— A te olbrzymie stworzenia w oceanie na Jowiszu? Moze nawet sa inteligentne?

Biskup mrugal ze zloscia bladymi oczami.

— Inteligentne? Bzdura! Na pewno nie wierzysz…

— To nie jest kwestia wiary, Elliocie, to fakty. Nauka opiera sie na obserwacjach i pomiarach, nie jakichs apriorycznych bajkach.

— Nie jestes Wierzacym — mruknal biskup.

— Jestem obserwatorem — warknal Molina. — Mam sprawdzic, jakie sa fakty.

Yamagata pomyslal, ze Molinie przydalaby sie lekcja pokory u lamow. Odkryl, ze roznice miedzy tymi dwoma go fascynuja.

Twarz biskupa Danversa byla lekko zarumieniona, Yamagata nie byl w stanie okreslic, czy z gniewu, czy z zazenowania. Mial rzednace wlosy zaczesane do przodu, by ukryc cofajaca sie linie czola. Yamagata przypuszczal, ze odmawia poddawania sie terapiom odmladzajacym; pewnie jest to sprzeczne z jego religijnymi zasadami. Tymczasem Molina wygladal jak mlody Lancelot: przeszywajacy wzrok, bujne wlosy, silne ramiona. Yamagata wyobrazil go sobie, jak pedzi na rozbrykanym rumaku, szukajac jakiegos smoka do zaszlachtowania.

Yamagata sprobowal wkroczyc, zanim dyskusja przerodzila sie w klotnie.

— Odkrycie zywych istot w chmurach na Wenus, a nawet na powierzchni tej planety, bylo dla wszystkich duzym zaskoczeniem — rzekl.

— Krzemowe weze z plynna siarka zamiast krwi — dodal kapitan Shibasaki, przejmujac paleczke od swojego pracodawcy.

Biskup Danvers wzdrygnal sie.

— Niewiarygodne organizmy — rzekl Molina. — Jak brzmial ten werset z Blake’a? Ze ciebie i Baranka stworzyl? — patrzyl przez stol na biskupa, bliski cynicznego usmiechu.

— Ale zadna z tych istot nie posiada inteligencji, jaka obdarzyl nas Bog — zaoponowal Danvers.

— Niewykluczone, ze lewiatany z Jowisza ja maja — rzekl Molina.

Przy stole zapanowalo milczenie. Na skiniecie Yamagaty dwoch stewardow zaczelo podawac przystawke: wedzonego wegorza na salatce z wodorostow. Yamagata i kapitan jedli paleczkami. Dwoch pozostalych gosci uzywalo widelcow. Yamagata zauwazyl, ze gaijin prawie nie tkneli jedzenia. Coz, trudno, nastepny bedzie stek, powinni poczuc sie jak w domu.

Biskup Danvers nie zamierzal jednak porzucac tematu.

— Ale chyba nie sadzicie, ze cos znajdziecie na powierzchni Merkurego? — zwrocil sie do Moliny.

— Musze przyznac, ze nie jest to miejsce, gdzie spodziewalibysmy sie znalezc zywe organizmy — przyznal Molina.

— Planeta zostala praktycznie wyzarzona. Z wyjatkiem jam lodowych blisko biegunow nie ma nigdzie ani kropli wody, chyba ze gleboko pod powierzchnia.

— Dlaczego wiec sadzisz…

— PAH — odparl Molina.

— Slucham?

— PAH — powtorzyl Molina.

Biskup zmarszczyl czolo.

— Victorze, czy celowo jestes wobec mnie nieuprzejmy?

— Sadze, ze nasz slynny astrobiolog — wtracil Yamagata — mowi o pewnego rodzaju zwiazkach organicznych.

— Policykliczne weglowodory aromatyczne — zgodzil sie Molina. — Pe-a-ha. PAH.

— Ach, tak — mruknal Danvers.

— Znalezliscie takie zwiazki na powierzchni Merkurego? — zapytal Yamagata.

Molina pokiwal glowa z zapalem.

— W probkach skaly pobranych przez budowniczych bazy znaleziono slady zwiazkow PAH.

— I uwazasz, ze to swiadczy o istnieniu zycia? — drazyl Danvers. — Slady jakichs zwiazkow chemicznych?

— PAH to bioznaczniki — rzekl stanowczo Molina. — Znaleziono je na Ziemi, na innych planetach, na kometach — nawet w oblokach miedzygwiezdnych.

— I zawsze sa zwiazane z obecnoscia istot zywych? — Dopytywal sie Yamagata.

Molina zawahal sie na ulamek sekundy.

— Prawie zawsze. W pewnych warunkach moga istotnie powstac w sposob inny niz biologiczny.

Danvers potrzasnal glowa.

— Nie moge uwierzyc, ze na tej opuszczonej przez Boga planecie mogloby cos zyc.

— A skad wiesz, ze zostala opuszczona przez Boga? — dopytywal sie Molina.

— Nie mialem na mysli, ze doslownie opuszczonej — mruknal Danvers.

— Jak pewne sa te dowody? — spytal Yamagata. — Czy obecnosc tych zwiazkow oznacza, ze na powierzchni Merkurego na pewno jest zycie?

— Nic nie jest pewne — odparl Molina. — Zwiazki PAH rozpadaja sie bardzo szybko w tutejszym potwornym zarze i suszy.

— Ach — rzekl biskup usmiechajac sie po raz pierwszy.

Molina usmiechnal sie jeszcze szerzej i bardziej demonicznie.

— Nie rozumiesz? Jesli zwiazki PAH rozpadaja sie szybko, a nadal znajdujemy je w skalach, cos musi je caly czas wytwarzac. Tam, na powierzchni, musi byc cos, co nieprzerwanie tworzy te skomplikowane, delikatne zwiazki. Cos, co zyje.

Twarz biskupa zbladla. Yamagata nagle wyobrazil sobie tysiace zapalczywych ekologow protestujacych przeciwko jego projektowi pozyskiwania energii slonecznej, by zapobiec zniszczeniu lokalnych form zycia.

BAZA GOETHE

Dante Alexios siedzial sztywno w swoim fotelu i probowal nie okazywac zadowolenia. Na ekranie sciennym w jego biurze widniala twarz Moliny o skupionym i szczerym wyrazie.

On chce przyleciec do bazy, powiedzial sobie w duchu zachwycony Alexios. Prosi mnie o pozwolenie na przylot.

— Moja misja ma pozwolenie Miedzynarodowego Urzedu Astronautycznego — mowil Molina — i Miedzynarodowego Konsorcjum Uniwersytetow oraz fundacji naukowych…

— Oczywiscie — przerwal mu Alexios. — Oczywiscie. Nie mam zamiaru przeszkadzac panu w waznych badaniach, doktorze Molina. Chcialem tylko wyjasnic, ze warunki panujace na powierzchni sa raczej trudne. A nasza baza jest nadal w budowie.

Skupiony wyraz twarzy Moliny przeszedl w usmieszek samozadowolenia.

— Bylem juz w takich miejscach, panie Alexios. Powinien pan zobaczyc baze na Europie, przy tym promieniowaniu, przed jakim trzeba sie tam chronic.

— Potrafie to sobie wyobrazic — odparl sucho Alexios.

— I nie ma pan nic przeciwko mojej wizycie w bazie?

— Oczywiscie, ze nie — odparl Alexios. — Nasza baza jest do panskiej dyspozycji.

Blekitne oczy Moliny rozblysly.

— To wspaniale! Zaraz zaczne przygotowania.

I na tym Molina zakonczyl transmisje. Ekran scienny Alexiosa nagle sciemnial. Nawet nie zadal sobie trudu, zeby podziekowac albo pozegnac sie, pomyslal Alexios. To takie do niego podobne, impulsywny i zadufany w sobie jak zawsze.

Alexios wstal z fotela i przeciagnal sie leniwie, zaskoczony, jak bardzo scierpl podczas tej krotkiej rozmowy z astrobiologiem.

Victor mnie nie poznal, powiedzial sobie. Ani sladu przeblysku swiadczacego o tym, ze cos mu swita. Pewnie, minelo ponad dziesiec lat, a nanochirurgia powaznie zmienila moja twarz, Nie poznal nawet mojego glosu. Jestem martwy, odszedlem, przynajmniej dla niego.

Вы читаете Merkury
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату