— Jak bomba. Nadprzewodnik potrafi zgromadzic duzo energii. To niebezpieczna sytuacja.
— A mamy wiecej goracych punktow niz jeden?
— Jak dotad cztery. Nie bede zaskoczona, gdy pojawi sie wiecej. Ktos, kto zapluskwil nam statek, na pewno nie chcial, zebysmy wrocili do domu.
Dan bebnil palcami po blacie stolu.
— Nie moge uwierzyc, ze Kris Cardenas mogla mi zrobic cos takiego.
— To Humphries, przeciez to oczywiste — prychnela Pancho.
— Jakby mogl, zabilby cie usmiechem.
— Ale do tego potrzebowalby Kris.
— Posluchaj — rzekla Pancho, pochylajac sie nad stolem.
— To niewazne, kto komu naplul w oko. Jestesmy w tarapatach i musimy wymyslic, jak uratowac nasze glowy, zanim oslona magnetyczna wybuchnie.
Dan nigdy dotad nie widzial Pancho tak powaznej.
— Dobrze wiec. Co proponujesz?
— Wylaczymy oslone magnetyczna.
— Wylaczymy oslone? Ale wtedy nie bedziemy mieli zadnej ochrony przed promieniowaniem.
— Jesli nie dojdzie do rozblysku, to nie bedzie potrzebna, a pewnie dolecimy do Selene, zanim jakis sie pojawi.
— Pewnie tak — mruknal Dan.
— Wiec podejmiemy to ryzyko. Wole to, niz ryzyko nagromadzenia sie goracych punktow i wybuchu, ktory rozprulby pancerz statku.
— Tak, masz racje — przyznal z niechecia Dan.
— Dobrze — Pancho wstala od stolu. — Zaraz ja wylacze.
— Poczekaj chwile — Dan zlapal ja za nadgarstek. — A kanal MHD?
Pancho wzruszyla ramionami.
— Jak dotad bez problemu. Pewnie nie zostal zapluskwiony.
— Jesli cos sie stanie, zginiemy?
— Coz… — starannie wazyla slowa. —
— Ale pozbawiloby to nas pradu.
— Moglibysmy pociagnac na ogniwach paliwowych i akumulatorach — przez jakis czas.
— Jak dlugo?
Pancho zasmiala sie i ruszyla w strone luku.
— Tak dlugo, jak dlugo by wystarczyly, szefie — rzekla, ogladajac sie przez ramie.
— Prawo Murphy’ego — mruknal Dan.
Jesli tylko cos moze sie popsuc, na pewno sie popsuje. Tak brzmialo prawo Murphy’ego. Teraz dodamy do niego wniosek Randolpha: jesli wylaczysz oslone antyradiacyjna, na pewno zdarzy sie rozblysk sloneczny.
Wiadomosci
George wyrzucil wszystkich z centrum kontroli lotow, z wyjatkiem glownej kontrolerki, ktora uparla sie stanowczo, ze w centrum musi caly czas pozostawac co najmniej jeden zywy kontroler.
Gdyby to byl facet, George po prostu podnioslby go i rzucil nim przez drzwi na korytarz. Niestety, szefem zmiany byla chuda jak szczapa, blada kobieta o prostych wlosach, uparta jak mul z Arkansas. Nie wyszlaby sama.
Walczac z checia, by podniesc ja i wystawic na korytarz, George blagal:
— Musze przeslac prywatna wiadomosc do Dana Randolpha. Nikt nie moze tego slyszec.
— A czemu nie? — dopytywala sie, z dlonmi opartymi na biodrach, rozdymajac nozdrza.
— Nie twoj pieprzony interes — warknal George. — Nie, bo nie. Przez dluzsza chwile mierzyli sie wzrokiem. George pietrzyl sie nad nia jak wieza, ale to najwyrazniej nie robilo na niej wrazenia.
— To polecenie Dana — powiedzial w koncu George, nieco naciagajac fakty. — To bardzo delikatna sprawa.
Kobieta zastanowila sie przez moment, po czym odparla ze zrozumieniem:
— Zajmiesz te konsole na samym koncu. Ustawie prywatny kanal. Nie bedzie tu nikogo, tylko ty i ja, a ja nie podsluchuje. Dobrze?
Georgejuz mial odmowic, ale uswiadomil sobie, ze to najlepsza oferta, jaka moze otrzymac, nie zastosowawszy przemocy fizycznej.
Zanim jednak wyrazil zgode, przez podwojne drzwi wtoczyl sie Frank Blyleven, a na jego zwykle usmiechnietej twarzy malowal sie grymas zdziwienia.
— Co tu sie dzieje? — dopytywal sie szef ochrony, maszerujac przejsciem miedzy konsolami. — Doniesiono mi, ze wyrzucasz kontrolerow z centrum.
Wydajac z siebie westchnienie wyrazajace niecierpliwosc, George wyjasnil po raz kolejny, ze musi wyslac wiadomosc do Dana.
— Na osobnosci — rzekl. — Zeby nikt tego nie slyszal.
Blyleven zalozyl rece na piersi i sprobowal przybrac wladczy wyglad. Nie udalo mu sie. George’owi przypominal Swietego Mikolaja z supermarketu w cywilu.
— Doskonale — rzekl. — Wyslij swoja wiadomosc. Ja usiade przy drzwiach na korytarz i przypilnuje, zeby nikt ci nie przeszkadzal.
Zaskoczony George podziekowal mu i ruszyl do konsoli wskazanej przez kobieta. Blyleven podszedl do ostatniego rzedu konsol i usiadl obok drzwi. Dyskretnie postukal w klawiature, a kiedy George skonczyl nadawac i usunal wiadomosc z pamieci systemu, Blyleven mial juz kopie, ktora mogl przehandlowac Humphriesowi.
Dan denerwowal sie, obserwujac Pancho i Amande wylaczajace oslone antyradiacyjna. Uwolnienie calej energii elektromagnetycznej nie martwilo go; rozmyslal raczej o tym, ze teraz nie maja zadnej oslony, ktora chronilaby ich przed kolejna burza sloneczna, jesli nie liczyc cienkiego kadluba samego statku.
— …wylaczanie zakonczono — oglosila Pancho. — Pole magnetyczne wyzerowane.
— Pole zero — potwierdzila Amanda.
— No i jak, szefie? — zwrocila sie do Dana, spogladajac przez ramie.
— Czuje sie nagi — odparl Dan.
— Nie przejmuj sie. Wyglada na to, ze Slonce bedzie przez jakis czas spokojne. Jesli nawet pojawi sie rozblysk, mozemy wlozyc skafandry i poplywac w zbiornikach z paliwem.
— To nic nie da — odparla Amanda, nie zdajac sobie sprawy z tego, ze Pancho zartuje. — Wysokoenergetyczne protony wybija czastki wtorne z atomow paliwa.
Pancho poslala jej grymas. Amanda przeniosla spojrzenie z niej na Dana, a potem na panel sterowania.
— Chyba pojde zobaczyc, jak sobie radzi Lars — rzekla, wstajac z fotela.
— Baw sie dobrze — odparla Pancho.
Dan patrzyl, jak przechodzi przez luk, a potem opadl na zwolniony przez nia fotel.
— Nie rob takiej smutnej miny, szefie. Lecimy bezproblemowo przy jednej trzeciej g. Za niecale cztery dni bedziemy na orbicie okoloksiezycowej.
— Chcialem pobrac probki z jeszcze dwoch Asteroid — rzekl Dan.
— Nie mozemy ryzykowac. Lepiej… zaraz, zaraz. Przyszla wiadomosc z Selene. George Ambrose.
— Odbiore tutaj — rzekl. — A swoja droga, powiedzialas kontroli misji, ze wylaczylismy oslone?
— Nie, ale zobacza to na pomiarach telemetrycznych. To jest rejestrowane automatycznie.
Dan skinal glowa, gdy na ekranie pojawila sie kedzierzawa, ruda glowa George’a. Szybko, szeptem, w ktorym bylo slychac zmartwienie, George opowiedzial, jak znalazl Cardenas i jak umiescil ja w tymczasowym schronie.
— Ona chce sie zobaczyc ze Stavengerem — zakonczyl Dan. — Powiedzialem, ze najpierw z toba pogadam.