PLATFORMA GEOSTACJONARNA
— Spojrzcie na me dzielo, wy mozni — zaintonowal Ralph Waldo Emerson, naczelny inzynier — i w rozpaczy pozostancie.
W euforii wywolanej jego narodzinami, rodzice nadali mu imiona slawnego poety. Emerson podejrzewal, ze w tej radosci musialy miec jakis udzial „miekkie” narkotyki, ktorych uzywali; wiele poszlak o tym swiadczylo w czasach, gdy dorastal w miasteczku przyczep kempingowych, przemierzajacych zniszczony przez susze pas ziemi w srodkowozachodnich Stanach.
Jego ojciec byl mechanikiem, a matka pielegniarka i ich umiejetnosci byly wysoko cenione przez wedrowna spolecznosc. I oboje kochali poezje. Stad sie wzielo jego imie.
Wszyscy nazywali go Waldo. Od ojca przejal pasje do mechaniki i zglebial te dziedzine zdalnie, korzystajac z sieci komputerowych i laczy satelitarnych, ktore czasem dzialaly, a czasem nie. Osiagnawszy wiek dojrzaly, Emerson opuscil przyczepe i zaczal studiowac w prawdziwym, murowanym college’u. Chcial tylko zdobyc stopien naukowy, by miec jakis dowod swoich umiejetnosci dla potencjalnych pracodawcow. Wedrowne zycie mu nie odpowiadalo. Chcial sie gdzies osiedlic, byc bogatym (a przynajmniej zamoznym), cieszyc sie szacunkiem i budowac dla ludzi nowe rzeczy.
Tak sie jednak nie stalo. Dla mlodego, zdolnego inzyniera bylo mnostwo pracy przy odbudowie zniszczonej sieci energetycznej, budowie nowych miast dla uciekinierow, ktorzy musieli opuscic swoje domy zniszczone przez powodz, projektowaniu farm slonecznych pod czystym niebem pustyni na Poludniowym Zachodzie. Tylko ze przy tych pracach musial sie ciagle przemieszczac z miejsca na miejsce. Nadal byl nomadem, choc pozostawal w jednym miejscu dluzej niz jego rodzice o cyganskich upodobaniach.
Nie zdobyl nigdy fortuny ani nawet wiekszego majatku. Wiekszosc prac, jakie wykonywal, byla zlecana przez rzad federalny lub stanowy po stawkach minimalnych. Czesto byl powolywany przez lokalna kapitule Nowej Moralnosci i wtedy otrzymywal tylko wikt i opierunek plus nabozne kazanie o czynieniu bozych dziel. Ozenil sie dwa razy i dwa razy rozwiodl, po czym zrezygnowal z mysli o malzenstwie.
Az kiedys poznal faceta nazwiskiem Bracknell, ktory opowiedzial mu o szalonym pomysle. Oczy blyszczaly mu chorobliwie. Ralph Waldo Emerson zakochal sie w pomysle zbudowania kosmicznej wiezy.
Teraz, kiedy budowla byla juz prawie gotowa, byl prawie smutny. Nigdzie dotad nie spedzil tyle czasu, co w Ekwadorze. Zaczal doceniac hiszpanska poezje. Przestal miec zawroty glowy w niewazkosci. Szczycil sie tym wyjatkowym dzielem architektury, wieza siegajaca nieba. Wyryl nawet swoje imie na jednej z plyt, ktore chronily wieze az do poziomu geostacjonarnego, izolujac ja od poteznej energii elektrycznej z pasa Van Allena. Odziany w opancerzony skafander, za pomoca pistoletu elektronowego starannie wypisal swoje imie i nazwisko na jednej z fulerenowych plyt.
Zasmial sie, uznajac to za dobry zart. Kiedys jakis glupek konserwator zobaczy je i bedzie sie zastanawial, kto u licha wypisal imie poety na pancerzu izolacyjnym wiezy.
Teraz stal przy panelu sterowania w niewielkim owalnym pomieszczeniu, ktore wkrotce stanie sie sterownia poziomu geostacjonarnego. Nogi wsunal w plastikowe petle na podlodze, by nie odleciec bezwladnie w stanie niewazkosci. Otaczaly go ekrany, ktore wypelnialy szczelnie sciany, przypominajac zlozone oko jakiegos gigantycznego owada. Technicy w szarych kombinezonach unosili sie w powietrzu, probujac polaczyc ekrany i uruchomic je. Kolorowe swiatelka na panelu sterowania zamrugaly jedno po drugim i nowy ekran rozjarzyl sie swiatlem. Emerson zobaczyl kilkanascie sekcji poteznej budowli znajdujacej sie na poziomie geostacjonarnym. Pewnie, ciagle jeszcze bylo duzo do zrobienia, ale glownie zostalo juz tylko wnoszenie sprzetu i montowanie go. Wyposazenie hotelu na gornym poziomie platformy. Sprawdzenie tarczy antyradiacyjnej i elektrycznej izolacji sluz powietrznych. Upewnienie sie, czy toalety uzywane w stanie niewazkosci rzeczywiscie dzialaja. Robota glupiego. Nic tworczego. Zadnych wyzwan.
Mowilo sie o budowie nowej wiezy na Borneo albo w Srodkowej Afryce.
— Nigdy nie jest za pozno na szukanie nowszego swiata — mruknal do siebie. — Pozeglowac w strone zachodu slonca.
— Hej, Waldo — w sluchawce w uchu zazgrzytal drazniaco glos jednego z jego asystentow — nadlatuje statek z zaopatrzeniem.
— Jeszcze wczesnie — odparl Emerson nawet nie patrzac na cyfrowy zegar wbudowany w panel sterowania.
— Wczesnie czy pozno, sa tu i potrzebuja portu do zadokowania.
Emerson spojrzal na ekran roboczy, po czym zaczal szybko stukac w klawiature. Jeden z ekranow zamrugal i przelaczyl sie z widoku wnetrza pustego i nieudekorowanego poziomu hotelowego na gorze na zewnetrzny widok z kamery: stozkowaty kliper Mastersona unoszacy sie na orbicie kilkaset metrow od platformy. Skrzywil sie na ten widok.
— Mial byc bezzalogowy modul dostawczy — rzekl do mikrofonu.
— A mamy sliczny, blyszczacy kliper — odparl asystent. — Maja nasz ladunek, chca go wyladowac i leciec do domu.
Potrzasajac lekko glowa, Emerson sprawdzil list przewozowy automatycznie przeslany przez kliper do glownego programu logistycznego platformy. Wszystko sie zgadzalo.
— Dlaczego przyslali kliper? — zastanawial sie glosno.
— Mowia, ze silnik frachtowca ma awarie i wrzucili modul dostawczy zamiast modulu pasazerskiego klipra.
Dla Emersona nie mialo to sensu, ale kliper byl tam, czekal, by zadokowac i wyladowac zaopatrzenie, a na liscie przewozowym bylo dokladnie to, co zamowili.
— Nie nam pytac, czemu — zacytowal nieudolnie Emerson. — Wyslij ich do doku trzy, maja najblizej.
— Zrobi sie.
Franklin Zachariah pogwizdywal sobie radosnie, siedzac wtloczony do malego kokpitu klipra. Pilot, Japonczyk, Wietnamczyk, czy jakis inny azjatycki gnojek, rzucil mu przez ramie rozzloszczone spojrzenie. Trudno okreslic jego narodowosc, pomyslal Zach, przy tej calej czerni, jaka ma na sobie. Wyglada jak zamaskowany ninja albo jakis android z zakazanego filmu z terminatorem.
Zachariah przestal nucic, ale nadal powtarzal sobie melodie w glowie. Pomagalo mu to zabic nude. Bal sie, ze bedzie mial mdlosci, kiedy statek wejdzie na orbite, ale lek, ktory mu podano, najwyrazniej dzialal. Niewazkosc nie byla ani troche uciazliwa. Zadnego rzygania ani nawet mdlosci.
Zachariah byl Amerykaninem. Nie nalezal do Nowej Moralnosci ani ruchu Kwiecistego Smoka, czy w ogole jakiegokolwiek ruchu fundamentalistycznego. Nie wyznawal nawet religii swoich przodkow. Uznal, ze nie potrafilby wierzyc w boga, ktory popelnil tyle bledow. Uznal tez, ze jest bardzo inteligentnym mlodym czlowiekiem — wszyscy, ktorych spotykal, probowali go o tym przekonac. Nie wiedzieli jednak, ze w rzeczywistosci byl dosc niebezpiecznym facetem.
Urodzil sie w Brooklynie, ale mial zaledwie szesc lat, gdy poziom morz podniosl sie z powodu efektu cieplarnianego i przerwal tamy przeciwpowodziowe miasta i rodzina Zachariaha uciekla do dalekich krewnych w gorach kolo Charleston w Zachodniej Wirginii. Mlody Zach, jak wszyscy go nazywali, dowiedzial sie, co to znaczy byc Zydem. W szkole inni chlopcy na zmiane albo go bili, albo domagali sie, zeby odrabial im lekcje. Jego ojciec, ktory byl przedtem profesorem w Nowym Jorku, teraz musial zadowolic sie praca ksiegowego u mlodszego kuzyna, jubilera z centrum Charleston, ktory w koncu zostal zastrzelony podczas napadu rabunkowego.
Zach nauczyl sie unikac bicia, zatrudniajac najgorszych zbirow w szkole jako goryli. Placil im pieniedzmi, ktore zarabial sprzedajac narkotyki, jakie sam produkowal w zaplesnialej piwnicy domu, dzielonego z czterema innymi rodzinami.
Jako nastolatek Zach zostal uznanym hakerem komputerowym, jednak w przeciwienstwie do swoich pryszczatych kolegow, ktorzy grzebali w nielegalnych stronach pornograficznych albo niszczyli systemy komputerowe za pomoca dziecinnych wirusow, Zach wykorzystywal swoje komputerowe talenty na bardziej tajemnicze i zyskowne sposoby. Podkradal pieniadze z kont. Falszowal policyjne bazy danych. Sprawil nawet, ze jego prostacki kolega ze szkoly, ktory byl najgorszym dreczycielem, zostal aresztowany przez policje stanowa za namawianie do aborcji. Dzieciak poszedl do wiezienia, twierdzac, ze jest niewinny, ale jego wlasny komputer dostarczyl dowodow winy. Swietnie, pomyslal Zach, gdy ten zdumiony gamon zostal odwieziony do obozu pracy