kragle, nogi dluzsze i piersi, ktore pecznieja nagle, bez zapowiedzi. To znajdujaca sie w niej kobieta pragnie wyjsc na powierzchnie, to jej kobiecosc, raz w miesiacu pukajaca do drzwi.

Czasami podoba sie sobie. Przeglada sie w wodzie balii, w ktorej sie kapie, i uwaza sie za ladna ze swoja dziecieca twarzyczka i nabrzmialymi piersiami. Zarumieniona zastanawia sie, czy moglaby kiedykolwiek spodobac sie Mistrzowi, czy ta jej zaledwie zarysowana kobiecosc moglaby go pociagac. Gdyby kiedykolwiek miala poslubic lub pokochac kogos, nie moglby to byc nikt inny. tylko on.

Odpedza te mysli, mocno potrzasajac glowa, a kropelki z jej wlosow uderzaja o powierzchnie wody i spadaja na podloge wokol niej. Bo czasami czuje, ze nie chce byc kobieta. Chcialaby nie miec zadnej plci, tylko w ten sposob moglaby naprawde i w pelni sluzyc Mistrzowi. Chcialaby byc taka jak on, zmieniac sie tak, aby stac sie jego obrazem. Smiercionosna jak on, elegancka jak on — tego by wlasnie pragnela, ale jej cialo jej to uniemozliwia: jest murem oddzielajacym ja od osoby, ktora najbardziej kocha.

I podczas gdy natura toczy sie swoim rytmem i lata ja modeluja, rowniez szkolenie przebiega owocnie. Teraz Dubhe juz zawsze towarzyszy Mistrzowi i odkrywa, ze on jej ufa. Trucizny takze z reguly przygotowuje ona, odpowiedzialna jest tez nawet za wiekszosc negocjacji. Tylko zlecenia w Krainie Slonca, ktore jeszcze sie zdarzaja, sa w calosci w rekach Jenny, a oni od czasu do czasu jezdza tam dla jakiejs zyskownej umowy.

Dubhe czuje — wie — ze ten moment sie zbliza. Wkrotce nadejdzie pora, aby to ona zabila. Czasami mysli o tym, jak to bedzie, co wtedy poczuje. Widziala to wiele razy, tak wiele, ze juz stracilo to dla niej znaczenie. Ale rozumie, ze zrobic to wlasnorecznie, to cos innego. A poza tym jest Gornar, bedacy dla niej niezmywalnym wspomnieniem, rana, ktora zawsze krwawi.

Moze asystowac przy morderstwie, ale nie moze patrzec w oczy zmarlego. Nie potrafi. Jest pewna, ze gdyby spojrzala w te zrenice w ostatnim mgnieniu zycia, zobaczylaby siebie sama i Gornara, wyrok bez mozliwosci odwolania sie.

Mysli o tym, mysli o tym zawsze.

A potem nadchodzi ten moment, nieoczekiwanie, niespodziewanie zarowno dla niej, jak i dla Mistrza.

Chodzi o zlecenie, jakich wiele. Bedzie asystowac Mistrzowi, jak zawsze, i jak zwykle ostatnio to ona prowadzi negocjacje.

Spotyka sie z mezczyzna w pobliskim miescie. Deszcz pada nieprzerwanie. Przez jakis czas kaptur jej plaszcza wytrzymywal, ale teraz jest juz przemokniety, a kiedy Dubhe wchodzi do gospody, ktora razem z mezczyzna wybrali do prowadzenia pertraktacji, zimne dreszcze przebiegaja jej po plecach. Moze to zwiastuny choroby, a moze zwykla obawa, ktora odczuwa za kazdym razem, kiedy idzie negocjowac czyjas smierc.

Stojacy przed nia mezczyzna jest dosc niski i sam tez wydaje sie przestraszony. Ma mala lysa glowe i pulchne cialo dziecka.

Mowi szybko, niespokojnie i bez przerwy rozglada sie na boki.

— Nie zachowujcie sie z taka ostroznoscia — mowi do niego Dubhe ze swoim zwyklym chlodem. — Takie zachowanie bardziej rzuca sie w oczy.

Nic z tego. Jej ostrzezenie jeszcze bardziej stawia go na bacznosc.

Opowiada jej historie zemsty, w ktorej Dubhe gubi sie juz po chwili. Chodzi o jakies blahostki miedzy drobnymi moznymi, glupimi feudalami, probujacymi kopac pod soba nawzajem dolki, blisko granicy, gdzie juz rzadzi wojna. Mezczyzna jest wyslannikiem pomniejszego porucznika, ktory chce odegrac sie na swoim rownym ranga kompanie i zmeczyl sie czekaniem, az wojna wyreczy go w zemscie.

— Mezczyzna, ktorego twoj pan ma zabic, ma chyba siedem zyc, jak koty. Poza tym to tchorz, zawsze chroni sie na tylach i nigdy nie walczy w pierwszym szeregu…

Dubhe siedzi ogluszona tym gadulstwem, malostkowoscia tych wszystkich opowiesci o drobnych urazach i czlowieczkami, ktorzy sadza, ze przez zabojstwo stana sie wielcy.

Czy to dla takich glupot sie zabija?

— Powiedzcie mi, co mam zrobic. Czlowieczek okresla jej czas i miejsce.

— Szescset karoli.

Zwykla taktyka, na ktora mezczyzna w pelni daje sie nabrac, Wreszcie Dubhe wychodzi z lokalu z rysunkiem swojej ofiary i nowa praca dla Mistrza.

Wieczorem opowiada wszystko Mistrzowi. Spotkanie, negocjacje, zadanie.

— Mezczyzna, o ktorego chodzi, znajduje sie o dzien drogi stad, opuscil pole bitwy na przepustke, tak powiedzial mi ten typ.

Mistrz w zamysleniu drapie sie po brodzie.

— Mysle, ze pierwsza rzecz, jaka musimy zrobic, to udac sie tam, gdzie on jest. Poczynic jakies obserwacje o jego ruchach i moze warto wejsc w kontakt z kims ze sluzby.

— Trzeba wyruszyc jutro. Przepustka trwa tydzien, czasu jest malo i trzeba sie pospieszyc.

— Mysle, ze to swietny pomysl.

Dubhe usmiecha sie. Od jakiegos czasu Mistrz bierze pod uwage jej sugestie i pozostawia jej rozeznanie prawie w calosci Czuje sie dumna z tego zaufania i jest zadowolona, ze moze mu sie przydac, po tym wszystkim, co dla niej zrobil.

Wciagu nastepnych dni Dubhe po uszy zanurza sie w pracy. Ona i Mistrz zatrzymuja sie w gospodzie, przedstawiajac sie jako ojciec i corka, chociaz oberzysta poczatkowo wzial ich za jakas mloda pare lub cos w tym stylu. Mistrz prawie sie rozzloscil, slyszac te insynuacje, a ona zaczerwienila sie, mile polechtana. Zreszta Mistrz wcale nie jest az tak bardzo od niej starszy, z pewnoscia nie na tyle, aby byc jej ojcem.

Dni spedza na rozpoznaniu, kontrolujac dom ofiary i sledzac jej ruchy. Wszystko, czego sie dowiaduje, skrupulatnie referuje Mistrzowi. Dopiero pod sam koniec on bierze sytuacje w swoje rece i robi ostatni obchod.

Ktoregos wieczoru objasnia jej strategie.

— Zastawie zasadzke w lesie. Umowilem sie ze stangretem ofiary. Przyprowadzi mi go niedaleko stad, w odludne miejsce. A kiedy skoncze, zabije tez stangreta.

Dubhe zaskakuje ta wiadomosc. Zna tego czlowieka, rozmawiala z nim kilka razy podczas swoich dociekan.

— Dlaczego stangreta? No, w koncu, czy ci nie pomogl?

Natychmiast zdaje sobie sprawe z glupoty swojego pytania.

I rzeczywiscie: Mistrz przez kilka sekund patrzy jej w oczy spojrzeniem, ktore Dubhe dobrze zna, z milczaca nagana.

— Co ci mowilem?

Dubhe opuszcza wzrok.

— No tak… to swiadek.

Wychodza, kiedy noc jest juz gleboka i ciemna. Dubhe patrzy w gore. Nie ma ksiezyca. Do tego typu prac potrzeba niewiele swiatla.

Otula sie plaszczem. Jak zawsze, kiedy towarzyszy Mistrzowi, targa nia wiele roznych, sprzecznych ze soba emocji. Podniecenie, strach, wyrzuty sumienia. I za kazdym razem czuje sie oszolomiona.

Zaczajaja sie w krzakach.

Oboje poruszaja sie takimi samymi, zwinnymi i cichymi ruchami. Robia bardzo niewiele halasu.

Oczekiwanie odmierzaja precyzyjne i spokojne ruchy Mistrza. Dubhe podaje mu strzaly, a on wyjmuje z pochwy sztylet.

Mijaja minuty, moze godziny — Dubhe nie potrafi powiedziec Podnosi sie wiatr i szelesci listowiem. To im pomaga; im wiecej dzwiekow, tym mniejsza mozliwosc, ze ktos ich uslyszy.

Wreszcie dociera do nich odglos konskich kopyt, poruszajacych sie po suchych lisciach. Dubhe kladzie dlon na sztylecie. Zwykly srodek ostroznosci, do ktorego juz sie przyzwyczaila, od kiedy zaczela pomagac Mistrzowi.

On jest gotowy, reka na sztylecie, juz nagim.

Potem glosniejszy halas: karoca przyspiesza i slychac daleki sploszony glos.

— Ale co…

Karoca nagle przejezdza przed nimi. Dubhe widzi, jak konie jada prosto na nia, zadyszane, z rozszerzonymi nozdrzami. Jest ciemno, ale jej oczy sa wycwiczone i dobrze je widzi.

Sa za blisko — instynktownie sztywnieje. Wlasnie w chwili, kiedy wydaje jej sie, ze zaraz na nia wpadna, karoca obraca sie i hamuje.

Вы читаете Sekta zabojcow
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату