Twarz Mistrza robi sie powazna.
— Popelnilas bardzo wielka nieostroznosc: nie mozesz tak sobie wrzeszczec w miejscu takim, jak to, w sercu nocy.
— Przepraszam, ale ta ciemnosc…
— Do tej pory szlas za mna bez problemow. Potrzeba ci koncentracji. Jezeli mnie zgubilas, to tylko dlatego, ze zaczelas podazac za niepotrzebnymi fantazjami.
Upokorzona Dubhe opuszcza wzrok.
— Twoje szkolenie juz sie rozpoczelo, nie zapominaj o tym. Twoja decyzja, zeby ze mna isc, niesie ze soba wiele konsekwencji, nie jestes juz mala dziewczynka, a co wazniejsze: przeszlosc to przeszlosc, jest za toba i nie moze cie dotknac. Istnieje tylko terazniejszosc, i ta terazniejszoscia jestem ja. Nie chce juz widziec, jak placzesz, czy niepotrzebnie narzekasz. Pewnego dnia bedziesz zabojca, a zabojcy nie pozwalaja sobie na takie slabosci.
”Tak Mistrzu” brzmi tym razem smutno. Dubhe wygania z umyslu i wszystkie wspomnienia tego miejsca, obraz Rina i majestatycznego Liwada, jego smoka. Jednak aby pokonac strach, nie stara sie uczynic swojego serca twardym, jak chcialby Mistrz, ale mysli o nim.
Dubhe robi postepy. Poruszanie sie w ciemnosci staje sie dla niej latwiejsze. Swiat przepelniony jest dzwiekami, a ona uczy sie ich sluchac: kazdy z nich niesie dla niej jakas wiadomosc. Noc nie jest juz mroczna, ale przeniknieta sciezkami utworzonymi z zapachow i dzwiekow, ktore mieszaja sie ze soba.
Jej nogi potrafia teraz zwinnie posuwac sie po poszyciu lesnym, czyniac niewiele halasu. Juz nie parzy sie pokrzywami, nie lamie tez galezi zbyt ciezkim krokiem. Idzie naprzod szybko i pewnie, plecy Mistrza zawsze sa przed nia, jak przestroga, a zarazem cel do osiagniecia.
Mistrz nigdy nie mowi wiele. Prawie zawsze milczy, nawet podczas kolacji, i nigdy nic jej nie tlumaczy. To ona sama zrozumiala, jak nie meczyc sie zbytnio podczas marszu, i ona tez znalazla sposob, jak orientowac sie w nocy.
Tak naprawde nie sadzi, zeby faktycznie interesowalo ja zostanie platnym zabojca, ale nauka wydaje jej sie jedynym sposobem, aby nie umrzec, aby nie zostac sama, aby moc dalej byc z Mistrzem.
— Kiedy nauczysz mnie poslugiwac sie bronia? — pyta pewnego dnia.
To jeden z ich ostatnich nocnych marszow, bo sa juz wystarczajaco oddaleni od strefy wojny.
Mistrz pozwala sobie na swego rodzaju usmiech, pierwszy od czasu, kiedy wyruszyli z domu.
— Pierwsza cnota zabojcy jest cierpliwosc. Zabojca jest mysliwym. Polowalas kiedykolwiek?
Dubhe ogarnia wiele przyjemnych wspomnien.
— Oczywiscie! Polowalam na swietliki i z procy na ptaki. Umiem zlapac ropuche golymi rekami.
Mistrz znowu sie usmiecha.
— To niewiele, ale zawsze cos. Kiedy polujesz, musisz umiec czekac na odpowiedni moment. Ze szkoleniem jest tak samo Przygotowujesz sie. Uczysz sie uzywac pierwszej i najwazniejszej broni zabojcy.
Oczy Dubhe blyszcza.
— Jakiej?
— Ciala. A to dopiero poczatek. Bedziesz musiala stac sie naprawde doskonala jak bron: nieublagana, gotowa do uderzenia z zaskoczenia i zdecydowanie.
Dubhe mysli o sztylecie Mistrza, umocowanym tam, przy pasie, w bezposrednim kontakcie z jego brzuchem. Ona stanie sie bronia w jego dloniach. Sztyletem nalezacym wylacznie do niego.
Po pewnym czasie lasy rzedna, a przed oczami wedrowcow ukazuje sie niezmierzona nizina spalona sloncem. Pustynia ziemi i czarnego piasku, leciutko pofaldowana lagodnymi pagorkami zrownanymi przez jakis kataklizm, i nicosc rozciagajaca sie. dokad siegnac wzrokiem.
— Co to za miejsce? — pyta Dubhe Mistrza.
Panuje tu totalna pustka i doskonala cisza przerywana jedynie krzykiem kilku krukow w oddali.
— To Wielka Kraina.
Dubhe pamieta. Ta nazwa jest jej dobrze znana. To miejsce, gdzie historia pozostawila swoj znak, wielokrotnie cytowane w opowiesciach, ktore slyszala od doroslych i starcow w Selvie Prawie sto lat wczesniej miescila ona Enawar, bajeczne i bogate miasto, lezace na dwoch radosnych pagorkach i calkowicie zanurzone w zieleni traw i lasow. Tam znajdowala sie siedziba rzadu Zlotego Wieku w czasach, kiedy wojna byla tylko bolesnym wspomnieniem.
Enawar zostal zrownany z ziemia wraz ze swoim bezcennym ksiegozbiorem, ktorego rozproszone fragmenty do dzis przechowywane sa niczym relikwie w innych bibliotekach albo w siedzibach krolow i dygnitarzy, z blizniaczymi palacami — bialym i czarnym — jednym dla Rady Czarodziejow, drugim dla Rady Krolewskiej, oraz ze wspanialymi, przebogatymi ogrodami, z fontannami i bajecznymi grami wodnymi.
Mowiono, ze tak wlasnie zaczely sie Mroczne Lata Tyrana — zniszczeniem Enawaru.
Podczas Mrocznych Lat Wielka Kraina stala sie calkowicie poddana Tyranowi, ktory rozkazal wybudowac tam swoj potezny palac, Twierdze, niezwykle wysoka wieze z czarnego krysztalu. Poniewaz to materialne swiadectwo aroganckiego wyzwania wobec bogow bylo wyzsze niz jakakolwiek inna konstrukcja kiedykolwiek wzniesiona w Swiecie Wynurzonym, Twierdza byla widoczna przynajmniej z jednego miejsca kazdej z ziem. Z wiezy odchodzilo osiem bardzo dlugich ramion, kazde wysuniete w kierunku jednej Krainy — dokladnie tak samo, jak palce Tyrana wyciagniete, aby mogl pochwycic w swe szpony caly Swiat Wynurzony. Twierdza niczym rak wyssala z tego miejsca wszelka zywotna limfe. Zadnych lasow, zadnej trawy; nie uchowaly sie nawet pagorki, ktore zrownano, aby zrobic miejsce dla budowli. Z Wielkiej Krainy nie zostalo nic poza obszerna pusta rownina, rozdarta w srodku przez bryle Twierdzy.
Potem przyszla Wielka Wojna i Nihal i Sennar zniszczyli Tyrana. Twierdza rozsypala sie i rozpadla na rowninie, zabierajac ze soba czterdziesci lat terroru i panowania despoty.
Od tamtej pory Wielka Kraina przechodzila rozne koleje. Przez jakis czas, zaraz po Wielkiej Wojnie, kiedy Nihal i Sennar nie opuscili jeszcze Swiata Wynurzonego, myslano, aby zostawic ja tak jak jest, wyniszczona i pelna pozostalosci po Twierdzy, aby swiat pamietal o tym, co sie wydarzylo. Potem chciano wybudowac tu Nowy Enawar, ale rowniez i ten pomysl porzucono. Wowczas terytorium rozdzielono pomiedzy rozne krainy zostawiajac jedynie wolna czesc srodkowa, gdzie odbudowano oba budynki Rady Krolewskiej i Rady Czarodziejow. Usunieto cale zlomowisko z wyjatkiem tronu, ktory wystawiono przy wejsciu do Palacu Rady Krolewskiej, obok dwoch gigantycznych posagow Nihal i Sennara.
Jesli chodzi o terytoria przyznane roznym krainom w wiekszosci pozostaly one martwe. Mimo wysilkow nie udaje sie tam doprowadzic do wzrostu zadnych roslin. Ziemie te wydaja sie nieodwracalnie jalowe. Ludzie jeszcze nazywaja je Wielka Kraina, chociaz teraz naleza do innych terytoriow. Ich natura jest tak odmienna od pozostalych ziem, ze wszedzie sa postrzegane jako miejsca obce, nalezace do dawnej epoki i innego swiata.
Mistrz pochyla sie, bierze w dlonie garsc ziemi. Jest sucha, wysypuje mu sie z reki jak piasek. Potem otwiera dlon i pokazuje Dubhe jej zawartosc.
— Widzisz te czarne odlamki? Tyle zostalo z Twierdzy.
Dubhe patrzy na nie wystraszona i pelna podziwu. Ona tez bierze garsc ziemi i pozwala, aby zostaly jej w dloni tylko kawalki czarnego krysztalu. Wklada je do sakwy, wiszacej u boku jej pasa, pod plaszczem.
— Co chcesz z tym zrobic? To tylko glupie okruchy. Wyrzuc je.
Mistrz wydaje sie prawie rozgniewany.
— To historyczne krysztalki… Tyle opowiadano mi o Tyranie… Dziwne wrazenie wywoluje na mnie fakt, ze moge trzymac cos, czego on dotykal.
— W Tyranie nie ma nic godnego podziwu, nic! Uwazal sie za niesmiertelnego i ludzil sie, ze moze wedlug wlasnego uznania dysponowac wszystkim, co istnieje na swiecie. Takimi biednymi szalencami, jak on, nalezy tylko gardzic. Wyrzuc to.
Dubhe zamiera w zdumieniu, wiec Mistrz sila wyciaga jej sakwe i gwaltownie ja oproznia.
Przepraszam, Mistrzu, nie wiedzialam, ze zle robie… Mistrz nie odpowiada, ale idzie dalej rownym i szybkim krokiem.
Przez cale dni przemierzaja te opuszczona rownine. Upal jest prawie nieznosny. Wargi Dubhe pierzchna od wiatru i slonca, pekaja i krwawia. Kiedy wieczorem rzuca plaszcz przy ognisku, zadaje sobie pytanie, jak pierwszego dnia mogla pragnac niesc ze soba kawalki czarnego krysztalu. Teraz wciskaja jej sie pod ubrania,