— Zywa — dodal Gaeta.
— Znajdzcie kogos innego — mruknal Tavalera, patrzac na tace ze swoim lunchem.
— Nie mamy czasu na szukanie i szkolenie kogos innego. Musimy leciec za pare tygodni — oznajmil Wanamaker. — Przed wielka debata kandydatow.
W oczach Tavalery pojawil sie blysk zainteresowania.
— Co debata ma z tym wspolnego? — spytal.
— Eberly ma zamiar narobic wiele szumu wokol eksploatacji pierscieni — wyjasnil Manny. — Chce sprzedawac wode z lodu skalnym szczurom w Pasie, w Selene, w innych miastach ksiezycowych.
— No i co?
— Wunderly chce wykazac, ze wsrod pierscieni egzystuja zywe organizmy — rzekl Wanamaker. — To spowoduje wylaczenie pierscieni z eksploatacji.
— I po to mam ryzykowac glowa? — spytal Tavalera.
— Chcesz, zeby Holly wygrala wybory?
W oczach Tavalery znow cos blysnelo, ale opadl na krzeslo i mruknal:
— A co za roznica?
Wanamaker juz chcial odpowiedziec, ale Gaeta uciszyl go gestem dloni.
— Jake, przynioslbys kawy? Musze cos powiedziec Raoulowi w cztery oczy.
Wanamaker obrzucil Gaete hardym spojrzeniem, ale wstal i ruszyl, przedzierajac sie przez zatloczona kafeterie do termosow z kawa.
Gaeta pochylil sie blizej Tavalery, po czym rzekl:
— Posluchaj, smarkaczu, Kris powiedziala mi o tobie i Holly — zanim Tavalera zdolal odpowiedziec, mowil dalej: — Musze ci powiedziec, ze Holly bardzo sie martwi wasza klotnia. Chcesz jej pomoc wygrac te wybory? Chcesz, zebyscie znowu byli razem? To lec na te misje.
Tavalera rozzloscil sie.
— Tylko to ja interesuje. Ja jej nie obchodze. Chce mnie tylko wykorzystac.
— Nie badz
— Chyba. Pewnie tak.
— Na pewno. A teraz wy dwoje,
— Ona uwaza mnie za tchorza — mruknal Tavalera.
— To pokaz jej, ze nim nie jestes.
— Czemu ty nie polecisz? Jestes wyszkolonym kaskaderem. Juz tam byles.
Gaeta juz mial odpowiedziec, ale zawahal sie. Dlaczego nie polece, powtorzyl w myslach? Dlaczego prosze tego smarkacza o zrobienie czegos, co powinienem zrobic sam? Dlaczego tu siedze i przekonuje tego wystraszonego smarkacza, zeby zrobil cos, co ja umiem najlepiej na swiecie?
Bo sie boje, odpowiedzial sobie w duchu. Ryzykowalem zbyt wiele razy, moze teraz bylby to ten ostatni raz. Wzial gleboki oddech, po czym wolno wypuscil powietrze.
— Masz racje — przyznal Gaeta. — Masz absolutna racje. Tavalera otworzyl szeroko usta.
Zanim jednak cokolwiek powiedzial, Wanamaker wrocil na swoje miejsce i postawil ostroznie na stole kubek z kawa. Wyraz jego pobruzdzonej twarzy przypominal chmure gradowa.
— Jake — rzekl lagodnie Gaeta. — Zmiana planow. To ja polece. Ty i Pancho bedziecie pilotowac, ja zdobede probki dla Wunderly.
Tavalera rozpromienil sie.
— Ja moge sie zajac kontrola misji.
— Dobrze — odparl Gaeta. Wanamaker zmruzyl oczy.
— Jestes pewien, ze chcesz to zrobic? — zwrocil sie do Gaety.
Czujac podniecenie, wbrew sobie, Gaeta odparl:
— To jedyny sposob, zeby ta
— Kris sie to nie spodoba. Gaeta wzruszyl lekko ramionami.
— Kris bedzie musiala sie z tym pogodzic. Ostatnia misja. Potem koniec. Na zawsze.
Wanamaker siedzial w milczeniu, myslac, ze takie rozwiazanie bedzie dla Pancho najlepsze. Ona moze byc pilotem, ja jej pomagierem i razem zlapiemy Manny’ego, kiedy pobierze probki.
Byly admiral spojrzal na Tavalere, ktory siedzial z wyrazem wyraznej ulgi na twarzy. Poza tym, powiedzial sobie Wanamaker, dzieki temu nie bede musial prowadzic tego dzieciaka za stodole, zeby przetrzepac mu skore.
21 MARCA 2096: WIECZOR
Przy kolacji juz kilka razy Gaeta probowal powiedziec Kris Cardenas, ze zdecydowal sie sam poleciec na te misje. Kiedy jedli przy malym skladanym stole w kuchni, probowal sie zmusic do wypowiedzenia tych paru slow i za kazdym razem nie wiedzial, od czego zaczac. Cardenas cos tam opowiadala o dniu spedzonym w laboratorium.
Ciekawe, czy Tavalera jej powiedzial, zastanawial sie. Stluke mu tylek, jesli wypaplal. Cardenas gadala jednak, jakby nic sie nie stalo. Gaeta jadl odruchowo, z glowa pochylona nad talerzem.
Moge surfowac w oblokach Jowisza, rozmyslal, ale nie potrafie powiedziec kobiecie, ze zamierzam zrobic cos, czego ona nie chce. Odwaga bywa czasem zabawnie opakowana.
— Niech zgadne — odezwala sie wreszcie Cardenas. Spojrzal na nia.
— Co? Spowazniala.
— Lecisz z nimi, prawda?
— Chcialem ci powiedziec — odparl. — Tylko nie wiedzialem, jak.
— Domyslilam sie.
— Raoul ci powiedzial? Cardenas potrzasnela glowa.
— Byl jakis bardziej radosny niz zwykle, jak wrocil z lunchu, ale na temat misji nic nie wspomnial.
— Domyslilas sie, co sie stalo.
— Nie trzeba Sherlocka Holmesa, zeby sie domyslic, po tym, jak sie naradzaliscie przy obiedzie.
— Nie da sie inaczej — rzekl.
— Alez da sie — blekitne oczy Cardenas celowaly w niego jak sztylety. — Mozesz powiedziec Nadii, ze odwolujecie cala misje. Nikt nie podejmuje ryzyka, nikomu nic sie nie dzieje.
— Z wyjatkiem Nadii.
— Jakos to przezyje.
— A jesli rzeczywiscie tam zyja jakies istoty? — spytal Gaeta. — Jesli zaczniemy eksploatowac pierscienie, zabijemy je, zniszczymy.
— A przyszlo ci do glowy, ze jesli zaczniemy eksploatowac pierscienie, Nadia i tak dostanie swoje probki? A jesli znajdzie jakies organizmy w lodzie, podniesie raban i wstrzyma sie eksploatacje.
Gaeta siedzial przez kilka chwil przetrawiajac ten pomysl.
— Sadzisz, ze Eberly wstrzyma eksploatacje, kiedy juz raz ja zacznie? Sadzisz, ze ludzie w tej puszce zgodza sie na zakrecenie kurka z gotowka, tylko dlatego, ze mozemy zrobic krzywde jakims mikroskopijnym stworzeniom?
— Beda musieli — odparla Cardenas. — MUA ich zmusi.
— Nie obedzie sie bez walki. A walka moze byc naprawde paskudna, Kris.
Spojrzala na niego.
— Masz na mysli prawdziwa walke? Wojne? Rozlew krwi?
— Tak.
Cardenas zamilkla na kilka sekund. Gaeta dostrzegl na jej twarzy sprzeczne emocje.
