— Przypiales sie?
— Mam dwie liny, swoja i Manny’ego.
— Przygotuj sie. Zblizamy sie.
— Nie widze go.
— Zaraz zobaczysz.
Pancho lekko dotknela koncem palca steru manewrowego Tylko spokojnie, powiedziala sobie. Zadnych gwaltownych ruchow. Zadnych podrygow.
Unoszac sie tuz przy klapie Wanamaker poczul lekkie szarpniecie. Przymknal oczy, oslepiony blaskiem pierscien Saturna. Wygladaja, jakby mozna bylo ich dotknac. Coz, za jakies pare minut rzeczywiscie ich dotkniemy.
— Widzisz go? — spytala Pancho.
— Nie… poczekaj! Jest! — Dostrzegl zarys poteznego skafandra Gaety. — Rzeczywiscie, jest caly pokryty lodem.
— Gowno widze — oglosil Gaeta, bardziej rozzloszczony niz wystraszony.
— W porzadku, Manny — zawolal Wanamaker. — Widz cie. Wychodze, zeby cie zlapac.
— Poczekaj! — wrzasnela Pancho. — Podlece jeszcze troche blizej.
Postac Gaety nieco urosla, po czym ustabilizowala sie w polu widzenia Wanamakera.
— Dobrze, blizej juz nie moge — oznajmila Pancho.
Wanamaker ocenil, ze Gaeta jest w odleglosci jakichs piecdziesieciu metrow od niego i przesuwa sie wolno w polu widzenia. Wiedzial, ze lina, ktora trzyma w dloni, ma piecdziesiat metrow. Nie ma czasu, zeby szukac innej liny ani zeby polaczyc ze soba dwie. Moze chybic o wlos.
Wzial gleboki oddech i wyskoczyl ze sluzy prosto w przestrzen, zapominajac, ze miedzy nim a proznia jest tylko ciemna warstwa nanotkaniny.
Gaeta wygladal jak starozytna mumia, przesuwajac sie obok niego, poza jego zasieg. Wanamaker odczepil line przypieta do pasa i przywiazal ja do konca liny, ktora trzymal w dloniach. Trzymajac sie podwojnej liny tak mocno, jakby od tego zalezalo jego zycie, poszybowal w kierunku pokrytego lodem Gaety i zlapal go za chwytaki manipulatora.
— Nie masz jakichs zaczepow w tym pieprzonym skafandrze? — mruknal Wanamaker, przekladajac line pod ramionami skafandra i zaczepiajac ja.
Podwojna lina naprezyla sie, ale wytrzymala.
— Pod lodem — mruknal Gaeta i zakaszlal.
Nie puszczajac liny, Wanamaker owinal ja jeszcze raz wokol piersi Gaety i ponownie spial; poczul klikniecie, w prozni nie slychac dzwiekow. Rozejrzal sie dookola i zobaczyl, ze unosza sie w pustce, a obok lsni pasiasta tarcza Saturna i pierscienie. Wanamaker przelknal z wysilkiem i poczul ucisk w gardle.
— Dobrze — mruknal. — Do roboty. Zaczal ciagnac ich obu w strone sluzy.
— Za cholere nic nie widze — mruknal Gaeta.
— Wszystko gra, Manny. Trzymam cie. Zaraz bedziemy w srodku.
Chwile to jeszcze potrwa, pomyslal.
— Masz go? — zawolala Pancho.
— Mam — odparl Wanamaker posapujac z wysilku. — Wracamy do sluzy.
— To sie pospieszcie. Lecimy z powrotem w strone pierscienia.
12 KWIETNIA 2096: LOT PANCHO
Holly i Wunderly, siedzac obok siebie w ciemnym biurze, slyszaly rozmowe Pancho i Wanamakera.
— Przechwycil Manny’ego! — krzyknela Holly. Wunderly nacisnela klawisz lacznosci.
— A probki? — spytala. — Macie probki z pierscieni?
— Nie wiem — prychnal Wanamaker.
— Jestem caly oblepiony tym cholernym lodem, wiec nie wiem, co wpadlo do pojemnikow podczas lotu przez pierscien — odparl Gaeta, najwyrazniej zirytowany. — Pojemniki na probki byly otwarte, tyle pamietam.
— Sprawdz, czy pojemniki sa zamkniete, zanim wejdziecie na poklad — prosila Nadia. — Bo inaczej probki sie roztopia.
— Robimy, co mozemy, Nadiu. A teraz wynos sie z kanalu, bo musimy sie jeszcze troche postarac, zeby wrocic calo do domu.
W prowizorycznym centrum kontroli misji Kris Cardenas zgrzytala zebami ze zlosci, sluchajac zadan Wunderly.
Manny mogl zginac, a ona sie martwi o te pieprzone probki.
Tavalera stal przed ekranami jak statua, patrzac, co sie dzieje w miejscu akcji, ale nie byl w stanie nic zrobic. Timoshenko stal obok niego, patrzac na ekrany z grymasem na twarzy. Cardenas dostrzegla frustracje na ich pokrytych potem twarzach. Sama tez sie tak czula. Nic nie mozna juz zrobic. Wszystko w rekach Pancho.
— Jestesmy w sluzie — to glos Wanamakera. — Zamykam zewnetrzna klape.
Serce Cardenas niemal wyskoczylo jej z piersi. Zlapali go!
Zanim zdolala cokolwiek powiedziec, Tavalera wrzasnal z radosci i podskoczyl. Timoshenko odwrocil sie i niemal zgniotl Cardenas w niedzwiedzim uscisku, wkladajac w ten uscisk cala energie, ktora nagromadzila sie w nim w ciagu ostatniej godziny.
— Maja go! — krzyknal jej do ucha. — Maja go!
Manny jest bezpieczny, pomyslala Cardenas. Przynajmniej na razie.
Wanamaker sprawdzil, czy panel kontrolny sluzy swieci sie w calosci na zielono: w sluzie bylo powietrze pod odpowiednim cisnieniem. Dopiero wtedy nacisnal przycisk otwierajacy wewnetrzna klape.
Klapa otworzyla sie do srodka. Wanamaker dostrzegl, ze lod pokrywajacy skafander Gaety prawie sie juz roztopil. A izolowane pojemniki na probki znajdujace sie na jego piersi byly szczelnie zamkniete.
— Mozesz poruszac nogami? — zwrocil sie do Gaety. Skafander zatrzeszczal, serwomotory jeknely slabo. Prawe ramie Gaety poruszylo sie wolno, lod odpadal od niego i unosil sie, jak pozbawione masy strzepki. Przetarl reka wizjer.
— Jazda — rozlegl sie glos Pancho. — Lecimy prosto na pierscien. Wlazcie i zlapcie sie czegos.
Jak rzezba, ktora powoli ozyla, Gaeta chwycil brzeg klapy i niezdarnie wszedl do ladowni. Wanamaker nie zadal sobie trudu zdejmowania swojego nanoskafandra. Szybko odpial pojemniki na probki i wsunal je ostroznie do kriogenicznej zamrazarki stojacej pod grodzia. Uslyszal, jak wewnetrzny mechanizm zamrazarki przemieszcza pojemniki z otworu wlotowego do chlodzonej cieklym helem komory.
— Trzymajcie sie — zawolala Pancho. — Gotowi czy nie, musimy teraz walczyc.
Wanamaker odwrocil sie do Gaety i dostrzegl, ze ladownie wypelnia mgla z parujacego lodu. Ale przynajmniej znow widzial przez wizjer twarz Gaety.
— Stopil sie lod ze skafandra — rzekl Gaeta. — Wszystkie moje systemy sa znowu sprawne. Nie wiem, co je wylaczylo, ale znowu dzialaja.
— Dobrze. Zostancie w skafandrach. Tak bedzie bezpieczniej. Potem mozemy otworzyc ladownie i wyrzucic wode, jak oddalimy sie od pierscienia. Przypieliscie sie dobrze, chlopaki? Bo za jakies pol minuty zacznie sie niezla jazda.
— Mam stopy w petlach — zameldowal Wanamaker. — Ale buty Manny’ego sa za duze.
Poniewczasie przypomnial sobie, ze buty Gaety sa magnetyczne.
— Zlapcie sie czegos i mocno trzymajcie. Nie bedzie fajnie.
Pancho wylaczyla lacznosc zewnetrzna, gdy tylko Wunderly zglosila sie z zadaniami. Mam tu wystarczajaco duzo roboty, zeby wysluchiwac jej pytan o probki. Zanim przypomnialy jej o tym wyrzuty sumienia, dodala: tak, wiem, ta eskapada zostala zorganizowana wlasnie z powodu probek. Ale teraz musze sie martwic o zycie trojki ludzi.
Chwytajac mocno wolant prawa reka, Pancho nie mogla powstrzymac usmiechu. Juz od dawna nie latalas prawdziwym statkiem, powiedziala sobie. Zobaczymy teraz, czy jeszcze sie do czegos nadajesz.
