polecenie i siada na brzegu morza. Czuje sie wykluczona i boi sie o mezczyzne.

Wieczorem mezczyzna znow jest aktywny. Po kolacji wyciaga swoja bron i zaczyna ja polerowac. Dubhe siedzi i patrzy na niego. Zawsze lubila ogladac ludzi robiacych strzaly. Glownie z powodu pior, a na stole lezy ich teraz wiele; mezczyzna ostrym nozem przycina je do odpowiednich rozmiarow.

— Moge wziac jedno?

Mezczyzna pozwala.

— Kim byl ten gnom?

— Tym, na co czekalem.

— Czyli?

— Praca, Dubhe. Ten gnom mieszka w Randarze, niezbyt daleko stad, i jego corka zostala zamordowana. Chce, abym zabil tego, kto to zrobil.

Dubhe milczy przez kilka chwil. Potem decyduje sie.

— Ty tym sie w zyciu zajmujesz? Zabijasz?

Mezczyzna przytakuje, nie przerywajac pracy.

— Troche tak jak zolnierz…

— Zolnierz zabija na wojnie. Razem z wieloma innymi ludzmi, ktorzy zabijaja. Rozumiesz roznice?

Dubhe przytakuje.

— Ja staje za plecami ludzi w ich domu, w ich lozku. Wtedy, kiedy sa pewni, ze nic nie moze im sie zdarzyc.

Dubhe czuje dreszcz.

— Mowili mi, ze zabijanie to cos brzydkiego. Dlatego mnie wygnali.

— To prawda.

— No to dlaczego to robisz?

Mezczyzna usmiecha sie sarkastycznie.

— To moja praca. Nie umiem robic niczego innego. Nauczyli mnie tego, kiedy bylem jeszcze mlodszy niz ty. Urodzilem sie posrod zabojcow.

Dubhe bawi sie piorem, przesuwajac je miedzy palcami.

— Ile tym razem placi ci gnom?

Mezczyzna zatrzymuje sie, patrzy na nia.

— A co cie to obchodzi?

Dubhe opuszcza wzrok i rumieni sie.

— Tak tylko…

Mezczyzna podejmuje zajecie, wydaje sie prawie poirytowany.

— Dwiescie nautili.

To moneta, ktorej nie zna.

— To duzo?

Mezczyzna prycha.

— Rownowartosc trzystu karoli. Dubhe dziwi sie…

— To naprawde duzo…

Caly czas obraca pioro w palcach.

— A kiedy go zabijesz?

Mezczyzna ciska gwaltownie ostrzem o stol, tak mocno, ze Dubhe az podskakuje.

— Przestan zadawac pytania. Moja praca nie powinna ci w ogole interesowac. Wbij to sobie do glowy raz na zawsze: jestes tutaj tak dlugo, dopoki calkiem nie Wydobrzejesz. W dniu, kiedy dostane porzadna prace i sobie pojde, ty tez odejdziesz. Wyrywa jej z rak pioro i zaczyna je strugac. Zadne z nich juz nic nie mowi, ale Dubhe dalej przyglada sie mezczyznie spod oka, szpiegujac jego ruchy.

Pewnego dnia bede taka, jak on.

Mezczyzna wyrusza. Mowi, ze nie bedzie go przez dwa lub trzy dni.

— Chce isc z toba.

— Ide pracowac, to nie jest wycieczka dla przyjemnosci.

— Bylam z toba, kiedy pracowales, a nawet ci pomoglam.

— Zostaniesz tutaj i kropka.

Dubhe sie dasa. Nie ma najmniejszej ochoty na przebywanie w samotnosci. Byla sama juz nawet zbyt dlugo, a teraz, kiedy wreszcie kogos znalazla, za nic na swiecie nie chce pozwolic mu odejsc. Mezczyzna jest jednak nieugiety.

— W tych dniach beda moje urodziny…

To prawda. Pierwsze urodziny jej nowego zycia.

— A dlaczego mialoby mnie to interesowac?

Mezczyzna wyrusza noca, a Dubhe zostaje w chatce. Zostawil jej wszystko, czego moze potrzebowac. Ma jedzenie, chleb i ser, ale tez troche suszonego miesa i owocow, nic, co wymagaloby gotowania, bo nie ufa jej na tyle, zeby pozwolic jej na samodzielne uzywanie kominka. Ma tez masc na rane, ktora jest juz prawie tylko czerwonym znakiem na ramieniu.

Naprawde niczego jej do zycia nie brakuje. Ale dom jest bez niego pusty. Bez mezczyzny, ktory pali fajke, bez jego broni, bez jego wieczornych cwiczen ten dom jest pusty, opuszczony.

Przez trzy dni czeka na niego w udrece i znowu pojawiaja sie jej dawne strachy. W nocy powracaja koszmary: twarz Gornara i jego oczy po raz kolejny zaczely odradzac sie w twarzach wielu zmarlych, ktorych widziala w ostatnich czasach.

W dzien schodzi do morza, patrzy na nie, a kilka razy sie kapie. Woda strasznie ja pociaga i Dubhe lubi czuc, jak fale ciagna ja w gore i w dol. Chcialaby, zeby on tam byl i na nia patrzyl.

Ale o zachodzie slonca samotnosc jej ciazy. Znowu cisza jest wieczna towarzyszka dni, ktore wloka sie nie do zniesienia. Znowu wszystko pozbawione jest sensu i zredukowane do minimum jak w lesie.

Dubhe juz wie, jeszcze zanim jest w stanie to zrozumiec. Ta swiadomosc ja poraza. Jej domem jest ten mezczyzna, a jej droga, — kazda droga, jaka on obierze. Ona do niego nalezy i nigdy nie pozwoli mu sie odpedzic. Wyzdrowiala, teraz to wie, a kiedy on wroci, jezeli kiedykolwiek wroci, prawdopodobnie powie jej, zeby sobie poszla. Ona tego nie zrobi. A jezeli ja wygna, ona zacznie go sledzic.

Po tak dlugim czasie wreszcie znowu ma swoje miejsce.

Mezczyzna wraca w nocy i cicho otwiera drzwi, ale Dubhe slyszy go od razu, podobnie jak natychmiast nabiera pewnosci, ze to nie moze byc nikt inny, tylko on.

Podnosi sie z legowiska i staje przed drzwiami.

On zatrzymuje sie w progu. Jest tylko czarnym ksztaltem rysujacym sie w slabym swietle ksiezyca, ale dla Dubhe jest to sylwetka, co do ktorej nie moze sie pomylic.

— Jest pozno, spij.

— Nie zostawiaj mnie juz wiecej samej. Wypowiedzenie tego wiele ja kosztowalo i jest to zdanie, ktore wymaga odpowiedzi. Ktora nie pada. Mezczyzna wchodzi do srodka przymyka drzwi, po czym idzie do swojego pokoju i zamyka sie w nim.

Dubhe i tak jest zadowolona. On wrocil, a ona teraz tez wie, co ma robic.

Przez kilka dni sprawy tocza sie po staremu. Mezczyzna wyglada na spokojniejszego niz wczesniej, ale jest odpychajacy i milczacy jak zawsze, Dubhe nawet ma wrazenie, ze jej unika. Stara sie byc pomocna, chociaz jeszcze niewiele potrafi. Kiedy byla w Selvie jej matka ciagle sie zloscila, bo dziewczynka nigdy nie pomagala jej w domowych obowiazkach.

Porzadkuje legowisko, troche zamiata pokoj i probuje pomoc mezczyznie, kiedy ten przygotowuje posilki. On jednak zdaje sie nie dostrzegac jej wysilkow i prowadzi swoje zycie jak dotychczas. Czasami znika i nie mowi jej, dokad idzie, ale wraca w ciagu dnia i przynosi ze soba cos do jedzenia. Za kazdym razem, kiedy Dubhe widzi, ze on wychodzi, boi sie, ze moglby juz wiecej nie wrocic.

Prawdziwy dramat rozpoczyna sie wieczorem. Zreszta jest to jedyny moment w ciagu dnia, kiedy nierozmawianie staje sie prawie niemozliwe. Mezczyzna ma w ustach fajke i siedzi zamyslony z jednej strony stolu. Dubhe wlasnie skonczyla starannie myc i odkladac talerze, ktorych uzyli, a teraz i ona siada i wyglada na zewnatrz, na spokojne morze.

— Wydaje mi sie, ze lepiej sie czujesz…

Вы читаете Sekta zabojcow
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату