potrafila powiedziec. czy to dlatego, ze zbyt byla do niej przywiazana, czy tez dlatego, ze w glebi duszy wierzyla w swoj powrot. Po prostu odwrocila sie plecami do tego miejsca, ktore tak pokochala, i nie spojrzala za siebie.

Podroz do swiatyni zajela jej szesc dni, dokladnie jak za pierwszym razem. Mogla sie pospieszyc i dojsc tam wczesniej, ale nie miala na to najmniejszej ochoty. Pomyslala sobie, ze prawdopodobnie jest to jej ostatnia okazja, zeby tak dlugo przebywac na wolnym powietrzu, przynajmniej przez najblizsze miesiace, i chciala sie tym nacieszyc. Pragnela zabrac ze soba zapachy zimy zanim utraci poczucie czasu, a jej cialo stanie sie wiezniem tunelu wykutego w skale.

Chciala takze wymazac z pamieci to zenujace i smutne wspomnienie Jenny, ktory ja calowal i tym smiesznym gestem probowal ja zatrzymac, przywiazac do siebie i do Krainy Slonca — ja, ktora nie byla przywiazana do niczego.

Weszla do swiatyni, kiedy bylo juz poludnie. Ciemnosc Krainy Nocy byla gesta, a chlod przenikliwy. Wiatr wbijal sie przez brame i przebiegal nawy sanktuarium, ponuro dzwieczac wokol posagu Thenaara. Tym razem lawki staly puste. Dubhe byla sama. Wiedziala jednak, ze Yeshol na nia czeka.

Oparla dlon na kolumnie i poczula, jak tnace krawedzie czarnego krysztalu rania jej cialo. Kropla krwi splynela po filarze.

Bol sprawil, ze wrocila jej swiadomosc i to, co miala wlasnie zrobic, nabralo wymiaru.

Podeszla do znajomego posagu, przygiela wiadomy kolec i czekala.

Yeshol pojawil sie owiniety w swoja czerwona tunike. Usmiechal sie ze zle skrywana satysfakcja.

— Ostatecznie nie musialas sie dlugo zastanawiac…

Dubhe nie odpowiedziala. Dalaby wszystko, zeby moc zedrzec mu z twarzy ten usmiech, ale jej zycie bylo w rekach tego drania; dokonala wyboru, a ta decyzja nie przewidywala smierci Yeshola.

Yeshol musial jednak cos wyczuc, bo szybko skorygowal ton wypowiedzi.

— Nigdy w ciebie nie watpilem. Thenaar cie wybral, nie moglas postapic inaczej, tylko przyjsc.

Ruszyl ta sama droga, co poprzednio, i tak jak wtedy dotarli do jego gabinetu. Tym razem zaraz po wejsciu mezczyzna pociagnal za zlocisty sznureczek wiszacy z boku posagu Thenaara.

Dal Dubhe znak, zeby usiadla, sam tez tak uczynil.

— Przede wszystkim tutaj nie potrzebujesz broni. Poloz ja na ziemi.

Dubhe zawahala sie.

— W dalszym ciagu chcesz mnie zabic? Moze i poderzniesz mi gardlo, ale moi ludzie zabija cie, a w takim razie jaki bedzie z tego pozytek?

To nie o to chodzilo.

— Jestem do tej broni przywiazana.

— Nie jest ci potrzebna.

— Obiecaj, ze oddasz mi to, kiedy wszystko sie skonczy.

Yeshol popatrzyl na nia prawie z obrzydzeniem, ale sie zgodzil.

— Dostaniesz ja z powrotem po inicjacji.

Dubhe polozyla na ziemi wszystko: luk, noze do rzucania, strzaly. Jako ostatni sztylet. Polozenie sztyletu Mistrza na tej przekletej podlodze wydalo jej sie prawie bluznierstwem.

— W stanie, w jakim sie teraz znajdujesz, nie wolno ci przystapic do naszego zgromadzenia, do Domu. Jestes nieczysta ze wzgledu na zepsute zycie bez wiary, jakie prowadzilas poza tymi murami, a jednoczesnie, gdybys przekroczyla prog, nie trzymajac na uwiezi drzemiacej w tobie Bestii, klatwa rozszalalaby sie.

Dubhe przerwala mu ruchem glowy.

— To ty wprowadziles te Bestie do mojego serca. Tak czy inaczej chcialabym postawic sprawe jasno. Bede dla was pracowac, zrobie to, czego bedziecie chcieli, ale nigdy nie dostaniecie mojej wiary. Ja nie wierze w zadnego boga, a juz z cala pewnoscia nie w takiego, jak Thenaar.

Yeshol usmiechnal sie.

— Tylko Thenaar o tym decyduje. W kazdym razie bedziesz z nami mieszkala, a zycie wsrod nas i przynaleznosc do Gildii oznacza udzial w kulcie. Nie mozesz postapic inaczej.

Drzwi otworzyly sie i weszla zakapturzona postac. Miala na sobie dlugi czarny habit z surowego materialu. Poklonila sie przed Yesholem, unoszac dlonie do piersi, a nastepnie zdjela kaptur. Byl to raczej mlody mezczyzna o krociutkich wyplowialych blond wlosach, z oczami rownie jasnymi i pozbawionymi wyrazu; mial zaostrzony nos i bardzo jasna cere. Patrzyl na nia, jakby byla przezroczysta.

— To Straznik Inicjantow, ma na imie Ghaan. Zajmuje sie mlodymi ktorzy do nas przychodza, nowymi adeptami. Zazwyczaj chodzi o dzieci, ale w rzadkich przypadkach mamy do czynienia z kims starszym, jak ty. On wprowadzi cie w tajniki kultu. Od tego momentu az do ceremonii inicjacji nie zobaczysz nikogo poza Straznikiem Inicjantow. Nie jestes godna, zeby ktokolwiek inny z nas odezwal sie do ciebie slowem.

Yeshol skinal glowa i Ghaan odezwal sie:

— Wstan i chodz za mna.

Dubhe posluchala. Jej zycie nalezalo teraz do tych ludzi.

Zanim wyszla, Yeshol przywolal ja jeszcze raz.

— Widzialem twoja dlon. — Usmiechnal sie. — To kolejny dowod na twoja przynaleznosc do Thenaara, Dubhe, bo pierwsza rzecz, jaka inicjant musi zrobic, to ofiarowanie wlasnej krwi, a ty juz to zrobilas.

Dubhe mocno zacisnela piesc.

Przeszli przez liczne zaulki wykute w skale, wszystkie ciemne i smierdzace. Jednak zapach krwi, silniejszy w norze Yeshola, prawie calkiem zniknal i Dubhe oddychala swobodniej. Mezczyzna przed nia nic nie mowil, ograniczal sie do marszu. Dubhe podazala za nim. Szybko stracila rachube mijanych odgalezien i chodnikow. Wreszcie dotarli do drewnianych drzwi. Ghaan otworzyl je dlugim, zardzewialym kluczem. Wnetrze kojarzylo sie z prawdziwa studnia. Pachnialo plesnia i bylo bardzo male. Dubhe ocenila, ze ledwo zdola sie w nim polozyc, a juz na pewno bedzie musiala podkulic nogi. Wysoko, bardzo wysoko widac bylo malutka szpare, przez ktora wpadalo nieco powietrza.

— To jest cela oczyszczenia. — Glos mezczyzny byl piskliwy, mowil, nie patrzac na jej twarz. — Zostaniesz tutaj przez siedem dni. Siedem dni bedziesz poscic, aby sie oczyscic. Bedziesz miala prawo do pol karafki wody dziennie. Kazdego dnia przyjde do ciebie po danine i bede cie uczyc kultu. Po tym czasie bedziesz mogla wstapic do Domu i odbedzie sie twoja inicjacja.

— Ja nie wierze w waszego boga — wymamrotala Dubhe.

Nagle wszystko wydalo jej sie szalone. Zadala sobie pytanie, dlaczego sie na to zgodzila, i przypomniala sobie przerazenie, z jakim Mistrz mowil o tym miejscu.

Ghaan ja zignorowal.

Dubhe weszla do srodka. Drzwi zamknely sie za nia gwaltownie, a piskliwy odglos klucza w zamku odbijal sie od jednej sciany do drugiej, az po szczyt, az po malenki otwor wysoko w gorze Wydawal sie ogluszajacym halasem.

Dubhe znala zasadzki i uludy ciemnosci. W najgorszych chwilach ciemnosc przyjmowala ja i otaczala, wyciagala ja z rzeczywistosci i pocieszala. Druga strona medalu bylo wlasnie to. Samotnosc i ciemnosc odbieraly rzeczom ich realnosc, pochlanialy to wszystko, co znajdowalo sie na zewnatrz, falszowaly kontury, Ciemnosc chroni, ale i oszukuje.

I tak bylo podczas tych siedmiu dni szalenstwa, obledu.

Rozum bezskutecznie staral sie opierac pojawiajacym sie wizjom. Przeszlosc i terazniejszosc plataly sie — czasami Dubhe wydawalo sie, ze jest jeszcze dzieckiem, w domu, czasami znow byla w lesie, wypedzona z Selvy, innym razem widziala, jak Mistrz patrzy na nia surowo. Przesladowal ja Gornar, podobnie jak inne ofiary tamtych rozpaczliwych lat, kiedy sama przed soba starala sie zaprzeczyc swojemu bezwzglednemu przeznaczeniu.

Pozeralo ja pragnienie, glod potegowal nieustanna udreke, a powietrza — w dodatku zatechlego — bylo niewiele. Dubhe wytrwale starala sie nie zatracic wlasnego jestestwa, wlasnych mysli. Jezeli uda jej sie je ocalic, zawsze bedzie miala cos, co nie nalezy do Gildii; dopoki zachowa swiadomosc, zycie bedzie mialo jeszcze jakis sens.

Ghaan przychodzil noca, a Dubhe wiedziala to, bo wtedy nad wiezieniem zawsze wschodzila gwiazda, jasniejaca i czerwona.

Pierwszego wieczoru dal jej nowe ubranie. Byla to dluga tunika, identyczna jak jego, czarna, uszyta z surowego materialu, ktory draznil skore. Potem obcial jej wlosy. Pozwolila mu na to.

Nastepnie kazal jej podac mu nieskaleczona reke. Kiedy to uczynila, mezczyzna nozem nacial jej dlon.

Вы читаете Sekta zabojcow
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату