Myslala o nim wieczorami, sama w swoim pokoju, podczas tych niewielu godzin calkowitej samotnosci, ktore byly jej dozwolone. On tez mieszkal w tym miejscu i musial znosic to wszystko, co teraz ona. Ale on sie tu urodzil i zrobil wszystko, zeby stad uciec. A ona? Aby zyc, zaprzedala sie, oddala swoje cialo tym ludziom, razem ze swoja bronia i umiejetnosciami.
Powietrze Domu dusilo ja i wtedy marzyla o ucieczce.
Ale Rekla byla o wiele twardszym orzechem do zgryzienia, niz Dubhe myslala.
To wydarzylo sie juz w pierwszym tygodniu, kiedy Dubhe jeszcze trudno bylo wejsc w kontakt z tym wilgotnym i ciemnym miejscem i czula sie zagubiona, otoczona zaciekawionymi spojrzeniami.
Wszystko zaczelo sie bardzo dyskretnie. Obudzila sie przeniknieta jakims rodzajem niejasnego zlego samopoczucia, ale nie przywiazala do tego wiekszej wagi. Kiedy tylko wyszla z pokoju, poczula potezny zawrot glowy. Zapach krwi wydawal jej sie bardziej przenikliwy niz zwykle. Oparla sie o framuge drzwi i dolegliwosci ustapily.
W swiatyni o poranku wszystko wydawalo sie isc ku dobremu i Dubhe sluchala bredzenia Rekli ze zwyklym miernym zainteresowaniem Kobieta jednak miala na twarzy wyrysowane cos w rodzaju zle skrywanego usmiechu i co jakis czas zerkala na nia spod oka. Wieczorem sytuacja zaczela sie pogarszac. Po zakonczeniu cwiczen z Sherva, obolala Dubhe poczlapala do term, aby zazyc ozywiajacej kapieli.
Poczula to w wodzie. Nagly ucisk w piersi. Zatrzymala sie przerazona. Bylo to uczucie mgliste, jeszcze dalekie, ale Dubhe znala je az nazbyt dobrze. Od razu przyszly jej na mysl obrazy inicjacji, jeszcze bardzo swieze.
W nocy Dubhe bardzo sie meczyla. Chociaz okno bylo otwarte, przesladowal ja zapach krwi. Czula go wszedzie, draznil jej nozdrza intensywniej niz kiedykolwiek.
Przewracala sie w lozku, ale nic nie mogla poradzic. Powoli ogarnial ja strach.
Bestia powracala. Klatwa nie zostala stlumiona, efekty eliksiru rozwiewaly sie.
Chwiejnie podniosla sie z lozka, dotarla do drzwi i otwierajac je, upadla na zewnatrz. Cisza byla absolutna, a korytarze rozbrzmiewaly tylko jej przyduszonym oddechem.
Rekla. Ona wiedziala. Wedlug wszelkiego prawdopodobienstwa byla to wrecz jej wina. Dubhe mgliscie przypomniala sobie jej z trudem powstrzymywany usmiech i indagujacy wzrok.
Jej umysl drzal, Bestia szeptala jej do ucha slowa smierci i nagle Dubhe poczula sie zagubiona w labiryncie zaulkow i korytarzy, ktore tworzyly Dom. Infirmeria. Gdzie jest? A pokoj Rekli? Nigdy tam nie byla.
Pospiesznymi krokami zaczela przemierzac korytarze, podczas gdy Bestia dreczyla ja coraz bardziej. Wydawalo sie niemal, ze sciga ja jej szybki i jednoczesnie ciezki krok.
Symbol na ramieniu byl wyrazniejszy niz kiedykolwiek wczesniej i pulsowal bolesnie.
Dubhe zaczela bladzic. Nie mogla przypomniec sobie drogi. wiec szla naprzod sila bezwladnosci, biegnac i potykajac sie. Jednoczesnie zapach krwi stawal sie coraz silniejszy, nieznosny, jak dzikie wezwanie, ktoremu nie bedzie w stanie sie oprzec.
Bez skrupulow rzucila sie na najblizsze napotkane drzwi walac piesciami w drewno. Z trudem zobaczyla osobe, ktora zza nich wyszla. Po prostu wpadla na nia, czujac, ze opuszczaja ja wszystkie sily.
— Pomocy… — zamruczala Dubhe ochryplym, jak gdyby nienalezacym do niej glosem.
Nie slyszala, co powiedzial ten mezczyzna, czy tez kobieta, poczula tylko, ze gdzies ja ciagna, i ze towarzyszy jej stlumiony pomruk.
Polozyli ja na czyms miekkim i z tego, co Dubhe mogla dostrzec, mimo swojego delirium, zrozumiala, ze jest w infirmerii.
Nagle obraz Rekli wypelnil jej cale pole widzenia.
— Co do diabla mi zrobilas, przekleta? — zapytala zduszonym i pelnym cierpienia glosem.
Rekla trzymala ja na wyciagniecie miecza i usmiechala sie spokojnie.
— Jestes naprawde glupia. I nawet osmielilas sie do mnie porownywac… Chce mi sie smiac.
Stlumila ironiczny wybuch smiechu.
— Nie liczylas dni? Minelo ich osiem od inicjacji… a przeciez wyraznie ci mowilam…
Dubhe zaczynala rozumiec. Eliksir.
Rekla pomachala nim przed nia; niebieskawy i przejrzysty plyn mieszal sie w buteleczce jak fatamorgana. Dubhe instynktownie wyciagnela rece, ale Rekla podniosla go poza jej zasieg.
— Daj mi to.
— O jeden raz za duzo potraktowalas mnie bez szacunku, i caly czas to robisz… Uprzedzalam cie, prawda? Dla niegrzecznych dzieci, ktore nie wypelniaja swoich obowiazkow, jest odpowiednia kara.
— Daj mi to! — powtorzyla z krzykiem Dubhe. — Zle sie czuje, do licha, jezeli mi tego nie dasz, skonczy sie to rzezia, wiesz o tym!
Rekla potrzasnela glowa.
— Nie sadze.
Dubhe rzucala sie na legowisku, spadla na ziemie, uderzajac sie bolesnie i wila sie na posadzce. Rekla unieruchomila ja tylko jedna stopa. Miala nienaturalna sile, jak na kobiete o jej posturze.
— Badz grzeczna.
Zawolala tych samych gigantow, ktorych dziewczyna znala z wieczoru inicjacji, i to oni wyciagneli ja na zewnatrz.
Dubhe wrzeszczala, bol rozdzieral jej piers coraz gwaltowniej, a kiedy przemierzala korytarze Domu, dalej i dalej od jego pulsujacego serca, zaspani Zabojcy ukazywali sie na progach swoich pokojow. Dubhe mierzyla te twarze blagalnym wzrokiem, ale nie znalazla zadnego gestu litosci, ktory moglby ja wesprzec w jej upadku, tylko zimna ciekawosc.
Cela tez byla ta sama, Dubhe ja rozpoznala. Panowala tam doskonala cisza, przerywana tylko jej gwaltownym oddechem. Wrzucili ja do srodka, przywiazali do posadzki lancuchami i zamkneli drzwi. A ona zostala sama ze wszystkimi swoimi demonami.
Z perspektywy czasu Dubhe stwierdzila, ze Rekla byla w sumie nawet litosciwa. Pozwolila jej gnic w lancuchach tylko przez jeden — ale za to piekielny dzien. Bestia miotala sie i na kilka niekonczacych sie chwil prawie przejela panowanie nad jej cialem.
Koszmarne twarze zaludnialy gesta ciemnosc pokoju, a Dubhe niemal blagala o jakikolwiek koniec, byle tylko uwolnic sie od tej meczarni.
Potem weszla Rekla. Dubhe lezala na ziemi, na brzuchu, a kobieta zatrzymala sie przy niej z rozstawionymi nogami, aby zdecydowanie nad nia gorowac.
Wykonczona Dubhe patrzyla na nia z nienawiscia.
— Jak mozesz robic mi cos takiego? — wyszeptala glosem zachrypnietym od nadmiaru krzyku.
Rekla skrzywila swoje doskonale wargi w usmiechu.
— To nie ja, tylko Thenaar.
Potem znow zrobila sie powazna.
— Od tej chwili bedziesz odpowiadala na wezwania podczas posilkow i kazdego ranka bedziesz modlic sie ze mna w swiatyni. A co wazniejsze, juz nigdy nie osmielisz sie traktowac mnie bez odpowiedniego szacunku. Powiedz: „Tak, moja Strazniczko”, a twoja udreka skonczy sie w sekunde.
Dubhe dalej patrzyla na nia z pogarda. Czula sie upokorzona, ale przede wszystkim pokonana przez zmeczenie i przerazenie. Doprowadzili ja tam, gdzie nie miala juz obrony, gdzie czula sie naga i rozebrana przez strach.
Zamknela oczy i wyrzekla:
— Tak, moja Strazniczko…
Kiedy tylko Dubhe doszla do siebie, probowala prosic o wyjasnienia Yeshola. O posluchanie poprosila za posrednictwem Shervy, do tamtej chwili bedacego jedyna osoba, z ktora udalo jej sie nawiazac jakikolwiek kontakt podczas dlugich, spedzonych w milczeniu godzin poswieconych szkoleniu.
O dziwo, Yeshol nie robil problemow, tylko przyjal ja raczej szybko.
Najwyzszy Straznik siedzial pochylony nad ksiazkami przy swoim stole, z delikatnymi okularami w zlotych