Bracknell wykonal zachecajacy gest i zawolal przekrzykujac halas:

— Witajcie na poziomie jeden!

Molina skrzywil sie, widzac ten harmider, lekko zielony na twarzy. Lara zaczela uderzac sie rekami po uszach; kiwala sie na boki przemieszczajac sie od jednej petli w podlodze do drugiej.

Bracknell skrecil w lewo i prowadzil ich ostroznie od jednego zestawu petli do drugiego, obok grupy robotnikow zebranych przy malym stoliku, na ktorym stal termos z kawa. A przynajmniej Lara zakladala, ze to kawa. Kilku robotnikow na widok Bracknella unioslo trzymane w dloniach male baloniki z ciecza. Mance skinal glowa i odwdzieczyl sie usmiechem.

— Kubki do ssania — rzekla Lara, smiejac sie. — Jak dla niemowlat.

— W niewazkosci to konieczne — wyjasnil Bracknell.

Dalej byly juz zamontowane zakrzywione przepierzenia, a halas stal sie mniej uciazliwy. Szli przed siebie, przepierzenia zakrzywialy sie i laczyly w gorze jak sklepiony tunel, a szum prawie ustal.

— Jak widzicie i slyszycie — rzekl Bracknell — na poziomie jeden ciagle jeszcze trwa budowa.

— W uszach mi dzwoni — mruknela Lara.

— Tak, sa dosc halasliwi — przytaknal Bracknell. — Ale gdyby kazac im byc cicho, nic nie zostaloby zrobione.

Molina skinal glowa niechetnie.

Wskazujac na zakrzywiony metal w gorze, Bracknell rzekl z nuta dumy w glosie:

— Te przepierzenia to kawalki rakiet towarowych, ktore wyniosly tu wiekszosc materialow.

Lara usmiechnela sie.

— Ani zuzyc, ani wyrzucic.

— Troche tak. Na Ziemie wrocily tylko silniki rakietowe.

Wskazala na podloge.

— Tu juz nie ma petli w podlodze.

Bracknell skinal glowa tak, ze cale jego cialo przejelo ten ruch.

— Zaloga jeszcze tu nie dotarla. Dalej musimy plynac.

— Plynac?

— Wystarczy odpychac sie od sciany czubkami palcow. To proste — dostrzegajac ponury wyraz twarzy Moliny, Bracknell dodal: — Victorze, wszystko w porzadku?

— Chyba tak — odparl Molina bez przekonania.

Plyneli wzdluz nagich scian korytarza, szorujac palcami po zakrzywionym metalu.

— Tam, w pierwszym pomieszczeniu, w najwiekszej sali, bedzie centrum przygotowawcze do wystrzeliwania satelitow.

— Bedziecie je wywozic az na te wysokosc i stad je wystrzeliwac? — spytala Lara.

— To o wiele tansze niz wystrzeliwanie ich z powierzchni Ziemi — wyjasnil Bracknell. — Wystarczy maly silnik manewrowy, zeby wprowadzic satelite na taka orbite, na ktorej chca go miec wlasciciele.

— Bedziecie wystrzeliwac satelity geostacjonarne z platformy na tym poziomie, tak? — dopytywala sie Lara.

— Tak. Wystarczy maly manewr silnikami i znajda sie we wlasciwym miejscu.

— Masterson Aerospace i inne firmy rakietowe chyba was nie polubia — rzekla.

— Chyba nie. Producenci siodel i batow pewnie tez nienawidzili Henry’ego Forda.

Lara zasmiala sie.

Halas zostal juz daleko za nimi, cos jeszcze bylo slychac, ale nie przeszkadzal w rozmowie. Podplyneli do ciezkiej klapy wbudowanej w sciane. Bracknell wystukal wlasciwy kod na sciennej klawiaturze i klapa stanela otworem. Lara poczula lekki powiew powietrza za soba.

— Chcialas okna? — zwrocil sie do niej Bracknell. — To masz okno.

Przeszli przez klape i Larze zaparlo dech. Byli w niewielkim, zaciemnionym pomieszczeniu. Jedna ze scian byla w calosci przezroczysta. Dalej widniala gigantyczna krzywizna Ziemi, polyskliwe oceany blyszczace w swietle Slonca, jasne, biale chmurki otulajace powierzchnie, zmarszczki brazowych gor.

— O moj Boze — jeknela Lara, przesuwajac sie wzdluz wielkiego okna.

Molina cofnal sie.

Bracknell postukal w okno kostkami palcow.

— Szklostal — rzekl. — Importowana z Selene.

— Jakie to piekne! — wykrzyknela Lara. — Patrzcie! To chyba Kanal Panamski!

— Tak, to Ameryka Srodkowa, zgadza sie — rzekl Bracknell.

Wskazujac na spiralny wir chmur wyjasnil: — A to wyglada mi na burze tropikalna na Pacyfiku.

Molina podplynal blizej i spojrzal na wirujacy klab chmur.

— Czy moze uszkodzic wieze?

— To malo prawdopodobne. Burze tropikalne nie zblizaja sie do rownika, a my jestesmy dosc daleko od wybrzeza.

— Ale przeciez…

— Wieza moze oprzec sie wiatrowi o predkosci tysiaca kilometrow na godzine, Victorze. To ponad trzy razy tyle, ile wynosi rekordowa predkosc najszybszego z zarejestrowanych huraganow.

— Nie da sie spojrzec prosto w dol — rzekla Lara, prawie jak rozczarowane dziecko. — Nie widac podstawy wiezy.

— Spojrz na horyzont — rzekl Bracknell. — To Jukatan, tam starozytni Majowie budowali swoje swiatynie.

— A te gory na prawo to musza byc Andy — stwierdzila.

Ich szczyty byly nagie, z szarego granitu, pozbawione sniegu, odkad nastapil przelom cieplarniany.

— Mance — odezwala sie Lara — moglbys uzyc szklostali do zbudowania przezroczystego szybu windy.

Prychnal.

— Nie przy tej cenie, jakiej domaga sie Selene.

Molina podplynal do otwartej klapy.

— Ta klapa jest hermetyczna, tak?

— Tak jest — odparl Bracknell. — Gdyby zewnetrzna sciana tego pomieszczenia zostala uszkodzona i nastapila ucieczka powietrza, klapa automatycznie sie zamknie i odetnie rozhermetyzowane pomieszczenie.

— I uwiezi kogos, kto sie tu znajdzie — rzekl Molina.

— Zgadza sie — odparl ponuro Bracknell.

— Przeciez sa tu skafandry — wtracila Lara — wiec mozna by sie uratowac. Prawda?

Bracknell potrzasnal glowa.

— Wlozenie skafandra zajmuje za wiele czasu. Nawet w przypadku skafandra z nanowlokien.

— Wiec chcesz nam powiedziec — mruknal Molina — ze nie jestesmy tu bezpieczni.

— Tylko w przypadku przebicia zewnetrznego pancerza.

— W jakim stopniu jest to prawdopodobne?

Bracknell usmiechnal sie.

— Wieza jest caly czas bombardowana mikrometeorytami, tysiace razy. Przewaznie na wiekszych wysokosciach. I zadnego przebicia nie bylo.

— A uderzenie satelity? — spytal Molina.

— Kazde wprowadzenie satelity na orbite jest tak planowane, zeby jego orbita nie przebiegala blizej niz sto kilometrow od wiezy. MUA ma pod tym wzgledem bardzo ostre przepisy.

— Ale jakis satelita raz uderzyl w wieze, prawda? — Lara wygladala na bardziej zaciekawiona niz wystraszona.

Bracknell skinal glowa.

— Jakis wojskowy duren wystrzelil satelite szpiegowskie go bez zezwolenia MUA. Satelita uderzyl w wieze podczas drugiego okrazenia.

— I co?

— Ledwo zarysowal fulerenowe liny, a sam satelita ulegl zniszczeniu. Wrak spadl i splonal w atmosferze. Musielismy wyslac ekipe, zeby oczyscila wieze ze szczatkow i zbadala miejsce, gdzie uderzyl. Uszkodzenia byly

Вы читаете Merkury
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату