gdy zasilanie zanikalo na godzine lub dluzej.

Jedyna spojnosc, jaka znalazl, polegala na tym, ze rozbieznosci pojawialy sie srednio co dwa tygodnie. Nigdy w ten sam dzien tygodnia i nigdy o tej samej godzinie, ale rachunek przestawal sie bilansowac mniej wiecej co dwa tygodnie. Nie dokladnie co dwa tygodnie, raczej szesnascie dni. W kazdym razie sredni okres, po ktorym pojawialy sie rozbieznosci, wynosil tyle. Co szesnascie dni, plus-minus kilkanascie godzin, rachunek dostawal czkawki.

Zeby sie upewnic, Donkman spedzil prawie dwadziescia godzin w biurze bez przerwy, patrzac na ekran komputera, szesnascie dni po tym, jak pojawila sie ostatnia rozbieznosc. Zona przyniosla mu lunch i kolacje. Zostala z nim nawet troche, ale szybko jej sie znudzilo i poszla do domu.

Donkman tkwil tam, z oczami wlepionymi w pojawiajace sie na ekranie liczby. Oto zycie tego habitatu, pomyslal. Kazda transakcja, bez wzgledu na to, jak mala, bez wzgledu na to, czy miala miejsce miedzy sklepikarzem a klientem, miedzy centralnym bankiem habitatu a jakims bankiem na Ziemi czy Ksiezycu, migala mu przed oczami. Na dole ekranu, na malym pasku wyswietlala sie suma glowna.

Donkman musial sie na chwile zdrzemnac, bo gdy sie ocknal — zamrugal i dostrzegl, ze suma glowna rachunku nie zgadza sie o sto piecdziesiat nowych miedzynarodowych dolarow.

Mial ochote krzyczec.

* * *

Jake Wanamaker byl juz w laboratorium symulacyjnym, kiedy pojawil sie w nim Gaeta. Wielki admiral siedzial przy jednym ze stolow z tylu pokoju, zgarbiony, z glowa pochylona nad laptopem.

— Buenas dias, amigo — przywital go radosnie Gaeta.

— Wczesnie przyszedles.

Wanamaker zwrocil sie w strone Gaety z ponura mina.

— Nie schrzanie tego, prawda?

— Swietnie sobie radzisz — odparl Gaeta, przechodzac obok wielkiej, pekatej skrzyni symulatora i idac w jego strone.

— Jeszcze pare miesiecy…

— Nie mamy paru miesiecy — odparl Wanamaker. — Musimy tam poleciec przed wielka debata Holly i Eberlyego.

— Nie widze powodu.

Wanamaker machnal swoja wielka reka.

— Pancho mowi, ze tego chce Holly, a Holly mowi, ze tego chce Wunderly.

Gaeta przysiadl ciezko na krzesle obok niego.

— Wiec mowisz, ze bedziemy sie narazac tylko dlatego, ze tego wlasnie chca kobiety?

— Boje sie, ze Pancho zginie tam przeze mnie — rzekl twardo Wanamaker.

— Manewr przejecia jej nie jest latwy, to fakt.

— Musimy wiec znalezc lepszego pilota na te misje.

— Tavalere? — Tak.

— On nie zechce.

Z ponura jak u kata twarza, Wanamaker rzekl:

— Zjedzmy z chlopakiem obiad i przemowmy mu do rozsadku.

Gaeta skinal glowa, pomyslal jednak: Raoul ma az za duzo rozsadku. Boi sie tej misji i jest na tyle inteligentny, ze umie odmowic.

Timoshenko najwyrazniej czul sie nieswojo siedzac przed pedantycznie pustym biurkiem Eberly’ego.

— Juz panu mowilem — rzekl inzynier. — To nie ja tu rzadze. Eberly kiwal sie lekko na swoim krzesle z wysokim oparciem i probowal usmiechac sie jak najuprzejmiej.

— Doskonale sobie pan radzi jako szef konserwacji zewnetrznej.

Timoshenko skrzywil sie.

— Nie chce byc dyrektorem calego dzialu konserwacji. Sam pan powiedzial, ze to za duzo roboty jak na jedna osobe.

— Za duzo jak na Aaronsona. Jestem przekonany, ze pan sobie poradzi.

— Odrzucam ten zaszczyt.

Eberly splotl palce. Przez dluga chwile milczal, intensywnie myslac. Musi byc jakis sposob, zeby go przekonac, pomyslal. Musi byc cos, czego on chce. W koncu rzekl:

— Mieszkancy habitatu zasluzyli na najlepszego szefa dzialu konserwacji.

Timoshenki najwyrazniej to nie wzruszylo.

— To prosze go znalezc. Albo ja. Tu pracuja setki inzynierow.

— Komputer wybral pana nazwisko z listy wykwalifikowanego personelu — sklamal Eberly.

— To prosze uruchomic te liste jeszcze raz i mnie z niej usunac.

— Aaronson musi odejsc — oznajmil Eberly, czujac, ze jego cierpliwosc jest na wyczerpaniu. Ten Rosjanin jest zbyt uparty, zeby byl z niego jakikolwiek pozytek. — Nie mozemy miec przerw w dostawie energii. To niebezpieczne.

— Zgadzam sie, ale mam pelne rece roboty na zewnatrz. To wazne, jesli pan tego jeszcze nie wie.

— Moze pan sobie poradzic z konserwacja zarowno na zewnatrz, jak i wewnatrz. Wiem, ze tak jest.

— Prosze posluchac — rzekl Timoshenko, pochylajac sie na krzesle. — Pracuje na zewnatrz. Naprawde haruje. Wychodze tam z moja zaloga. Gdybym zajal sie dodatkowo konserwacja wewnatrz, skonczylbym siedzac przy biurku i mowiac innym, co maja robic. Zostalbym biurokrata, jak ta cala banda trutni w panskim biurze. A ja nie chce.

— Ale to jest konieczne! — blagal Eberly. — Z tymi losowymi przerwami w dostawie energii jest coraz gorzej. Musze znalezc kogos na miejsce Aaronsona.

— Tym kims nie bede ja — odparl stanowczo Timoshenko. Siedzial z rekami zalozonymi na piersi, z upartym, ponurym grymasem na twarzy o ciezkich rysach.

Zirytowany, nie wiedzac, jak zmusic tego czlowieka do przyjecia propozycji, Eberly w koncu rzekl:

— Coz, moze sie pan przynajmniej nad tym zastanowi? Jestem pewien, ze jak pan rozwazy wszystkie…

Inzynier wstal.

— Moge o tym myslec, az palmy wyrosna na Syberii. Odpowiedz nadal bedzie odmowna.

Odwrocil sie i wyszedl z biura, zostawiajac Eberly’ego z otwartymi ustami.

Drzwi zamknely sie z cichym stuknieciem. Musi byc jakis sposob, rozmyslal Eberly, zeby go zmusic do zrobienia tego, czego od niego chce. Kazdy ma jakas slabosc. Kazdy chce czegos, czego nie moze zdobyc. Czego chce ten uparty Rosjanin? Jakie jest jego ukryte pragnienie? Musze dokladnie przejrzec jego dossier, moze znajde jakas slabosc.

O wpol do pierwszej w kafeterii panowal halas i zgielk: tabuny ludzi tloczyly sie przy ladach, zajmowaly stoliki, szukaly znajomych, rozmawialy, smialy sie, halasowaly talerzami i sztuccami. W wielkiej sali unosily sie rozne zapachy: pieczonych pseudostekow, swiezej kawy, ostry, slodki aromat wypiekow prosto z kuchenki.

Raoul Tavalera siedzial z ponura mina miedzy Wanamakerem a Gaeta; na jego twarzy malowalo sie cos miedzy podejrzliwoscia a zloscia.

— Potrzebny nam drugi pilot — wyjasnial Wanamaker. — Ja nie jestem na tyle dobry, zeby samemu odwalic cala robote. Nie prosilbym, gdybysmy byli w stanie to zrobic, amigo.

— Jake poradzi sobie z lataniem ptaszkiem, ale bedzie potrzebowal pomocy przy przechwytywaniu Pancho po zakonczeniu misji — dodal Gaeta.

— Posluchajcie, chlopaki, juz wam mowilem… Wanamaker przerwal mu brutalnie.

— Chlopcze, to jest sprawa zycia i smierci. Tavalera pokiwal ponuro glowa.

— Tak. Mojego zycia i smierci.

— Pancho — poprawil go Wanamaker. — Nie zamierzam jej tam puscic i ryzykowac jej zyciem, dopoki nie bede absolutnie pewny, ze przywioze ja z powrotem.

Вы читаете Tytan
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату