— Mozna wiedziec, co z toba? Powinnas byc zadowolona…A poza tym, juz zdarzylo ci sie zabijac.

Az zbyt wiele razy. Ale nigdy tak, nigdy w taki sposob!

— Teraz trzeba dopelnic rytualow, rusz sie — powiedzial Toph. Dubhe zamknela oczy. Wszystko nagle stalo sie zbyt zywe, nie do zniesienia.

Toph podszedl do ciala dziewczyny, po czym wyjal szklany flakonik zawierajacy zielona ciecz.

— Teraz ja wykonam rytual na niej, po czym ty powtorzysz to samo na twojej ofierze.

Wyciagnal sztylet i zdecydowanym ruchem przebil piers dziewczyny.

— Teraz wlewasz krew do buteleczki… — zrobil to z uwaga — a potem powtarzasz modlitwe: „Dla Thenaara, Ojca Zwycieskich, w oczekiwaniu na Jego dzien”. A na koniec troche wypijasz.

Podniosl buteleczke do ust i napil sie, czyniac to niemal z zachlannoscia. Dubhe poczula, jak jej zoladek protestuje, ale jednoczesnie w glebi tych mdlosci bylo cos, co trzepotalo radosnie, cos, co rozpoznawalo sie w tym makabrycznym rytuale.

Bestia.

Toph podsunal jej flaszeczke.

— Teraz ty.

Usmiechal sie do niej. Potworny usmiech.

Dubhe wziela ja. Podeszla do trupa starca. Wyciagnela sztylet.

Przypomniala sobie slowa Mistrza.

„Przebijanie cial zmarlych, profanowanie ich szczatkow jest aktem bestialskim, niezgodnym z regulami zabojstwa. Zabojca uderza, a kiedy ofiara jest martwa, sprawa jest zakonczona. Okaleczanie trupa oznacza rozladowanie wlasnej zlosci i sadyzmu. To wszystko jest przeciwne temu, co robi platny zabojca”.

Ale nie mogla tego uniknac. Z daleka Bestia podnosila swoj glos.

Zreszta teraz ja tez juz jestem Bestia.

Dubhe powtorzyla to, co zrobil Toph. Napelnila flakonik krwia kaplana.

— Wypij lyk i napelnij ja ponownie. Popatrzyla na buteleczke.

To pokarm Bestii, wiesz, ze tego chcesz, bo to ty jestes Bestie.

Zblizyla usta do flaszeczki, a Bestia zakrzyknela.

Zawahala sie.

Nie moge…

Zawahala sie jeszcze przez chwile.

Potem raptownie, nie pijac, oddala buteleczke Tophowi.

— Chodzmy stad.

Nawet nie zaczekala na jego odpowiedz. Owinela sie plaszczem i przeszla przez drzwi. Przebiegla przez swiatynie i wypadla na zewnatrz, gdzie uderzyl ja lodowaty podmuch wiatru. Oczy i umysl miala przepelnione obrazem tamtego pokoju, starca jeszcze pochylonego przed oltarzem i mlodej dziewczyny na ziemi, obydwojga w morzu krwi. Dziewczyna niewiele starsza od niej, dziewczynka bez zadnej winy. Szla naprzod, nie widzac nic innego, wiatr ja ogluszal. Ledwo slyszala wolajacy ja glos, glos pelen zlosci, a potem prawie zaniepokojony.

21. Misja samobojcza

Drzwi do Rady Wod byly zaryglowane, a Lonerin wpatrywal sie w nie, wykrecajac sobie dlonie. Nie pierwszy raz asystowal przy posiedzeniu Rady. Zreszta, pozycja ucznia czarodzieja z Krainy Morza oznaczala niemal automatyczne zaangazowanie w ruch oporu przeciw Dohorowi. Ale tym razem bylo inaczej, tym razem napiecie w powietrzu bylo namacalne.

— Powiedz, czy nie siedza tam juz za dlugo?

Theana, siedzaca obok niego smukla, jasnowlosa dziewczyna, byla zmartwiona tak samo jak on, albo i bardziej.

— W koncu sytuacja jest dramatyczna.

— Ale wyjdziemy z tego, Lonerin? A jezeli to koniec?

Lonerin zrobil niecierpliwy ruch. Lubil Theane; mimo ze byla od niego bardziej zaawansowana w szkoleniu, czesto czula sie niepewna, a on ja uspokajal. Teraz jednak nie mogl zniesc jej rozdygotania.

— Denerwowanie sie tutaj nie ma najmniejszego sensu, mozemy tylko czekac — powiedzial szorstko.

Theana zamilkla udreczona, zalekniona i znowu cisza zapadla w poczekalni. Bylo ich tam wielu. Wszyscy ci, ktorzy nie nalezeli do Rady, ale ktorzy w jakis sposob zwiazani byli z ruchem oporu.

Zreszta byly powody do niepokoju. Jeden z najlepszych szpiegow, ktoremu udalo sie przeniknac do bliskich Gildii srodowisk, zginal nagla smiercia wkrotce po wyslaniu Radzie dramatycznego sprawozdania pelnego mrocznych zapowiedzi.

Zawartosc owego raportu nie zostala calkiem rozpowszechniona, ale z pewnoscia chodzilo o cos bardzo powaznego, o jakies ostateczne posuniecie planowane przez Dohora.

Lonerin dobrze pamietal szpiega. Byl to mlody czarodziej, niegdys uczen tego samego nauczyciela, co on, i przez jakis czas nawet sie spotykali. Aramon, tak sie nazywal. Czesto pomagal mu przy roznych zakleciach, ktore nie wchodzily mu do glowy Ten pulchny chlopak o twarzy niewyrosnietego dziecka byl bardzo bystry, a przede wszystkim nadzwyczaj uzdolniony w dziedzinie sztuki magicznej.

Zabojcy pozwolili im znalezc jego cialo w pobliskich zaroslach, z poderznietym gardlem.

Lonerin zacisnal zeby. Z pewnoscia byla to Gildia. Wszyscy wiedzieli, ze Aramon prowadzil rozpoznanie w tej sprawie. Przypomnial sobie, ze kilka dni wczesniej mistrz Folwar wypytywal go o Gildie.

— Ty znasz ja najlepiej z nas wszystkich. Lonerin wzdrygnal sie.

— Chodzilo o moja matke, mistrzu…

— Ale moze ona ci cos powiedziala…

— Bylem bardzo maly.

— Rozumiem twoj bol, Lonerinie, ale kiedy przyszedles do mnie, powiedziales, ze chcialbys, aby to twoje cierpienie moglo przyniesc owoce, aby moglo stac sie czyms pozytecznym… Teraz nadszedl odpowiedni moment.

Lonerin zorientowal sie, ze tak zacisnal dlonie, az zbielaly mu knykcie. Ze zloscia zdal sobie sprawe, ze wspomnienie matki wciaz wywoluje w nim zbyt silny gniew.

— Popatrz!

Glos Theany przerwal potok jego mysli i sklonil go do skierowania wzroku na drzwi do Sali Rady. Powoli sie otwieraly.

W swietle, ktore przebijalo sie ze srodka, zobaczyl krola i czarodziejow zgromadzonych wokol wielkiego kamiennego stolu. Jego udreczony nauczyciel, siedzacy po przeciwnej stronie sali, prawie osunal sie na swoim fotelu.

Ordynans, ktory otworzyl drzwi, zwrocil sie teraz do oczekujacych:

— Mozecie wejsc. Wszyscy obecni starali sie zachowac pewna godnosc, ale nie potrafili powstrzymac sie przed bezladnym wtargnieciem do srodka.

— Widze, ze jestescie wymeczeni — zwrocil sie Lonerin do swojego mistrza.

Starzec sprawial wrazenie skrajnie kruchego. Jego dlonie byly kosciste, a skora tak przezroczysta, ze przebijala spod niej siatka zyl; na chudej czaszce roslo niewiele juz dlugich do ramion, bialych wlosow. Jego cialo spoczywalo luzno na wysokim fotelu wyposazonym w pare drewnianych kol.

Z wielkim wysilkiem odwrocil sie do swojego ucznia, popatrzyl na niego niebieskimi, niesamowicie glebokimi oczami i usmiechnal sie do niego lagodnie.

— Jestem tylko troche zmeczony, Lonerinie, nic poza tym. Bylo ciezko — powiedzial Folwar.

Chlopak polozyl mu dlon na ramieniu, a staruszek ja uscisnal. Lonerin nagle poczul sie spokojny. Teraz dowie sie prawdy.

Kiedy wszyscy zajmowali miejsca w wielkiej okraglej sali, Lonerin rozejrzal sie wokol. Szybko znalazl osobe, ktorej szukal — tego, ktory wzbudzal jego pelen podziw — Ido. Siedzial on w kacie, w swoim zwyklym wojennym stroju, ktory nosil stale, nawet poza polem bitwy: stary i wyblakly skorzany pancerz, zawsze przymocowany u boku miecz, na ramionach prosty plaszcz z kapturem na wpol opuszczonym na twarz, ale nie na

Вы читаете Sekta zabojcow
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату