bardzo ladny. Juz nie pamietala, ze te zwierzeta sa tak piekne i doskonale.
Mistrz zachowuje sie tak cicho, ze Dubhe nawet go nie slyszy. Jelonek tymczasem chyba sie uspokoil, bo zaczyna jesc, pochyliwszy szyje.
Dubhe odwraca sie i widzi, ze Mistrz jest gotowy. Skoncentrowany i skupiony wyraz twarzy, naciagniety luk i zalozona strzala. Jego ramiona sa nieruchome, a cieciwa napieta do granic mozliwosci.
— Mistrzu, czy ty chcesz…
Nie zdazyla skonczyc. Strzala odrywa sie od luku, cieciwa lekko jeczy. W ciszy lasu gwaltownie rozbrzmiewa odglos upadajacego jelonka. Dubhe widzi, jak zwierzatko sie rzuca, slyszy, jak popiskuje, i stoi jak wryta w miejscu, przejeta zgroza.
— No co? Rusz sie, to kolacja, Mistrz rusza naprzod, schyla sie, ale Dubhe za nim nie idzie, — Powiedzialem ci, zebys tu przyszla! — powtarza mezczyzna, a Dubhe przyspiesza kroku, aby do niego dolaczyc. Pochylony nad jelonkiem Mistrz juz wyciagnal noz.
— Jezeli nie jest jeszcze martwy, musisz dobic go nozem. Oprzyj ostrze na szyi i zrob jedno zdecydowane ciecie, rozumiesz?
Mistrz pokazuje to gestem, a Dubhe czuje, jak tysiace malych dreszczy przebiegaja jej po plecach. Przytakuje.
— Zrob to.
— Slucham?
Mistrz wrecza jej sztylet.
— Ty go zabij.
Jelonek miota sie, porusza nogami, ale coraz slabiej. Oddycha z wysilkiem, cierpi i jest przerazony.
— Nigdy nie uzywalam sztyletu.
— Ale juz zabilas, tak? I nie chodzilo wtedy o zwierze, ale o chlopca.
Dubhe wzdryga sie, jakby uderzono ja w policzek.
— Tak, ale…
— Chodzi o to samo. A poza tym nie widzisz, ze cierpi? I tak umrze.
— Ja…
— Zrob to!
Glos Mistrza przypomina ryk, a Dubhe podskakuje. Lzy podchodza jej do oczu, a jednak jej dlon bierze sztylet. Na rekojesci czuje cieplo dloni Mistrza.
— Przestan plakac i zrob, co musisz. Powiedzialas, ze chcesz zostac moja uczennica, czy tak? No wiec zabojca zabija. Zabic albo umrzec, Dubhe! Tacy jak my maja tylko jeden wybor. A ty zaczniesz od tego zwierzecia.
Dubhe pociaga nosem, stara sie otrzec sobie lzy, ale nic to nie daje. Jelonek patrzy na nia oczami przepelnionymi bolem i przerazeniem, i miota sie, nadaremnie probujac ucieczki. Sztylet w jej dloni trzesie sie.
— Rusz sie albo sobie pojde i przysiegam ci, ze juz nigdy wiecej mnie nie zobaczysz.
Dubhe szlocha, ale zbliza sie do zwierzatka. Lzy zaciemniaja jej widok, wiec nie widzi dobrze glowy jelonka. Czuje tylko, ze miota sie spazmatycznie pod uchwytem jej palcow. Opiera drzace ostrze. Zamyka oczy.
— Otworz te przeklete oczy i wbij ostrze!
— Mistrzu, prosze…
— Wykonaj!
Dubhe krzyczac z zamknietymi oczami, czyni to, co musi, a kiedy tylko czuje, jak krew zalewa jej reke, puszcza zwierze i rzuca sie do ucieczki.
Mistrz chwyta ja i sciska, nic nie mowiac.
Chociaz Dubhe zostala przez niego zmuszona do zrobienia czegos strasznego, nie nienawidzi go, ale opiera glowe na jego piersi, a jego cieplo i spokojny oddech uspokajaja ja. Mistrz wciaz milczy, ale jest tam z nia.
Dubhe nie chciala patrzec, jak przygotowywal mieso jelonka. Jest glodna, ale pozostaje w oddaleniu nawet wtedy, kiedy pod wieczor w powietrzu rozchodzi sie wyborny zapach miesa.
— Nic innego nie ma, oplaca ci sie jesc — mowi Mistrz.
Dubhe z obrzydzeniem patrzy na kawalek miesa.
— Mowie to dla twojego dobra.
Mistrz jest milczacy. Wydaje sie prawie przygnebiony.
— Nie powinnas byla zamykac oczu.
— Przebacz mi, Mistrzu, ale to bylo straszne… ja… przypomnialam sobie Gornara… tego chlopca… co wtedy… tego od wypadku… i wtedy… on na mnie patrzyl, a jego oczy…
Mistrz wzdycha.
— Ta praca nie jest dla ciebie. To nie twoja droga.
Dubhe podnosi sie nagle.
— Dlaczego tak mowisz? To nieprawda! Staram sie, nauczylam sie wielu rzeczy i… podobaja mi sie, bardzo!
Mistrz patrzy na nia ze smutkiem.
— To niedobrze, zeby mala dziewczynka uczyla sie takich rzeczy, a fakt, ze nie chcialas tego zrobic, ze nie chcialas zabic jelonka, jest normalny. Nie jest natomiast normalne, zebys byla ze mna, zebys ze mna szla.
— Ja chce byc zabojca! Chce byc taka jak ty!
— To ja nie chce, zebys byla taka jak ja.
Mistrz patrzy w zar, a Dubhe czuje jego bol, przeraza ja to i wzrusza.
— To bylo dla zdobycia pozywienia, wiem o tym. Widzialam jak w mojej wiosce zabija sie swinie, i nie bylo inaczej niz teraz Pewnego dnia sama bym to zrobila. Bylam glupia.
Mistrz dalej patrzy w ogien, wydaje sie nieobecny, ale Dubhe wie, ze jej slucha.
— Od tej chwili obiecuje ci, ze bede silniejsza i bede robic to, co mi powiesz. Juz nigdy nie bedziesz musial sie za mnie wstydzic.
Mistrz usmiecha sie.
— Ja sie wcale nie wstydze.
Dubhe odwzajemnia usmiech. Czuje ulge. Niepewna reka bierze kawalek miesa, ktory wczesniej podawal jej Mistrz. Zdecydowanym ruchem podnosi go do ust i odrywa zebami wielki kes. Jest dobre, a chociaz napawa ja wstretem, dziewczynka zmusza sie, zeby go przelknac, i patrzy na Mistrza. Nie potrafi rozszyfrowac jego spojrzenia, ktore przenika ja do glebi i przeszywa na wylot.
20. Stary kaplan
Wszystko bylo przykryte sniegiem, a przenikliwe zimno wciskalo sie pod szaty, szukajac najmniejszego nawet skrawka skory, ktory mogloby zazarcie zaatakowac. Koszula, ktora miala na sobie Dubhe, ledwie starczala, aby nie zamarznac, i gdyby nie plaszcz, nie dalaby rady isc naprzod.
Ona i Toph przez caly dzien szli w milczeniu. Nie, zeby Toph nie probowal jej zaczepiac.
— Malo jestesmy rozmowni, nieprawdaz? — zaczal po raz kolejny mezczyzna w porze obiadowej.
— Nigdy w zyciu zbyt wiele nie mowilam — podsumowala Dubhe.
— To zle. To nadaje ci ponury wyglad, a to nic dobrego dla dziewczynki, a juz zwlaszcza dla takiej uroczej, jak ty.
— Nie popelniaj tego bledu i nie oceniaj mnie zbyt nisko. Nie jestem dziewczynka.
Toph uniosl dlonie do gory.
W porze obiadu podzielili sie mala gomolka sera i bochenkiem chleba. Zoladek Dubhe byl calkiem scisniety, wiec zjadla bardzo malo. Toph zalal wszystko obfita dawka wina. Z tego, co Dubhe wiedziala, naduzywanie alkoholu nie bylo w Gildii mile widziane i zwrocila mu na to uwage.
Toph Wzruszyl ramionami:
— Pierwsze morderstwo popelnilem, kiedy bylem kompletnie spity. Moj nauczyciel tak mi nagadal, ze od