Molina. Danvers. Yamagata. Bedzie zyl, zeby sie na nich zemscic. Ale czy uda ci sie zyc wystarczajaco dlugo, drwil glos w jego glowie.
Rozgladajac sie po otaczajacej go pustce, dostrzegl na drugim koncu zakrzywionego kadluba
I wtedy Bracknell przypomnial sobie, ze
Nagly wybuch oslepil go, ale ani troche nie zdziwil.
SMIERCI PRZEMIENIENIE
Wirujac na slepo w pustce Bracknell pomyslal, ze teraz juz na pewno jest martwy.
Czul, ze wiruje w zawrotnym tempie. Pomyslal, ze wybuch musial odciac go od
Przerazil sie. Addie! Kapitan. Zaloga
Nie wysadzaliby calego statku, powiedzial sobie w duchu. Po co? Chcieli Toshikazu i dostali go. Dlaczego ten wybuch? Wypadek?
Chodzi o przeciek, zrozumial. Podejrzewali, ze Toshikazu z nami rozmawial. Nie chcieli swiadkow, nie chcieli, zeby ktokolwiek pozostal przy zyciu. Martwi nie przemowia. Takze martwa kobieta, ktore zaledwie ukonczyla siedemnascie lat. Lzy znow naplynely mu do oczu, oplakiwal Addie. Zabito ja przeze mnie. Ostatnia ofiara kosmicznej wiezy. Zabili ja i pozostalych przeze mnie.
Wtedy znow pomyslal o Yamagacie. Nie zabilem tych wszystkich ludzi, przypomnial sobie Bracknell. To on. Yamagata. Siedzi sobie na Ziemi, oplywa w luksusy, a na rekach ma krew milionow ludzi.
Powoli odzyskiwal wzrok. W koncu dostrzegl wrak
To byla robota Yamagaty. Bracknell staral sie caly czas myslec o japonskim potentacie. To utrzymywalo go przy zyciu, dawalo mu jakis powod do oddychania. Nigdy nie spotkal osobiscie poteznego zalozyciela Yamagata Corporation, ale widywal go w wiadomosciach. Yamagata podobno wycofal sie i znalazl schronienie w jakims tybetanskim klasztorze, ale — jak przypomnial sobie Bracknell — reporterzy dawali do zrozumienia, ze to tylko podstep. Starzec nadal rzadzil i pociagal za sznurki swojej miedzynarodowej korporacji, zapewniali widzow.
Saito Yamagata, powtarzal sobie Bracknell, lecac bezwladnie przez pustke kosmosu. Saito Yamagata. Tracac przytomnosc, plonal nienawiscia do Saito Yamagaty.
Otworzyl oczy niemal sie usmiechnal. Lezal na ambulatoryjnym lozku, bezpiecznym i cieplym, z czystym przescieradlem naciagnietym na jego nagie cialo. To tylko sen, pomyslal. A raczej koszmar.
Ciemnoskora, nieco pulchna pielegniarka, ktora sie pojawila w jego polu widzenia, byla mu jednak calkowicie nieznana.
Miala na sobie bialy fartuch z polksiezycem — logo Selene na lewej piersi, tuz nad plakietka z nazwiskiem, na ktorej widnialo: NORRIS, G.
Bracknell zamrugal, bo czym wycharczal:
— Gdzie ja jestem?
Usmiechnela sie uprzejmie; biale zeby zalsnily w ciemnej twarzy.
— Klasyczne pytanie.
— Ale gdzie?
— Jest pan w szpitalu w Selene. Zabrala pana ekipa ratunkowa, ktora poleciala po wrak
—
Pielegniarka poprawila cos przy kroplowce przyczepionej do lewego ramienia Bracknella, po czym odparla:
— Z tego co slyszalam,
Bracknell z niepokojem uniosl glowe.
— Czy ktos jeszcze… czy sa jeszcze jacys…
— Nie, tylko pan przezyl. Co pan tam robil na zewnatrz, w skafandrze? — Nie czekajac na odpowiedz, pielegniarka mowila dalej: — Coz, uratowalo to panu zycie. Naprawial pan cos, czy jak?
Opadl z powrotem na poduszke.
— Nie pamietam — sklamal.
— Nie mial pan na sobie zadnej plakietki identyfikacyjnej, kiedy pana przyniesli. Jak sie pan nazywa?
Bracknell juz mial odpowiedziec, ale powstrzymal sie.
— Nie pamietam — oswiadczyl.
— Nie pamieta pan, jak sie nazywa?
— Nic nie pamietam — rzekl Bracknell, probujac udawac zaklopotanie. — Zupelna pustka.
— Szok powypadkowy — mruknela pielegniarka. — Coz, wykonamy pare badan, a potem sprawdzimy z archiwami.
Wyszla. Bracknell uniosl sie na lokciach i rozejrzal. Byl w niewielkim pomieszczeniu podzielonym plastikowymi przepierzeniami. Nigdzie w poblizu nie bylo jego ubran. Ale wiedzial, ze musi sie jak najszybciej wydostac z tego szpitala, zanim dzieki komputerowym skanom zorientuja sie, ze ich pacjent to Mance Bracknell, zbrodniarz, ktorego skazano na wieczne wygnanie.
W swoim biurze w Nowym Tokio Nobuhiko Yamagata ogladal ostatnia wiadomosc od swego siwowlosego slugi. To koniec, pomyslal. Nareszcie koniec. Znow moge swobodnie odetchnac.
W ciagu godziny w wiadomosciach ogloszono, ze statek korporacji, o nazwie
W pierwszym odruchu Nobu chcial otworzyc butelke szampana, ale pomyslal, ze byloby to niewlasciwe. Poza tym nie mial ochoty na swietowanie. Popadl w przygnebienie, ktore dokuczalo mu jak wielki ciezar.
To koniec, powtarzal sobie. Ta straszna sprawa jest wreszcie zamknieta.
KSIEGA IV
ZEMSTA