imponujace budowle, kiedys z pewnoscia bardzo piekne, ale teraz naruszone przez czas i zaniedbania. Stare arystokratyczne palace moznych i wplywowych postaci staly sie przytulkami dla ubogich, ktorzy ze wsi przybywali szukac szczescia w miescie, prawie zawsze bez sukcesu. Pomiedzy budynkami niedawno sklecono drewniane chatki, ubogie tawerny i lazarety, w ktorych szukali schronienia chorzy i niedozywieni.

Toph i Dubhe zjedli obiad w oberzy niewiele lepszej niz inne. a po posilku dziewczyna poprosila, zeby zostawil ja sama.

— Ale po co? — spytal zdziwiony Toph.

— Kazdy ma swoje metody. Ja potrzebuje skoncentrowac sie przed praca.

Toph wzruszyl ramionami.

— Zobaczymy sie tu na kolacji.

Dubhe szukala bardzo konkretnego miejsca — miejsca, gdzie kiedys byla ze swoim Mistrzem. Byla to jeszcze inna gospoda, juz calkowicie opuszczona. Tak, to tam chciala isc. Weszla do srodka i bladzila po roznych pomieszczeniach, dopoki nie dotarla do owego pokoju, ktory kilka lat wczesniej dzielila z Mistrzem. Usiadla na podlodze i zamyslila sie, jak to miala w zwyczaju. Przypomniala sobie slowa, ktore zostawil jej Mistrz.

”Powiedzialem ci to wiele lat temu, kiedy sie spotkalismy. To nie dla ciebie, Dubhe. Popatrz, co stalo sie ze mna, i zmien droge. Zapomnij o mnie i o tym, czego cie nauczylem, i zyj inaczej. A jezeli nie chcesz zrobic tego dla siebie, zrob to dla mnie i za moje poswiecenie”.

Zamknela oczy i przywolala w myslach te sylwetke dobrze zbudowanego mezczyzny o mocno zarysowanych barkach i wytrenowanym ciele.

Dubhe podniosla dlonie do twarzy.

Co ja robie?

Nie miala jednak wyboru. Prawdopodobnie wszystko zostalo postanowione wiele lat wczesniej, kiedy nad brzegiem rzeki scisnela w palcach wlosy Gornara i uderzyla jego glowa o kamienie. Jej droga zostala wtedy nakreslona i nic nie mogla na to poradzic.

— Nie wydaje mi sie, zebys byla w dobrej formie… — zauwazyl Toph podczas kolacji w ich oberzy. — Masz czerwone oczy.

Dubhe szybko opuscila wzrok.

— To z zimna. Zostane sama tutaj, w swoim pokoju, do czasu naszego spotkania przed swiatynia.

— Nie radze ci brac antidotum na krotko przed wykonaniem zadania. Rekla powiedziala mi, ze najlepiej by bylo, gdybys wypila je z wyprzedzeniem, inaczej nie da efektu.

— Dasz mi je, kiedy tylko skonczymy — powiedziala zdecydowanie Dubhe.

Kiedy dzwon oslawionej wiezy palacu wybil ostatni ton, Dubhe byla gotowa. Wziela gleboki oddech i postarala sie oczyscic umysl. Nie bylo to jednak latwe. Rzucila ostatnie spojrzenie na swoja bron. Nagle sztylet przestal juz byc pamiatka po Mistrzu, ale stal sie orezem, ktorego wkrotce miala uzyc na powaznie.

Otulona plaszczem ruszyla ulicami Narbetu. Snieg przestal padac, teraz w zaulkach hulal mrozny wiatr. Dziewczyna szla powoli, a jej kroki tlumil ubity snieg; przepelniala ja lodowata determinacja. Dopiero kiedy na horyzoncie dostrzegla zarys swiatyni, jej serce zatrzepotalo gwaltownie.

Kler Krainy Nocy byl raczej bogaty, ale to akurat byla swiatynia trzeciej kategorii, mala i na wpol rozsypujaca sie. Dubhe potrzasnela glowa.

Toph czekal na nia w zaulku.

— Punktualna. Swietnie.

Widac bylo, ze jest podekscytowany, ale jako profesjonalista potrafil zapanowac nad podnieceniem.

— Sama wszystko zrobisz, ja bede tylko szedl za toba.

Delikatnie otworzyli drzwi i weszli do srodka. Przez kilka chwil wiatr zawodzil w pomieszczeniu, potem zas drzwi sie zamknely i powrocila cisza.

Wnetrze swiatyni idealnie odpowiadalo temu, co bylo widac na zewnatrz. Byla to po prostu prostokatna sala o niskim stropie, z dziesiatka rozstawionych w bezladzie, zakurzonych lawek oraz na wpol polamanym, ale bardzo lsniacym oltarzem. Najwyrazniej Dunat wypelnial rytualy rowniez pod nieobecnosc wiernych.

Stojacy za oltarzem posag przedstawiajacy Raxe byl bardzo prosty; drewniana rzezba przedstawiala mezczyzne trzymajacego w dloniach kij i woreczek monet. Tu i tam widac bylo odpryski wyblaklego lakieru.

Dubhe powiedziala sobie, ze ow Dunat prawdopodobnie jest tylko zwyklym nieszczesnikiem. Z pewnoscia nie kims, kto zasluguje na smierc.

— Do dziela. Czy nie mowilas, ze nie ma czasu? — skarcil ja cicho Toph.

Dubhe skoncentrowala sie, ale mimo to poruszala sie ociezale, jakby na zwolnionych obrotach. Nie chciala, nie chciala tego robic.

Mimo gestej ciemnosci dotykiem znalazla drzwi, ktorych szukala. Byly na wpol splesniale i speczniale od wilgoci. Uzyla noza, aby delikatnie je uchylic, i udalo jej sie przy tym zrobic jak najmniej halasu. Weszla ostroznie, trzymajac w dloni sztylet. Za drzwiami znajdowalo sie skromne pomieszczenie, oswietlone jedna tylko swieca: pokoik ze zgrzebnym siennikiem i malym oltarzykiem umieszczonym w rogu. Stala tam miniaturowa wersja posagu Raxy, a przed nia kleczal Dunat. Niespokojnym glosem mruczal nieprzerwana modlitwe. Mial na sobie tylko koszule nocna, na ktorej biel opadaly jego rzadkie, bialawe wlosy starego zaniedbanego czlowieka.

Strach, szalony strach. Dubhe czula go bardzo silnie. Ten czlowiek siedzial, co sie wkrotce stanie, wyobrazal to sobie i szukal pocieszenia w tej rozpaczliwej modlitwie, ktora belkotal polglosem.

Nie moge, do licha, nie moge!

Sztylet zadrzal jej w dloni i upadl.

— Na co czekasz? — zamruczal ze zloscia Toph.

Dunat musial cos uslyszec, bo nagle odwrocil sie i z oczami pelnymi przerazenia wrzasnal wibrujacym glosem „Nie!”, jednoczesnie podrywajac sie na nogi i szukajac ucieczki.

Dubhe uslyszala, jak stojacy za nia Toph przystepuje do akcji, i zobaczyla, jak noz wbija sie w noge starca, ktory upadl na ziemie we lzach.

— Zabij go! — ryknal Toph.

W jej sercu odlegly glos Bestii odpowiedzial identycznym rykiem i to dodalo jej sil. Cialo zadzialalo samo, odpowiadajac na to dawne wezwanie, ktore pogrzebala w swoim sercu i ktore Bestia wydobyla na swiat. Podeszla do Dunata, chwycila jego glowe i skrecila ja jednym ruchem. Mezczyzna zamilkl nagle, a Dubhe nie byla w stanie rozluznic chwytu. Jej oczy utkwione byly w oltarz i posag, ktore splamila krew wyplywajaca z uda starca.

Zrobilam to. To juz koniec.

Czula sie odretwiala. Kiedy wreszcie udalo jej sie wypuscic starca i podniesc wzrok, to, co zobaczyla, zmrozilo ja. W progu stala dziewczyna. Nieruchoma, z podniesionymi do bialej twarzy rekami, z otwartymi ustami, niezdolna do wypowiedzenia slowa. Byla w koszuli nocnej. Moze to ordynans swiatynny, o ktorym Toph nie dowiedzial sie w czasie swojego rozeznania. Kto wie. Byla mloda, jak ona. i patrzyla na nia, jak sie patrzy na potwory.

Nie…

Toph rzucil sie blyskawicznie, dziewczyna zrobila to samo. Probowala przekroczyc prog, usilowala krzyczec. Toph zlapal ja za wlosy — dlugie, rozpuszczone na ramiona, i pociagnal gwaltownie, az upadla na ziemie. Krzyknela.

Dubhe ruszyla sie, chciala stanac pomiedzy Tophem a dziewczyna, aby udaremnic mu… Ale chlopak byl szybszy. Jednym ruchem wyciagnal sztylet i wymierzyl dziewczynie cios w gardlo.

— Co za piekielna noc… wszystko idzie zle.

Biale, otwarte oczy. Oczy bez spojrzenia. Oczy oskarzajace Dubhe tym razem spojrzala w otchlan. Jej zycie bylo tam na dnie.

Reka scisnela Topha za szyje i cisnela nim o sciane.

— Dlaczego ja zabiles?

Nie byla soba, oszalala ze zlosci tak, ze nie zdawala sobie sprawy z glupoty swego pytania.

— Zabierz te przekleta reke, bo cie zabije.

Dubhe puscila go. Brakowalo jej powietrza. Toph wymierzyl jej glosny policzek.

Zlosc wyparowala. Teraz Dubhe czula sie jakby uszlo z niej zycie.

Toph uspokoil sie i po tym wybuchu gniewu spojrzal na nia z wiekszym zrozumieniem.

— Tym lepiej: bedzie wiecej krwi dla Thenaara.

Dubhe poczula, ze kreci jej sie w glowie.

Вы читаете Sekta zabojcow
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату