przybycia Katriny. Czy moglo tak byc?

Timoshenko wylaczyl program VR, zdjal gogle z glowy i wyposazone w czujniki rekawice. Znal pare osob z dzialu lacznosci, z jednym facetem nawet czesto pijal. Zadzwonil do niego i po chwili targowania sie naklonil go do sprawdzenia polaczen glownego administratora.

— Nic takiego nie ma w rejestrze — rzekl technik lacznosci, facet o nalanej twarzy.

— Nic? — spytal Timoshenko.

— Eberly nie rozmawial z nikim w Rosji. Ani razu. Otepialy z zalu i gniewu, Timoshenko skinal glowa, podziekowal kumplowi i przerwal polaczenie. Eberly mnie oklamal. Ten klamliwy skurwiel owinal mnie wokol malego palca. Wykorzystal mozliwosc sprowadzenia tu Katriny, zeby zmusic mnie do wspolpracy. Klamliwy, zadowolony z siebie skurwiel.

Jak sie na nim zemscic, zastanawial sie Timoshenko? Czul, jak narasta w nim wscieklosc. Odpowiedz byla zaskakujaco prosta: zabic go. Zabic drania i wszystkich dookola niego. Zabic jego, a potem samego siebie. Zniszczyc ten cholerny habitat i zakonczyc wygnanie raz na zawsze. Polozyc kres wszystkiemu i wszystkim. To nie bedzie trudne. To bedzie wrecz latwe.

4 MAJA 2096: PORANEK

Da’ud Habib probowal chodzic na silownie jak najwczesniej rano, zeby byc tam pierwszym, ale szybko zauwazyl, ze Negroponte pojawia sie tam rownie wczesnie w swoim obcislym dresie. Podobnie bylo z kafeteria — przychodzila na lunch o tej samej porze co on. I zawsze siadala przy jego stoliku. Kiedy pojawial sie pozniej, przesiadala sie z jednego stolika do drugiego, zeby pobyc przy nim.

Ta kobieta za mna chodzi, pomyslal. Na poczatku czul sie mile polechtany, szybko jednak zaczelo to byc klopotliwe. Negroponte bierze mnie za jakiegos kochanka z tysiaca i jednej nocy, pomyslal. Sokolookiego emira, ktory zabierze ja na swoim rumaku do namiotu na pustyni. Nic podobnego.

Habib urodzil sie w Vancouver, w rodzinie palestynskich imigrantow. Wychowano go w religii islamskiej. Mol ksiazkowy, pasjonat komputerow, w obecnosci kobiet stawal sie bardzo niesmialy. Podczas studiow, dzieki swej egzotycznej urodzie nigdy nie mial problemu ze znalezieniem kobiet; ba, to one go podrywaly. Mial raczej problem z pozbyciem sie ich. Seks sprawial mu frajde, ale nie mial ochoty sie zenic, ani nawet mieszkac z kobieta pod jednym dachem. Bylo tyle innych, ciekawszych rzeczy do zrobienia, a wiazanie sie z jakas kobieta moglo mu przeszkadzac w studiach i karierze. Kiedys przyjdzie czas na malzenstwo i dzieci, myslal.

Zdecydowal sie dolaczyc do kadry naukowej Urbaina, kiedy tylko jego doradca naukowy zadzwonil do niego z ta propozycja.

— To swietna okazja, Da’ud — powiedzial mu posiwialy profesor.

— Piec lat? — dopytywal sie Habib.

— Kiedy wrocisz na Ziemie, bedziesz mogl wybrac uniwersytet. Nawet Nowa Moralnosc bedzie na ciebie patrzec zyczliwszym okiem.

— A niby dlaczego?

— Chca, zeby z habitatem wszystko sie udalo, pragna udowodnic, ze ludzie moga zyc poza Ziemia.

— Wiekszosc ludzi w habitacie bedzie wygnancami, prawda?

Profesor usmiechnal sie z wyzszoscia.

— Tak, jest mnostwo innych zdolnych mezczyzn i kobiet, ktorych Nowa Moralnosc najchetniej widzialaby daleko stad.

— Nie rozumiem, dlaczego ja mialbym tam poleciec…

— Zaufaj mi, Daudzie. To doskonala okazja, lepsza niz wszystko, na co mozesz liczyc na Ziemi.

Habib pomyslal, ze dostrzega ukryta aluzje: albo spedzisz piec lat na orbicie wokol Saturna, albo Nowa Moralnosc zablokuje ci dostep do lepszych szkol. Nie umial sie postawic. Zrobil, co mu kazal promotor.

W duzym stopniu przypominalo to zycie w miasteczku uniwersyteckim. A praca byla fascynujaca — przynajmniej na poczatku. Habib kierowal zespolem programistow przygotowujacych sonde Urbaina. Przygotowanie oprogramowania dla tak zlozonej maszyny bylo fascynujacym zadaniem. Sonda mogla dzialac zupelnie samodzielnie w obcym srodowisku na powierzchni Tytana i byla na tyle wszechstronna, ze mogla sobie radzic z nieznanymi czynnikami oraz uczyc sie w oparciu o srodowisko, ktore ja otaczalo.

Potem Alfa wyladowala i zamilkla, a Urbainowi odbilo. Habib mial przeczucie, ze problem tkwi w oprogramowaniu, ale spedzil wiele dni i nocy, probujac ustalic, na czym polega blad, i caly czas przekonywal sie, ze z oprogramowaniem wszystko jest w porzadku.

W habitacie bylo mnostwo chetnych kobiet, a choc probowal sie nie angazowac, hormony dawaly znac o sobie. Byl jednak zaskoczony, gdy doktor Wunderly zaprosila go na zabawe sylwestrowa. Zgodzil sie, choc jemu nie przyszloby do glowy, zeby ja zaprosic. Nadia nie byla najbardziej atrakcyjna ze znanych mu kobiet, ale chyba go lubila; a co wazniejsze, byla rownie zajeta praca, co on. Nie wygladalo na to, zeby chciala mu narzucac jakies zobowiazania.

Byl za to pewien, ze Negroponte byla zupelnie innym przypadkiem. Tylko ze — wysoka, zgrabna, piekna — byla po prostu niezwykle atrakcyjna.

Habib przerobil skrocony program cwiczen, a potem wlozyl z powrotem swoje codziennie spodnie i bluze i udal sie na spotkanie z Timoshenka. W koncu mial cos konkretnego, co mogl pokazac szefowi dzialu konserwacji. Matematyka jest o wiele prostsza od kobiet. Relacja matematyczna pozostaje niezmienna, dopoki nie nastapi zmiana wartosci jakiejs zmiennej. Zwiazek z kobieta wciaz sie zmienia, bez zadnego widocznego powodu.

Habib dotarl do biura Timoshenki i otworzyl drzwi poczekalni. Siedzialo w niej trzech inzynierow, z glowami pochylonymi nad ekranami. Szef dzialu konserwacji nie mial osobistego asystenta. Uwazal, ze rutynowe prace moga wykonywac komputery, a kazdy z pracownikow jego dzialu mial jakies wazne zadania zwiazane z utrzymaniem niezliczonych systemow mechanicznych, hydraulicznych, elektrycznych i elektronicznych habitatu.

Habib podszedl do drzwi gabinetu Timoshenki.

— Jeszcze go nie ma — powiedzial jeden z inzynierow, ledwo odrywajac wzrok od ekranu. — W ogole nie przyszedl do biura.

— Umawialem sie na spotkanie o jedenastej.

— Jest pan trzy minuty za wczesnie — z tylu dolecial glos Timoshenki.

Habib odwrocil sie i zobaczyl idacego w jego strone Rosjanina. Timoshenko wygladal okropnie: zaczerwienione, spuchniete oczy, jakby nie spal cala noc.

— Mam dla pana dobre nowiny — rzekl Habib zamiast powitania.

— Dobrze — odparl Timoshenko, a zabrzmialo to nieomal jak warkniecie. — Przydalyby sie. Dla odmiany.

Kilka minut pozniej Habib siedzial obok Timoshenki przy malym okraglym stoliku w rogu gabinetu szefa konserwacji. Jedna z inteligentnych scian byla w calosci wypelniona wykresami skladajacymi sie ze skomplikowanych krzywych.

— Wiec mowi mi pan, ze to Tytan powoduje te skoki natezenia pola? — spytal, przygladajac sie podejrzliwie wykresom.

— Nie wiem, czy Tytan powoduje te skoki — odparl Habib — ale wystepuje wyrazna korelacja z pozycja Tytana i innych wiekszych ksiezycow na orbitach wokol Saturna.

Timoshenko prychnal. Wskazujac na wykresy, Habib rzekl:

— Zaniki zasilania wystepuja, kiedy Tytan i inne duze ksiezyce ustawiaja sie w linii po tej samej stronie Saturna.

— To dlatego zaniki wystepuja mniej wiecej co dwa tygodnie. Okrazenie Tytana trwa szesnascie dni.

— Tak. I wyjasnia, dlaczego czasem sie tak dzieje, ze mijaja miesiace i nie ma zadnych przerw: wtedy zewnetrzne ksiezyce znajduja sie po tej samej stronie planety co Tytan.

— Jest pan tego pewny?

— Obliczenia nie pozostawiaja cienia watpliwosci — rzekl Habib, z lekka przechwalka w tonie. Nie lubil, kiedy ktos kwestionowal jego matematyczne kompetencje.

— Ale co je powoduje? To wyglada bardziej na astrologie niz fizyke.

Вы читаете Tytan
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату