cos, wobec czego jej umysl byl bezradny. Takie bylo jej przeznaczenie poza Gildia, a ona nigdy nie zniesie podobnego konca. Wybor wydawal sie wrecz zbyt latwy.

Z czym jednak wiazalo sie przyjecie propozycji Yeshola. Oznaczalo zaprzedanie sie najgorszemu wrogowi, nieprzyjacielowi, z ktorym Mistrz walczyl az do smierci. Dla niej.

Nie mogla zapomniec tego, co zrobili Mistrzowi. Przylaczenie sie do nich oznaczalo zdrade jego oraz jego nauczania. Nie wyszkolil jej po to, aby stala sie maszyna smierci podporzadkowana kultowi Thenaara, to nie po to ja ocalil i zatrzymal przy sobie. To nie po to wszystko skonczylo sie tak, jak sie skonczylo. To on dal jej zycie, w jeszcze wiekszym stopniu niz jej ojciec, ktoremu nie udalo sie jej ochronic ani odnalezc po tym, jak ja stracil. Nie mogla mu czegos takiego zrobic. A poza tym ona porzucila droge zabojstwa — przysiegla to, kiedy Mistrz umarl. Nie, nie miala prawdziwego wyboru. Straszliwa smierc albo mroczna droga Gildii, od ktorej przez dwa lata starala sie uciec. Dubhe pograzona byla w watpliwosciach i tylko jedno rozwiazanie jawilo sie na horyzoncie. Smierc z wyboru, odnaleziona. Smierc godna, ktora pozwolilaby uniknac tej straszliwej meki, jaka opisal jej Yeshol.

Zawsze odrzucala mysl o samobojstwie. Przeszla przez niezliczone momenty bolu, ale nigdy, przenigdy nie pomyslala, zeby powiedziec „dosc”, odejsc najprostsza droga. Ale teraz nie chodziloby o tchorzostwo. To nie bylby ostatni czyn nedznika. Chodzilo o wybor rodzaju smierci, bo przeciez i tak juz byla skazana, gdyby odrzucila propozycje Yeshola.

Dubhe rozmyslala nad tym przez cala noc. Jezeli miala powiedziec „nie”, to taka wlasnie byla jedyna droga. Skonczyc z tym, i to zaraz.

A jednak nie mogla. Nigdy nie sadzila, ze mozna ja okreslic jako kogos, kto kocha zycie. Zycie bylo proste i brutalne, i trudno jej bylo wyobrazic je sobie jako cos przyjemnego, pieknego. Ale teraz, kiedy pojedynczy gest dzielil ja od zakonczenia calej historii, czula, ze nie moze tego zrobic. Cos w niej pragnelo jeszcze zyc. Jakby mogla istniec przyszlosc inna od przeszlosci, jakby czas przed nia mogl znowu dac jej Mistrza albo jej lata spedzone w Selvie. Rozpaczliwa nadzieja, jak wszystkie nadzieje. Irracjonalne pragnienie, zeby isc dalej, az do konca.

Nie, nie mogla.

Podczas tych nocy u zrodla zrozumiala, ze to jej natura, suma jej wlasnych doswiadczen, a jeszcze bardziej jej przeznaczenie wybralo za nia. Mistrza juz nie bylo, jego cialo zdazylo rozsypac sie w ziemi, a jej nie pozostawalo nic innego, tylko podazanie za tym czyms w srodku niej, co uparcie pragnelo zyc. Ale w tym wyborze nie bylo zadnej radosci ani ulgi.

Gildia zwyciezyla.

Pomalu oproznila dom, pozegnala sie na zawsze ze wszystkim. Od tej chwili jej dom mial znajdowac sie w czelusciach ziemi, przy Yesholu.

Kiedy juz zblizal sie moment wyruszenia w droge, niespodziewanie pojawil sie Jenna. Zobaczyla go stojacego na progu groty z zasepiona twarza, okrytego innym niz zwykle plaszczem. Na zewnatrz proszyl delikatny sniezek.

— Dlugo cie szukalem.

Dubhe nie potrafila przed soba ukryc, ze widzi go z przyjemnoscia. Dlatego starala sie byc twarda.

— Wydawalo mi sie, ze wyrazilam sie jasno.

Jenna wszedl i usiadl przy stole. Byl opanowany, nie wykonal zadnego z tych drobnych aroganckich gestow, ktore robil zwykle.

— Co sie z toba dzialo?

Dubhe wiedziala, ze nie moze juz unikac pytan.

— Odchodze.

Jenna siedzial w oslupieniu.

— To przez tamto wydarzenie na polanie, prawda? Tam sie cos stalo, a ty tam bylas. Ja naprawde chce ci tylko pomoc… bo… do cholery, przeciez jestesmy kolegami w interesach, ale i koledzy w koncu troche sie lubia, czy nie?

Opuscil wzrok.

— Bo troche mnie lubisz… nie?

Dubhe milczala przez chwile. Sytuacja zaczynala byc zalosna bardziej niz sadzila.

— To, o czym slyszales, jest skutkiem choroby. Jestem chora.

— No to potrzeba ci kaplana i kogos, kto ci bedzie towarzyszyl…

Dubhe potrzasnela glowa.

— Jest tylko jedno miejsce, gdzie moge sie wyleczyc, i lepiej, zebys nie wiedzial, gdzie ono sie znajduje. Tam wlasnie ide. Oczywiscie owo leczenie ma swoja cene, wiec bede musiala za nie zaplacic. Jezeli chce zyc, musze to zrobic.

— Jak dlugo cie nie bedzie? I co mam powiedziec, jesli ktos bedzie cie szukal?

— Jenna, juz nigdy sie nie zobaczymy. Juz nie bedziemy robic razem interesow. Wracaj do swojej pracy.

Chlopakowi na moment zabraklo slow, a potem uderzyl gwaltownie piescia w stol, tak ze Dubhe az podskoczyla.

— O nie, nie! Juz od tak dawna razem pracujemy, widzialem, jak dorastalas, bylem przy tobie, kiedy sprawy szly zle. Nie mozesz mnie tak zbyc bez wytlumaczenia mi powodow. Porzucasz mnie!

— Przeciez zawsze laczyla nas praca. Nigdy nie bylo nic wiecej.

— Nieprawda, to nie tylko to!

Poderwal sie na nogi.

Dubhe poczula w sobie jakies drgnienie. Ciezko bylo porzucic cale swoje zycie, a Jenna do niego nalezal. Chociaz znow obiecywala sobie, ze nie przywiaze sie do nikogo, musiala przyznac, ze jest jej bliski.

— Nie jest mi latwo zostawic wszystko dla nowego zycia, ale musze. W przeciwnym razie umre.

— Tym bardziej mnie potrzebujesz.

Dubhe usmiechnela sie ze smutkiem.

— Idz, idz juz sobie i zapomnij o wszystkim. Juz ci powiedzialam tamtego wieczoru: nie mozesz mnie zrozumiec, tacy jak ja sa zgubieni.

Jenna zacisnal piesci, az zbielaly mu kostki.

— Nie pozwole ci odejsc.

Zrobil to bardzo szybko, z pospiechem niedoswiadczonego dzieciaka. Polozyl dlonie na jej ramionach i niewprawnie dotknal wargami ust Dubhe. Bylo to cos tak nieoczekiwanego, ze dziewczyna nie miala czasu zareagowac. Kiedy poczula te drzace wargi oparte na swoich, porwala ja rzeka pamieci. Postacie nalozyly sie w slodkim i strasznym wspomnieniu, co sprawilo, ze sie zmieszala. Odskoczyla gwaltownie.

Stali naprzeciw siebie, Jenna z oczami utkwionymi w ziemi czerwony jak nigdy. Dubhe patrzyla na niego zszokowana i z trudem starala sie oddzielic jego postac od wspomnien.

— Ja cie nigdy nie kochalam — powiedziala tylko z lodowatym chlodem.

— A ja tak…

Dubhe podeszla do niego blisko i polozyla mu dlon na ramieniu. Rozumiala. Az nazbyt dobrze.

Jenna byl oszolomiony, oczy mu blyszczaly. Dubhe odprowadzila go do wyjscia i kawalek w las. Szli obok siebie, nic nie mowiac. Daleko, w gorach, puszczyk rzucal swoje ponure wezwanie.

To konczy sie moje zycie, tak jak w przeszlosci.

Zatrzymala sie.

— Zegnaj, Jenna.

Nie znalazl nawet odwagi, zeby na nia spojrzec.

— To nie moze sie tak skonczyc…

— Ale konczy sie tutaj. Wracaj do domu.

Dubhe zostawila go samego w lesie. Nadszedl czas. Ta noc bedzie ostatnia z jej dawnego zycia.

Wyruszyla o swicie, zabierajac niewiele rzeczy. Spakowala ze soba cala swoja bron, przede wszystkim sztylet, do ktorego byla bardzo przywiazana.

Popatrzyla na niego innym spojrzeniem.

Znowu bede musiala tego uzywac.

Przeszyl ja dreszcz. Zawsze miala nadzieje, ze ta chwila nigdy nie nadejdzie.

Wziela ze soba tez ubrania na zmiane i troche prowiantu na droge. Nawet nie oproznila calkiem groty. Nie

Вы читаете Sekta zabojcow
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату