Wszystko skonczone, powtarzal sobie. Skonczone. To juz nie jest ta Lara, ktora znalem. Zmienila sie przez te lata.

Wstal i przyjrzal sie swojemu odbiciu w zgaszonym ekranie sciennym. Ja tez sie zmienilem, pomyslal. Chodzil tam i z powrotem po malutkim biurze, rozmyslajac, ze nadal jest sam, w calym kosmosie. Lara juz mnie nie kocha. W calym Ukladzie Slonecznym nie ma jednej osoby, ktora obchodzilby moj los. Zostalo mi jeszcze tylko jedno: dopasc Yamagate i dokonczyc zemste. Odplacic mu za to, co mi zrobil. A potem juz nic nie bedzie miec znaczenia.

Zawahal sie. Kiedy przyleci ekipa sledcza, moglbym im wszystko opowiedziec: Yamagata doprowadzil do zniszczenia wiezy, to on jest winien tej tragedii.

Jakis drwiacy glos odezwal sie w jego glowie: i oni ci uwierza? Twoje slowo przeciwko slowu Yamagaty? Gdzie dowody? Wymordowal wszystkich, ktorzy byli jakos zwiazani z akcja sabotazowa. Ostatni byl Toshikazu, a mordercy popelnili samobojstwo, zeby nie bylo zadnych swiadkow.

Alexios wiedzial, ze uszkodzony koniec wiezy znajduje sie ponad cztery tysiace metrow pod powierzchnia Atlantyku, blisko pekniecia, przez ktore przedostaje sie goraca magma spod skorupy ziemskiej. Wiedzial, ze nikt nie posle ekspedycji, zeby szukala pozostalosci nanomaszyn, ktore do tego czasu pewnie i tak przestaly istniec.

Wiedzial takze, ze dla Saito Yamagaty wygodnie bylo rozglaszac, ze to jego syn kieruje korporacja. Byl w klasztorze w Tybecie, kiedy zawalila sie wieza, przypomnial sobie Alexios. Tak, oczywiscie, odezwal sie znow glos w jego glowie, To on pociagal za sznurki, organizujac ten morderczy spisek ze swojej pustelni w Himalajach. A teraz sprobuj wytlumaczyc przedstawicielom wladzy, ze tak bylo naprawde.

Alexios potrzasnal glowa. Nie. Nie zamierzam niczego tlumaczyc. Nikomu. Sam zajme sie Yamagata. Zakoncze to wszystko raz na zawsze.

Wydal polecenie polaczenia go z Saito Yamagata.

Na powierzchni planety Yamagata czul sie nieswojo; Alexios domyslal sie tego patrzac na wyraz jego twarzy, widocznej za szybka helmu. Nie martw sie, powtarzal w duchu. Nie bedziemy tu dlugo. Tylko przez reszte twojego zycia.

Dwoch mezczyzn jechalo niskim, podskakujacym na nierownosciach traktorem po jalowej powierzchni planety, nurkujac w plytkich kraterach i z wysilkiem z nich wyjezdzajac, coraz dalej od bazy. Byla noc; Slonce mialo wzejsc dopiero za godzine, ale gwiazdy i delikatne swiatlo zodiakalne oswietlaly pusta powierzchnie chlodna, srebrzysta poswiata.

Alexios nigdy nie przyzwyczail sie do bliskiego horyzontu planety, mimo spedzenia na niej calych miesiecy. Mialo sie wrazenie podjezdzania do blisko polozonego klifu: konca swiata. W prozni horyzont widac bylo bardzo wyraznie: staly lad sie konczyl, a za nim lezala czarna otchlan kosmosu.

— Za dwie minuty wyjedziesz poza zasieg kamery — w sluchawkach Alexiosa rozlegl sie obojetny glos kontrolera.

— Macie namiar satelitarny, tak? — spytal.

— Potwierdzam. A nawet dwa.

— Odbieracie sygnal namiernika?

— Glosno i wyraznie.

— Doskonale.

Choc w wykonanej ze szklostali kabinie traktora bylo powietrze, Yamagata i Alexios mieli na sobie skafandry z zamknietymi i uszczelnionymi helmami. Przepisy bezpieczenstwa, powiedzial Yamagacie, gdy starszy pan zaczal narzekac na wkladanie niewygodnego skafandra.

— Jak daleko jedziemy? — spytal Yamagata, gdy traktor mijal glaz wielkosci domu.

Alexios zdjal odziana w rekawice dlon z kierownicy i machnal reka w strone horyzontu.

— Musimy dostac sie na druga strone tego uskoku. Tam skrecimy.

Yamagata mruknal cos i widac bylo, ze troche sie odprezyl.

Namowienie go, by przybyl na powierzchnie planety, bylo dosc latwe.

— Chcialbym pokazac panu miejsce, gdzie planujemy zbudowac wyrzutnie masy — powiedzial Yamagacie. — Oczy wiscie ostatnie slowo nalezy do pana. Chcialbym, zeby to pan zdecydowal o lokalizacji.

Na obliczu Yamagaty pojawil sie wyraz glebokiego namyslu.

— Czy naprawde jest konieczne, zebym ogladal to miejsce osobiscie?

Alexios starannie dobieral slowa.

— Rozumiem, pobyt na powierzchni planety jest niewygodny i klopotliwy. A szczerze mowiac, nawet nieco niebezpieczny.

Slyszac to, Yamagata zesztywnial. Wyprostowal sie i oznajmil:

— Przylece do bazy jutro. Moj koordynator transportu powiadomi pana, kiedy moze sie pan mnie spodziewac.

Alexios usmiechnal sie. Wystarczy odwolac sie dyskretnie do jego japonskich instynktow prawdziwego macho, i juz go mamy. Dawna, samurajska tradycja. Nie moze stracic twarzy przed swoim pracownikiem.

— Otrzymalem od mojego syna raport przygotowany przez ekspertow w Japonii — oznajmil Yamagata, patrzac prosto przed siebie, usadowiony w toczacym sie ciezko traktorze obok Alexiosa. — Sadze, ze panskie wartosci dotyczace degradacji ogniw slonecznych byly nieco przesadzone.

Alexios doskonale wiedzial, ze tak jest.

— Przesadzone? — spytal.

— Przeszacowane — potaknal Yamagata, ktorego glos docieral stlumiony przez helm.

W ciezkim skafandrze nie dalo sie wzruszyc ramionami.

— Przyznaje, ze przedstawilem panu najmniej optymistyczna wersje.

Yamagata prychnal.

— Byc moze wcale nie bedziemy musieli wzmacniac ogniw.

— To dobre wiesci — odparl Alexios. To juz jest bez znaczenia, pomyslal. Nic juz nie ma znaczenia.

Przez nastepne kilka kilometrow Yamagata milczal. Po jakims czasie odezwal sie nagle:

— Dlaczego pan sadzi, ze to najlepsze miejsce na wyrzutnie masy? Jesli dostanie sie tam tyle trwa, to czy nie ma lepszych miejsc?

Alexios usmiechnal sie za szybka helmu.

— To ten przeklety uskok. Jesli zgodzi sie pan na te lokalizacje, zbudujemy most. Ale teraz musimy go objechac. To juz dlugo nie potrwa.

Yamagata skinal glowa i rozsiadl sie wygodnie.

To juz dlugo nie potrwa, powtorzyl w duchu Alexios.

FRACHTOWIEC XENOBIA

Lara Tierney Molina nie mogla spac. Victor lezal kolo niej, nafaszerowany srodkami uspokajajacymi, ktore bral od chwili, gdy weszli na poklad rozlatujacego sie starego frachtowca lecacego do Selene, po trajektorii, ktorej pokonanie mialo trwac cztery miesiace.

Cyfry zegara swiecacego w ciemnosciach pokazaly 12:53. Lara wymknela sie z lozka, w ciemnosciach wygrzebala z podroznej torby pierwsza lepsza sukienke i wlozyla ja. Wiedziala, ze Victor bedzie spal jeszcze przez wiele godzin. Podeszla do drzwi na palcach, otworzyla je najdelikatniej jak umiala i wyszla na korytarz. Zamknela drzwi i uslyszala ciche trzasniecie zamka. Ciekawe, ktoredy idzie sie do mesy.

Musze sie zastanowic, pomyslala i ruszyla wolno korytarzem. Plastikowe sciany byly porysowane i zmatowiale, plytki na podlodze prezentowaly sie jeszcze gorzej. Xenobia przyholowala satelity energetyczne na potrzeby merkurianskiego projektu Yamagaty; teraz jej jedynym ladunkiem byl skompromitowany biskup Nowej Moralnosci, ponizony astrobiolog i ona sama. Za przelot jej i Victora placilo MUA. Nowa Moralnosc odmowila zaplaty za bilet Danversa; hojnie zatroszczyl sie o to Yamagata.

Victor domagal sie przesluchania przed komisja dyscyplinarna MKU. Przewodniczacym mial byc McFergusen, jak sadzila Lara. Musze im opowiedziec, co mi wyznal Mance. Nie, nie Mance. On juz nie jest ta

Вы читаете Merkury
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату