Dziewczyna ze swiatyni — ta, ktora widzial przelotnie, kiedy jeszcze oczekiwal na przyjecie do Domu.

— Ty? — spytala go z niedowierzaniem, a uchwyt na jego gardle nieco zelzal. Poznala go.

Tak czy inaczej, Lonerin uwazal sie za straconego. Zamierzal tylko prosic dziewczyne, aby skonczyla z nim szybko.

Nieoczekiwanie jednak opuscila sztylet.

— Co tu robisz?

Lonerin nie byl w stanie sie odezwac. Mial calkiem suche usta, czul mrowienie w nogach i rekach. Byl oszolomiony, nie rozumial.

Dziewczyna przez moment poczekala na jego odpowiedz, po czym rozejrzala sie wokol badawczo.

— Tu moga nas zobaczyc — stwierdzila.

Oderwala go od sciany, postawila przed soba i ramieniem scisnela mu gardlo. Nie przystawila mu jednak sztyletu do plecow.

— Ruszaj sie.

Pospiesznie przemierzyli sale. Kroki dziewczyny byly szybkie, ale calkowicie ciche, zas jego stopy glosno szuraly po skale.

— Czy koniecznie musisz robic tyle halasu? — warknela.

— Ja… — wyjakal Lonerin, odnajdujac glos.

— Szybko — uciela dyskusje.

Znowu znalezli sie wsrod korytarzy, a nastepnie wslizgneli sie do bocznego odgalezienia, az do drzwi. Dziewczyna otworzyla je nie bez trudu, po czym wepchnela do srodka Lonerina i zamknela je za swymi plecami.

Byla to ciemna i zimna klitka z lozkiem i skrzynia. Znajdowali sie w pokoju Zabojcy. Dopiero po dluzszej chwili Lonerin zdal sobie sprawe z tego niesamowitego osiagniecia, ktore praktycznie spadlo mu z nieba.

Dziewczyna skulila sie obok niego na posadzce.

— Mow cicho, bo nas uslysza — wymruczala. — I nie probuj zadnych sztuczek.

Lonerin po chwili przytaknal, wciaz jeszcze oszolomiony. Teraz mogl lepiej sie przyjrzec dziewczynie. Byla od niego mlodsza i bardzo ladna. Jej rysy niewatpliwie nalezaly do dziewczynki, ktora wkrotce miala stac sie kobieta, ale wyraz twarzy byl dorosly, a co wiecej, podszyty jakims rodzajem milczacego cierpienia, ktore wzbudzilo w nim mieszanke litosci i sympatii. Byla chudsza i bledsza niz ostatnim razem, kiedy ja widzial, ale moze po prostu za pierwszym razem dobrze sie jej nie przyjrzal.

— Jestes Postulantem? — wdzieczny glos przerwal tok jego mysli.

— Dlaczego mnie tu przyprowadzilas? I tak niczego sie nie dowiesz.

Dziewczyna byla wzburzona. Wsunela sztylet do pochwy.

— Juz. Teraz czujesz sie spokojniej?

Lonerin nie wiedzial, co myslec. To mogla byc pulapka. A jednak dziewczyna nie wezwala posilkow, tylko zaprowadzila go do swojego pokoju. To nie mialo sensu.

— Dlaczego mnie tu przyprowadzilas? — powtorzyl.

— Zeby zrozumiec.

Lonerin pomyslal, ze moze atak bedzie dobrym pomyslem.

— A ty, co tam robilas? Zabojcy nie kreca sie o tej porze…

Dobrze wyczul. Dziewczyna zarumienila sie lekko.

— Zrobmy tak. Ja odpowiem na twoje pytania, a ty na moje. W porzadku?

To byla najbardziej absurdalna i niebezpieczna rozmowa, jaka kiedykolwiek prowadzil.

— Dobrze.

Powiedzial to instynktownie, w nadziei, ze to wlasciwa odpowiedz.

— Ty nie jestes zwyklym Postulantem, prawda? Zrozumialam juz w momencie, kiedy zobaczylam cie w swiatyni. Lonerin poczul sie dotkniety.

— A na jakiej podstawie opierasz ten swoj wniosek?

Dziewczyna wzruszyla ramionami.

— Prawdziwi Postulanci nie maja zadnego powodu do zycia poza pragnieniem, ktore nimi kieruje. Twoje oczy byly wypelnione sprawami.

Lonerin zaczal sie pocic. Byla bystra. U innych jego przedstawienie nie wzbudzilo podejrzen.

— Jak masz na imie?

— Lonerin. A ty?

— Dubhe.

Szybka odpowiedz pocieszyla go. Moze to nie byla pulapka.

— No wiec? — ponaglila.

— Co tam robiles? I kim jestes?

— Ty zacznij.

Dubhe zrobila niezadowolona mine, ale zaczela.

— Szukalam przejscia do mieszkan Straznikow. Wiem, ze znajduje sie w tamtej sali.

Lonerin nic nie rozumial.

— Straznikow?

— Zabojcow wyzszego stopnia, tych w gorsetach z kolorowymi guzikami.

Natychmiast zaswital mu obraz Straznikow kontrolujacych Postulantow.

— A co, spia gdzie indziej?

— Wlasnie.

— A skad ta cala tajemniczosc? Wy nie mozecie poruszac sie tak jak chcecie?

— Nie wszyscy. Ja nie.

— A dlaczego?

Dubhe usmiechnela sie.

— Ja powiedzialam ci o sobie. Zanim pojde dalej, ty opowiedz mi cos na swoj temat.

Lonerin znow zaczal sie pocic. Co teraz? Ile mogl powiedziec?

— Przychodze z zewnatrz i prowadze rozpoznanie. Milczenie, ktore zapadlo, trwalo bardzo krotko.

— Jaki rodzaj rozpoznania?

— Na temat Gildii…

— Na czyje zlecenie? Lonerin zawahal sie. Ryzykowal zaprzepaszczenie wszystkiego.

— Nie moge ci tego powiedziec.

— No dobrze… To nie ma znaczenia, przynajmniej na razie.

Czy szukales tego, co ja?

Tego zatem chciala, wymiany informacji.

— Nigdy nie slyszalem o przejsciu, o ktorym mowisz.

Dziewczyna spojrzala na niego przeciagle i badawczo.

— Posluchaj, nie jestem tu po to, aby szukac sekretnych przejsc czy czegos w tym stylu, ja…

Nagle poczul, jak prawda cisnie mu sie na usta. Nie rozumial dobrze, z czego to wynika, ale ufal tej dziewczynie i wydawalo mu sie to czyms niebywalym. Byla to nieznajoma, ktora nakryla go, kiedy robil cos nieskonczenie niebezpiecznego, a co wiecej — byla wrogiem. A jednak jej ufal.

— Jestem czarodziejem — skapitulowal. — Staram sie wybadac, co kombinuje Gildia. Wiem, ze istnieje jakis plan, cos wielkiego. Zbieram informacje.

Dubhe kiwnela glowa.

— I chcesz tego dokonac jako Postulant?

— Znasz inny sposob?

Dziewczyna oparla sie plecami o sciane i spojrzala w gore.

— Nie, rzeczywiscie me.

— I co teraz zrobisz?

Lonerin czekal.

— Ja nie jestem Zwycieska. Pozwole ci odejsc i na tym koniec.

Nie interesuje mnie, jak skonczy to miejsce: jesli zniknie czy sie pograzy — tym lepiej.

W jej glosie slychac bylo dziwna rezygnacje, uspiony bol — ten sam, ktory Lonerin dostrzegl w jej oczach

Вы читаете Sekta zabojcow
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату