki lazniowej. — Ale trzeba przyznac, ze nie jest zly, mimo tego smiesznego akcentu.

— Nie, nie jest — zgodzil sie Marek, chociaz mial sluch tak kiepski, ze z trudnoscia potrafil odroznic zly spiew od dobrego. Ale tylko jeden czlowiek w Videssos mial taki akcent. Wreczyl mlodziencowi ostatniego miedziaka, wstal i poszedl przywitac sie z Viridoviksem.

Celt stal twarza do wejscia i przerwal w polowie nuty, gdy zobaczyl trybuna.

— Czyzby to on? Tak, we wlasnej osobie, przyszedl zmyc z siebie atrament! — krzyknal. — I przydaloby sie zmyc tez co innego, bo jest tego sporo!

Skaurus spojrzal w dol. Czul, ze przybral na wadze, ale nie zdawal sobie sprawy, ze rezultat jest tak bardzo widoczny. Zirytowany przebiegl trzy kroki i skoczyl do cieplej wody duzo zgrabniej od Viridoviksa. Byl to plytki skok; woda w basenie siegala ledwo do piersi.

Podplynal do Celta. Obaj wyrozniali sie wsrod ciemnowlosych Videssanczykow o oliwkowej skorze: Marek — ciemny blondyn, z opalona trwale twarza, rekami i nogami, ale reszta ciala duzo bledsza; i Viridoviks, o rozowobialej galijskiej karnacji, ktora nijak nie chciala sie opalic, ze strzecha spalonych sloncem miedzianych wlosow na glowie oraz jasnymi loczkami na klatce piersiowej, na brzuchu i podbrzuszu.

— Znowu sie obijasz — powiedzieli jednoczesnie i razem wybuchneli smiechem.

Zaden nie spieszyl sie do wyjscia. Woda byla ogrzana do tej doskonalej temperatury, w ktorej skora przestaje ja rejestrowac. Marek pomyslal o srozacej sie na zewnatrz zimie i zadecydowal, ze zostaje.

Maly chlopiec, przyciagniety byc moze przez odmiennosc Celta, chlapnal go woda od tylu. Viridoviks odwrocil sie i zobaczyl rozesmianego wroga.

— Zrob to jeszcze raz! — ryknal, udajac rozwscieczenie, i odwzajemnil sie z nawiazka. Baraszkowali, poki ojciec nie zabral opierajacego sie syna z basenu. Viridoviks pomachal do obu, gdy odchodzili. — Wspanialy malec i wspanialy czas — powiedzial do Skaurusa.

— Wnoszac z twojego wygladu, miales wspanialy czas ubieglej nocy — odparl trybun. Mial okazje obejrzec plecy i ramiona Viridoviksa, gdy Gal odwrocil sie w trakcie zabawy z chlopczykiem. Widnialy na nich zadrapania niewatpliwie zadane przez kobiece paznokcie. Jedno czy dwa — pomyslal Skaurus — musialy krwawic; nadal byly czerwone.

Viridoviks pogladzil wasy, doslownie mruczac z zadowolenia. Powiedzial kilka zdan po celtycku, po czym znow przeszedl na lacine, ktora wolal od videssanskiego.

— Prawda, to istna kocica — oznajmil, usmiechajac sie na samo wspomnienie. — Nie mozesz tego zobaczyc pod wlosami, ale pod koniec odgryzla mi kawaleczek ucha.

Byl w tak wspanialym nastroju, ze Marek zapytal:

— Ktora to byla? — Trudno mu bylo wyobrazic sobie ktoras z trzech kobiet Celta w roli dzikiej kocicy. Wygladaly na zbyt ulegle.

— Och, zadna z nich — odparl Viridoviks, rozumiejac pytanie i wcale nim nie zgniewany: po prostu lubil sie chwalic. — Sa dosc dobre, nie przecze, jednakze przychodzi taki czas, gdy zbyt wiele slodyczy zaczyna przyprawiac czlowieka o wymioty. Ale ta nowa! Jest chuda, prawda, ale dzika i chutliwa niczym wilczyca w rui.

— Ty to masz dobrze — powiedzial Skaurus.

Pomyslal, ze Viridoviks prawdopodobnie namowi te nowa do przylaczenia sie do swego stadka. Celt mial dryg do takich rzeczy.

— Tak, jest pod kazdym wzgledem taka, jak sobie wyobrazalem — ciagnal radosnie Gal. — Od kiedy bezczelnie puscila do mnie oko, tam na zamglonej plazy wiedzialem, ze nie bedzie miala nic przeciwko zwabieniu pod przescieradla.

— Ty to… — zaczal powtarzac trybun, lecz przerwal w polowie zdania i zamilkl z przerazenia, gdyz dotarlo do niego pelne znaczenie slow Viridoviksa.

Zaczal sie rozgladac, by zobaczyc, kto mogl ich uslyszec, i dopiero po dluzszej chwili przypomnial sobie, ze przeciez rozmawiaja po lacinie. Byl za to wdzieczny — i tylko za to.

— Czy chcesz mi powiedziec, ze zadarles spodnice Komitty Rhangawe?

— Nie jestes za bystry, co? Ale to spodnica sama sie uniosla. Slowo! W zyciu nie widzialem takiej pozadliwej szparki.

— Czys ty upadl na glowe, czlowieku? Zabawiasz sie z kochanka Imperatora, nie z jakas dziewka z tawerny.

— I co z tego? Celtycki szlachcic ma prawo do czegos lepszego od zwyklej ladacznicy — rzekl dumnie Viridoviks. — Poza tym, jesli Thorisin nie chce, bym zabawial sie z jego pania, niech wczesniej chodzi do lozka. Inaczej nie doczeka sie synow.

— A ty chcesz mu dac rudzielca? Jezeli nie dowie sie tego w inny sposob, to pozna kukulke po piorach.

Viridoviks zachichotal, ale Rzymianin nie sklonil go do zmiany zdania. Byl zadowolony z siebie i nalezal do ludzi, ktorzy nie mysla o jutrze. Znow zaczal spiewac skoczna milosna piosenke. Zawtorowalo mu pol tuzina Videssanczykow, a melodia odbijala sie echem od scian.

Marek w tym czasie probowal zadecydowac, czy utopienie Celta tu i teraz zmieniloby stan rzeczy na lepszy czy na gorszy.

ROZDZIAL XI

— Andhelis, gdzie schowales rejestr podatkowy dla Kybistry za rok ubiegly? — zapytal Skaurus.

Sekretarz przejrzal zwoje pergaminu i ze skrucha rozlozyl rece. Mruczac przeklenstwa, Skaurus wstal od biurka i wyszedl na korytarz, by sprawdzic, czy potrzebny dokument nie znajduje sie u Pikridiosa Goudelesa.

Wytworny biurokrata podniosl glowe na widok wchodzacego do jego biura trybuna. Obaj traktowali sie z czujnym respektem od czasu, gdy Skaurus zaczal nadzorowac pracownikow urzedu w imieniu Thorisina Gavrasa.

— Jakie sprzeniewierzenia wyciagnales na swiatlo dzienne tym razem? — zapytal Goudeles.

Jak zawsze w jego slowach kryl sie szyderczy podtekst. Kiedy Marek powiedzial mu, czego potrzebuje, Goudeles ozywil sie.

— Powinien byc gdzies tutaj — powiedzial.

Przejrzal po kolei przegrodki, rozwijajac po pare cali kazdego pergaminu, by zobaczyc, co zawieraja. Kiedy

Вы читаете Imperator Legionu
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату