tygodni. Niepotrzebnie pozwolilem Urbainowi na pospiech.
A Manuel ma przy sobie nanomaszyny. Nano! Co bedzie, jesli cos z nimi pojdzie nie tak? Jesli zaatakuja skafander? Ta misja jest o wiele bardziej niebezpieczna, niz Manny’emu sie wydaje.
Von Helmholtz wyprostowal waskie ramiona i przyjrzal sie ekranom, przy ktorych pracowali technicy. To ja mam zapewnic Manny’emu bezpieczenstwo, pomyslal. Przy najmniejszych oznakach pojawienia sie problemow, przy najmniejszym odstepstwie od planu, wyciagne go stamtad. Czy mu sie to bedzie podobalo, czy nie.
W niezgrabnym skafandrze Gaeta czul sie jak gigant, tytan z dawnych czasow, potezniejszy od jakiegokolwiek smiertelnika. Uchwytem swoich szczypcow mogl miazdzyc metal. Dzieki serwomotorom reagujacym na ruchy jego rak, mogl podnosic ladunki o masie paru ton.
Tak, a w razie nieostroznosci trwajacej mgnienie oka mozesz dac sie zabic, w skafandrze czy bez, ostrzegl sam siebie. Pamietaj o tym.
— Zamykam wlaz sluzy — w sluchawkach helmu rozlegl sie glos Pancho.
Gaeta dostrzegl Wanamakera stojacego przy wlazie do ladowni, odzianego w kombinezon. Byly admiral wygladal czujnie, jak straznik, patrzac to na Gaete, to na wlaz sluzy widoczny za poteznym kombinezonem.
— Wlaz sluzy zamkniety — oznajmil bezbarwnym, beznamietnym glosem.
— Gotowi do oddzielenia sie — rzekla Pancho. Po sekundzie wahania rozlegl sie glos Fritza.
— Macie zgode na odcumowanie.
Gaeta poczul lekkie drzenie. Rakieta transferowa oddzielila sie od poteznego habitatu. Uczucie ciezkosci zniklo.
— Ruszamy na Tytana — zawolala Pancho.
— A my idziemy do centrum kontroli misji — rozlegl sie lodowaty glos Fritza — gdzie doktor Urbain laskawie zezwolil nam na korzystanie z jednego ze swoich stanowisk.
Gdy akcentowal „jednego”, glos ociekal mu jadem.
28 MAJA 2096: ORBITA WOKOL TYTANA
— Zakonczylismy okrazenie! — w sluchawkach Gaety rozlegl sie glos Pancho. Wrzeszczala, jakby musiala krzyczec do kogos po drugiej stronie kanionu.
Lot do Tytana, z bardzo duzym ciagiem, i wejscie na orbite dookola pokrytego pomaranczowym smogiem ksiezyca, zajely im szesc godzin.
Gaeta przez caly czas stal wewnatrz opancerzonego skafandra; w ladowni nie bylo tyle miejsca, zeby wyjsc i pospacerowac. Niewazkosc przydawala sie: jego serce latwiej pompowalo niewazka krew. Przeciagal nogi, jak tylko mogl, wyjal ramiona z rekawow i zjadl skromne sniadanie, zlozone z babeczek i letniej kawy. Fritz bedzie sie wsciekal z powodu okruszkow, pomyslal, niemal chichoczac. Musi miec jakis powod do narzekania, jak wroce.
A teraz do roboty.
W centrum kontroli misji von Helmholtz skrzywil sie na widok jedynej konsoli, jaka oddano mu do dyspozycji. Wszystkie inne byly zajete przez ludzi Urbaina; glowny naukowiec opuscil centrum kontroli misji i udal sie do swojego gabinetu.
Szostka technikow von Helmholtza tloczyla sie za jego plecami, a on tymczasem usiadl i wlaczyl konsole. To bedzie podstawowa metoda lacznosci z Manuelem, pomyslal Fritz. Reszta jest podlaczona do czujnikow satelitarnych i samej
Wanamaker przeplynal przez klape prowadzaca na mostek rakiety transferowej.
— Wszystko w porzadku? Potrzebujesz czegos?
— Wszystko gra, Jake — odparl Gaeta, probujac ustawic glosnosc dzwieku. — Gotow do wyjscia i do pracy.
— Dobrze. Dolacze do ciebie, jak tylko sluza zakonczy cykl i bede mogl wlozyc skafander.
Gaeta skinal glowa w helmie. Wanamaker wrocil na mostek.
— Masz zgode na wyjscie na zewnatrz — zawolala Pancho.
Gaeta zmniejszyl glosnosc dzwieku jeszcze bardziej, po czym wsunal dlonie do rekawow i odparl:
— Wchodze do sluzy.
Wszedl ostroznie do metalowego lona sluzy i zamknal wewnetrzna klape. Wiedzial, ze kiedy znajdzie sie na zewnatrz, Wanamaker wejdzie do sluzy w nanoskafandrze, a nastepnie dolaczy do niego i pomoze mu odkazic skafander nanobotami przygotowanymi przez Kris. Potem Gaeta musial wejsc do zestawu oslona — silnik.
Zlowieszcze swiatelka na grodzi sluzy zmienialy sie, od zielonego, przez pomaranczowy, do czerwonego. Gaeta czul przez grube podeszwy butow wibracje pomp.
— Sluza gotowa — zawolala Pancho.
— Rozumiem, sluza gotowa — rzekl Gaeta. — Otwieram zewnetrzna klape.
Oparl odziana w rekawice dlon na przelaczniku i zewnetrzna klapa sluzy stanela otworem. Na poczatku Gaeta dostrzegl tylko nieskonczona czern kosmosu. Potem wizjer helmu wyregulowal sie i Gaeta dostrzegl gwiazdy, ktore odwzajemnily jego spojrzenie. Z prawej strony dostrzegl zakrzywiona powierzchnie pomaranczowych chmur na Tytanie; mialy niezdrowy, prawie zoltawy wyglad. Jak w kiepski dzien w L.A., pomyslal.
Potem w polu widzenia pojawil sie Saturn, potezny, lsniacy, z ta niesamowita wstega pierscieni posrodku. Gaeta widzial pasma chmur przesuwajace sie po powierzchni planety, burze pedzace po szczytach delikatnych szafranowych chmur, wieksze nawet od Ziemi.
— Wychodzisz? — spytala Pancho.
Gaeta skupil uwage na metalowej framudze klapy sluzy. Zlapal ja obiema rekami.
— Wychodze — rzekl krotko.
Siedzac na laboratoryjnym taborecie Cardenas probowala nie patrzec na zegarek na rece, ani na cyfrowy zegar scienny, nad stolem roboczym Negroponte. Znala na pamiec plan misji Manny’ego. Powinien wlasnie opuszczac rakiete i wchodzic do aerodynamicznej oslony termicznej.
— Cos nie tak z tymi babeczkami?
Cardenas usilowala skoncentrowac sie twarzy Negroponte. Biolog miala powazna, niemal zmartwiona mine.
— Babeczki. Wszystko z nimi w porzadku? — spytala ponownie Negroponte. — W kafeterii nie mieli…
— W porzadku — odparla Cardenas. — Zamyslilam sie. Przepraszam.
Na prowizorycznej podkladce na stole lezaly cztery male babeczki oraz troche okruchow z tych, ktore zostaly juz zjedzone, i plastikowe kubki z kawa. Robocze sniadanie.
— Co w takim razie chciala mi pani pokazac? — spytala Cardenas, scierajac okruchy z ust i siegajac po kawe.
Negroponte odsunela wlosy z twarzy obiema rekami.
— Te robaki, ktore odkryla Nadia… — zawiesila glos.
— Robaki? — Cardenas usmiechnela sie wbrew sobie. — Czy to jest jakis nowy termin biologiczny?
Negroponte odparla z absolutna powaga.
— Nie wiem, jak je nazwac. Nie wiem nawet, czy tak naprawde sa zywe.
— Przeciez Nadia powiedziala…
— Wiem. Pracowalam z nia. Napisalysmy ten raport wspolnie.
— I napisalyscie, ze probki pobrane z lodowych czastek przejawiaja slady zycia. Uzylyscie okreslenia „biologicznie aktywne”, prawda?
Negroponte usmiechnela sie lekko.
— Czytala pani?
