— Tak, to ja, kochana.
Cofnela sie o kilka krokow i opadla na lawke biegnaca wzdluz tylnej grodzi pomieszczenia.
— To niemozliwe — rzekla bezbarwnym glosem.
Podszedl do niej, uklakl i zlapal ja za rece. Widzial w jej oczach odbicie gwiazd; nagle na jej twarz padl jaskrawy odblask Merkurego, kladac na jej rysy swiatlo oraz cien.
— Wiem, ze wygladam inaczej, Laro. Ale to naprawde ja, Mance. Mam nowa tozsamosc. Jestem wolny. Stary Mance Bracknell nie zyje, przynajmniej oficjalnie. Mozemy zaczac nowe zycie. Zaczac tam, gdzie skonczylismy.
Wzdrygnela sie jak czlowiek budzacy sie z transu.
— Zaczac zycie na nowo?
— Tak! Kocham cie, najdrozsza, chce sie z toba ozenic i…
— Ja juz mam meza. I mam z nim osmioletniego syna.
— Mozesz rozwiesc sie z Victorem. Nikt nie bedzie mial ci za zle, ze odeszlas.
W jej oczach pojawilo sie zrozumienie.
— To ty mu to zrobiles! To nie Elliott, to ty!
— Zrobilem to dla ciebie — przyznal.
— Zniszczyles kariere mojego meza i reputacje Elliotta.
— Bo cie kocham.
— Coz to za milosc?
Alexios dostrzegl w jej oczach obrzydzenie.
— Nie rozumiesz — rzekl. — Oni mnie zniszczyli. Victor rozmyslnie klamal na moim procesie. Chcial sie mnie pozbyc, zeby zdobyc ciebie. Ukradl mi cie. Ukradl mi cale zycie!
— A teraz chcesz je odebrac.
— Tak! I chce odebrac mu ciebie. To dla ciebie to wszystko zrobilem.
— Och, moj Boze — jeknela.
— Kochalas mnie, wiem, ze tak. Mowilas, ze chcesz byc ze mna. Wiec teraz mozemy…
— A Elliott? Co on ci zrobil?
Czujac, jak wzbiera w nim gniew, Alexios odparl:
— To on wpadl na pomysl zniszczenia wiezy. On i Nowa Moralnosc, bo nienawidza nanotechnologii. Jak zreszta wszystkiego, czego nie ma w Starym Testamencie.
— Zniszczenia wiezy?
— To byl sabotaz. Zburzono ja specjalnie. Nie obchodzilo ich, ilu ludzi pozabijaja, po prostu chcieli zburzyc wieze. I mnie razem z nia.
Spojrzala na niego.
— Chcesz powiedziec, ze Victor pomogl w zniszczeniu wiezy?
— Nie, nie przypuszczam. Nie wiem. Ale klamal na moim procesie. Klamal ochoczo, zeby cala wina spadla na mnie. Zeby wygnali mnie z Ziemi, a on mial ciebie na wlasnosc.
Lara potrzasnela glowa, delikatnym gestem.
— Nie moge w to uwierzyc. Nie wierze w ani jedno slowo!
— Ale to prawda! Co do slowa! Victor to przeklety klamca, a Danvers mu pomogl.
Opadla z powrotem na lawke. Alexios wstal z kolan i usiadl obok niej.
— Wiem, ze trudno to wszystko ogarnac od razu. Ale ja naprawde jestem Mance Bracknell. A przynajmniej kiedys nim bylem. Teraz jestem Dante Alexios. Jestem dosc zamozny i moglbym ci zapewnic zycie na Ziemi w dostatku. Victor mi ciebie zabral. A teraz chce mu ciebie odebrac.
— On jest moim mezem — odparla niesmialo.
Spojrzal jej prosto w oczy. W slabym swietle nie dostrzegl w nich lez.
— Laro, nie powiesz mi chyba, ze kochasz Victora tak samo jak mnie.
Milczala.
— Bylismy dla siebie stworzeni — rzekl. — W chwili, kiedy cie ujrzalem na nudnych zajeciach ze statystyki prowadzonych przez Chinczyka, ktory ledwo mowil po angielsku, beznadziejnie sie w tobie zakochalem.
Przez dluga chwile milczala.
— Nie okazywales tego.
— Bylem niesmialy. Nie wydalo mi sie mozliwe, zeby ktos taki jak ty w ogole zwrocil na mnie uwage.
Lara usmiechnela sie lekko.
— Nalezymy do siebie, Laro. Rozdzielili nas na tyle lat, ale teraz znow mozemy byc razem.
Potrzasnela lekko glowa.
— Minelo zbyt wiele lat.
— Mozemy zaczac na nowo — upieral sie.
— To nie jest takie proste.
— Bedzie proste, jesli tylko zechcemy. Victor ma, na co zasluzyl. Poza tym i tak jest skonczony.
— On jest moim mezem — powtorzyla.
— On mi ciebie ukradl!
Odwrocila wzrok, po czym znow na niego spojrzala.
— Posluchaj, Mance, Alexiosie, czy kim tam jestes. Jestem zona Victora Moliny. On jest ojcem mojego dziecka. Probowales go zniszczyc…
— Zasluzyl na to — mruknal Alexios, znow czujac zlosc. — Zasluzyl na cos jeszcze gorszego.
— Dzieki temu, co mi powiedziales, bedzie go mozna uratowac.
Alexios byl zdruzgotany. Poczul, jak ogarnia go fala mdlosci.
— Wolisz jego ode mnie?
— Mance Bracknell jest martwy — rzekla Lara, chlodnym i bezbarwnym tonem. — I niech tak zostanie. To, co bylo, juz nie wroci. Czy naprawde myslisz, ze moglabym zostawic Victora i odejsc z toba po tym, co mu zrobiles?
— Ale on na to zasluzyl!
— Nie. Nie zasluzyl. A gdyby nawet tak bylo, jego zona powinna trwac przy nim i go wspierac. Dla dobra naszego dziecka, gdyby nie bylo innych powodow.
— Nalezysz do mnie!
— Nie. Moje miejsce jest przy mezu i synu, bez wzgledu na to, co bylo dawniej.
— Ale… — Alexios nie wiedzial, co powiedziec. Wszystko poszlo inaczej, niz to zaplanowal. Wszystko.
Lara wstala.
— Zamierzam powiedziec Victorowi o wszystkim. A potem McFergusenowi. Nie bede nic mowic o Bracknellu. Po prostu powiem, ze przyznales sie do podlozenia falszywych dowodow.
— Dowiedza sie, kim jestem! — rozpaczal Alexios. — Odesla mnie z powrotem do Pasa!
— Jesli udowodnisz, ze zawalenie sie wiezy bylo sabotazem, to nie. Jesli tylko pomozesz wladzom wytropic prawdziwych winowajcow, ktorzy sa odpowiedzialni za te tragedie.
Stal przy niej, czujac, jak drza mu kolana i patrzyl: odwrocila sie gwaltownie i wyszla. Stal, skamienialy, patrzac, jak zamyka drzwi. Poczul zar bijacy od powierzchni Merkurego, nawet przez barwiona na ciemno szklostal. Byl jak goracy oddech przeznaczenia.
BAZA GOETHE
Wszystko poszlo nie tak, jak mialo pojsc, powtarzal sobie Alexios, siedzac samotnie w skromnej kwaterze w bazie. Co za koszmar.
Lara, Victor i Danvers odlecieli na Ziemie statkiem, ktory przyholowal z Selene szesc nowych satelitow energetycznych, Pewnie wszystko mu powiedziala, pomyslal Alexios. To tylko kwestia czasu: niedlugo MUA albo jakas inna instytucja przysle tu ekipe dochodzeniowa, ktora wezmie mnie w obroty. Jesli tylko zaczna podejrzewac, ze jestem kims innym, niz ten za kogo sie podaje, poddadza mnie badaniu DNA. A jesli odmowie, dostana nakaz.