sklamalbym mowiac, ze pare linijek w nudnym dokumencie na pewno pobudzi moja pamiec. Bylby sprytniejszy, gdyby zostawil rzeczy samym sobie.
Thorisin znow zachichotal, tym razem bez sladu humoru.
— „Sumienie zwodzi zloczynce z pewnej sciezki Prosa” — powiedzial, cytujac z videssanskiej swietej ksiegi, jak Grek z Homera. — On wiedzial, ze jest winny. To, czy ty rowniez bys to odkryl, jest juz mniej wazne.
— I jezeli jest winny, to oznacza, ze Taron Leimmokheir jest niewinny! — zawolal Marek z triumfem. Rozgorzalo w nim przekonanie, ze ma racje. W jego stwierdzeniu kryla sie taka logika, ze z pewnoscia kazdy musial ja dostrzec.
Ale Thorisin spochmurnial.
— Skad ta obsesja na punkcie tego siwobrodego zdrajcy? Co za roznica, ze spiskowal z Onomagoulosem a nie z Ortaiasem? — rzekl oschle.
Skaurus potrafil rozpoznac nieugiety ton i znow sie poddal. Naklonienie Thorisina do zmiany zdania wymagalo czegos wiecej niz tylko logiki; Imperator przypominal czlowieka z tabliczka, ktory przebil sie rylcem przez wosk i teraz zapamietale skrobie drewno pod spodem.
— Rusz sie, Rzymianinie drogi. Jestes bohaterem dzisiejszego wieczora, nie duchem trupa, ktory wcale, ale to wcale nie zostalby zaproszony na kolacje — powiedzial Viridoviks, gdy szli w kierunku Sali Dziewietnastu Tapczanow. Swiadomie uzywal przesadnego akcentu, probujac rozbawic Marka, ale mowil po videssansku, zeby rozumialy go Helvis i jego trzy towarzyszki.
— Blagam o wybaczenie. Nie zdawalem sobie sprawy, ze to tak widac — wymruczal trybun; myslal o Glabrio.
Helvis scisnela go za lewa reke. Usmiech, ktory zdolal zaprezentowac, jemu samemu wydal sie upiorny, ale na zewnatrz wygladal niezle.
Mistrz ceremonii, tegi mezczyzna — nie eunuch, bowiem mial gesta brode — sklonil sie szybko kilka razy jak marionetka na sznurku, gdy Rzymianie staneli w drzwiach z polerowanego brazu.
— Videssos jest twoim dluznikiem — powiedzial, ujmujac reke Marka w swoja blada i wilgotna dlon. Uklonil sie raz jeszcze, po czym odwrocil i zawolal do obecnych: — Panowie i panie, dzielni Rzymianie!
Skaurus zamrugal i wybaczyl mu oslizly uscisk dloni.
— Dowodca i
Imie Celta dla Videssanczykow bylo prawie nie do wymowienia; krotka przerwa mistrza protokolu wyrazala jego zdanie na temat zwiazku z tyloma kobietami. Marek nagle jeknal — na szczescie bezglosnie. Miala tu byc Komitta Rhangawe.
Nie mial czasu, by cokolwiek powiedziec. Mistrz ceremonii brnal dalej.
— Starszy centurion Gajusz Filipus! Mlodszy centurion Juniusz Blesus!
Blesus od dawna byl podoficerem i dobrym zolnierzem, ale Skaurus wiedzial, ze nie uda mu sie w pelni zastapic Kwintusa Glabrio.
— Podoficer Minucjusz i pani Erene!
Nie „szlachetna” — zauwazyl Skaurus; — cholerny snobistyczny pacholek.
Minucjusz, dumny z awansu, wypolerowal do polysku swoja kolczuge.
Dwa kolejne nazwiska zamknely liste przybylych legionistow:
— Nakharar Gagik Bagratouni, dowodca oddzialu podlegajacego Rzymianom! Czerwony Zeprin, straznik Halogajczyk w sluzbie rzymskiej!
Mimo namawian, Gorgidas postanowil zostac sam ze swym zalem.
Bagratouni takze byl w zalobie, ale czas stepil jego bol. Vaspurakanski wielmoza, torujac sobie droge do wina, omiotl goracym wzrokiem wiotkie Videssanki. Skaurus zobaczyl, ze jego oczy skacza to w te, to w druga strone. Bez watpienia Bagratouni doskonale zdawal sobie sprawe, jakie wrazenie wywiera na kobietach.
Trybun i Helvis podeszli do stolu zastawionego tacami z kruszonym lodem, na ktorym spoczywaly przysmaki roznych rodzajow, glownie owoce morza.
— Smakolyk, ktorego nie zobaczycie na co dzien — zachwalal podstarzaly sluga, wskazujac na mieso osmiornicy. — Zwinieta osmiornica z tylko jednym rzedem macek na kazdym ramieniu. Wspaniala!
Skaurus skosztowal mieso. Bylo gabczaste i lekko pachnialo morzem, jak wszystkie inne probowane przez niego wczesniej osmiornice.
Zastanowil sie, co otaczajacy go smakosze powiedzieliby na taki rzymski delikates jak koszatki w maku i miodzie.
Mala orkiestra grala cicho w kacie sali: flety, instrumenty strunowe, ktorych nazwy wciaz mu sie mylily, i podzwaniajacy klawikord. Helvis radosnie klasnela w rece.
— To samo rondo grali wowczas, gdy sie poznalismy — powiedziala. — Pamietasz?
— Tamta noc? Naturalnie. To… jak nazwalas ten utwor? Wiedzialabys, ze klamie, gdybym zaprzeczyl.
Tego wieczora wiele sie wydarzylo. Nie tylko spotkal Helvis — chociaz Hemond wtedy zyl jeszcze, oczywiscie — ale rowniez Alypie Gavre. I Avshara, jesli o to idzie; jak zawsze spochmurnial na wspomnienie ksiecia-czarnoksieznika.
Mijali oddzielne grupki: biurokratow, zolnierzy i ambasadorow, wymieniajac ze wszystkimi pozdrowienia i krotkie uwagi. Skaurus, majac przyjaciol we wszystkich trzech grupach, byl kims wyjatkowym. Obydwie imperialne frakcje pogardzaly soba wzajemnie. Videssanscy oficerowie woleli towarzystwo najemnikow, ktorym nie ufali, od gryzipiorkow, ktorymi gardzili, co tylko potwierdzalo ich prostactwo w oczach biurokratow.
Taso Vones, z imponujaco wysoka videssanska dama — nie Plakidia Teletze — sklonil sie trybunowi.
— Skad idziesz? — zapytal, mrugajac okiem. — Moze wiesz, jak podkuwac kawaleryjskie konie albo znasz najlepszy sposob ulozenia memorandum na nieistotny temat?
— Najlepiej tego nie robic — odparla bez namyslu Helvis.
— Bluznierstwo, moja droga; urzedasy pala ludzi, ktorzy glosza takie herezje. Ale z drugiej strony, kawaleryjskie konie sa wedlug mnie nie bardziej inspirujace.
Latwo poznac — pomyslal Skaurus — dlaczego Vones trzyma sie z dala i od wojownikow, i od biurokratow.
— Jego Swiatobliwosc Patriarcha Phosa, Balsamon! — zawolal mistrz ceremonii i halas ucichl na pelna szacunku chwile, gdy gruby starzec wtoczyl sie do komnaty. Jego prezencja natychmiast kazala zapomniec o pozbawionym wdzieku chodzie.
Patriarcha rozejrzal sie, potem z usmiechem i udawanym zalosnym westchnieniem rzekl:
— Ach, gdybyscie tylko poswiecali mi tyle samo uwagi w Najwyzszej Swiatyni! — Wzial z lodu krysztalowy puchar z winem i wychylil go z widoczna przyjemnoscia.
— Ten czlowiek niczego nie traktuje powaznie — powiedzial z dezaprobata Soteryk.
Chociaz nie golil tylu glowy w zwyczajowy wyspiarski sposob, w obcislych spodniach i krotkiej futrzanej kurtce nadal wygladal na nie zasymilowanego z Videssanczykami Namdalajczyka.
Marek powiedzial:
— Tracenie czasu na martwienie sie jego wadami jest do ciebie niepodobne. Ostatecznie, Balsamon jest dla ciebie heretykiem, prawda?
Wyszczerzyl zeby, gdy brat Helvis zaczal zastanawiac sie nad odpowiedzia. Prawda — pomyslal — jest prosta; videssanski patriarcha jest zbyt ciekawa postacia, by nie zwracac na niego uwagi.
Sludzy zaczeli wynosic bufety z przekaskami z powrotem do kuchni i zastepowac je stolami do uczty i zloconymi krzeslami. Na podstawie poprzednich bankietow w Sali Dziewietnastu Tapczanow Marek wiedzial, ze to sygnal zapowiadajacy przybycie Imperatora. Pomyslal, ze wczesniej musi porozmawiac z Balsamonem.
— Co tym razem, przyjacielu? — zapytal patriarcha, gdy Skaurus do niego podszedl. — Ilekroc zblizasz sie do mnie z taka ponura determinacja w oku wiem, ze szukasz drogi do dalszych klopotow.
Jak Alypia Gavra, Balsamon potrafil sprawic, ze trybun czul sie jak nagi. Sprobowal ukryc zdenerwowanie i byl pewien, ze Balsamon to rowniez zauwazyl. Bardziej wzburzony niz kiedykolwiek, zaczal opowiadac.
— Leimmokheir, co? — mruknal Balsamon, gdy trybun skonczyl. — Tak, Taron jest dobrym czlowiekiem.
O ile Skaurusa pamiec nie mylila, patriarcha po raz pierwszy okreslil kogos w ten sposob. Balsamon ciagnal: