— Znasz ja?

— Nie wiem, ale z twojego opisu wynika, ze to ksiega Zakazanej Magii. To zazwyczaj bardzo stare ksiazki — mowi sie, ze w bibliotece Tyrana bylo ich pelno.

Dubhe poczula lodowaty dreszcz schodzacy jej w dol plecow.

— Jak stara ci sie wydala?

— Nie wiem… bardzo… i przede wszystkim w zlym stanie.

Zapadla cisza. Dubhe wiedziala, ze powinna juz isc, ze ryzyko, iz ja nakryja, wzrasta z kazda kolejna minuta, jaka tam spedza. Jednak bylo jeszcze cos, co musiala powiedziec.

— Gildia czci Astera jako proroka.

Oczy Lonerina powiekszyly sie ze strachu.

— Co?

— Wedlug nich Aster byl najwiekszym z wyslannikow Thenaara, i cala potwornosc, jaka za soba zostawial, nie byla niczym innym, tylko proba osiagniecia czasow przyjscia Thenaara. W Domu wszedzie sa jego posagi.

Lonerin zacisnal dlon na ramieniu Dubhe. Zaklal.

— Tamtej nocy nie powiedzialam ci o tym… nie przyszlo mi do glowy…

— To niewazne… niewazne…

Spojrzal na nia przestraszony.

— Pospiesz sie. Mam wrazenie, ze sprawy maja sie o wiele gorzej, niz sadzila Rada.

Nastepnego dnia wczesnym rankiem Dubhe zawiadomila Rekle, ze nie bedzie jej przez caly dzien.

— Musze zobaczyc sie z moim informatorem. Moze sie zdarzyc, ze nie wroce na noc.

Rekla sarkastycznie wzruszyla ramionami.

— Za duzo czasu ci to zajmuje, wiesz o tym. Cos sie za tym kryje, ale chce wierzyc w twoja inteligencje. Zostalo jeszcze dziesiec dni, a jezeli ci sie nie uda, wiesz, co cie czeka.

Dubhe zacisnela piesci i przelknela zlosc.

— Nie boj sie, znam swoja powinnosc.

— Mam nadzieje.

Wyszla ze swiatyni biegiem, swiadoma, ze czas pozostajacy do jej dyspozycji jest praktycznie zaden. Jeden dzien na rozwiazanie tajemnicy. I musiala przygotowac napoj magiczny.

Z pewnoscia byloby korzystnie miec pod reka Toriego, ale naprawde nie miala czasu, zeby wybrac sie az do Krainy Slonca, aby on przygotowal jej wszystko, co bylo potrzebne. Zadowolila sie wiec malym sklepem z ziolami w pobliskiej wiosce. Zreszta potrzebowala ziol raczej pospolitych.

Trudniej bylo znalezc ten dziwny kamien, ktorego kazal jej uzyc Lonerin, rodzaj bardzo powszechnego wsrod czarodziejow magicznego artefaktu. Kupila go w sklepie z magicznymi akcesoriami.

— Czy jest juz poswiecony? — spytala, jak kazal jej Lonerin.

Sklepikarz baknal, ze tak.

Wreszcie zatrzymala sie na polanie, niezbyt odleglej od swiatyni. Rozpalila ogien, przygotowala rozne skladniki. Nigdy nie odprawiala czarow: w przeszlosci przygotowywala tylko trucizny. Do wymieszania wszystkiego uzyla buteleczki, ktora zawsze przy sobie nosila i ktora teoretycznie przeznaczona byla na krew ofiar.

Eliksir mial bladozielonkawy kolor i byl niezwykle gesty. Nie miala pojecia, jak powinien prawidlowo wygladac, Lonerin jej tego nie powiedzial. Na koncu wlozyla kamien: eliksir gotowal sie przez kilka sekund, po czym przybral rozowawy odcien i nagle stal sie calkiem przezroczysty.

Wypila go jednym haustem, nie zastanawiajac sie.

Nic nie poczula. Ani mrowienia, ani zadnego zlego samopoczucia. Tylko ziolowy smak tej wodnistej cieczy.

Nie zadzialalo… i co teraz?

Wziela ze soba maly, dobrze wypolerowany kawalek stali, jedyny rodzaj lustra, jaki miala w Domu. Przejrzala sie z lekiem.

Dostrzegla raczej mlodego mezczyzne z nieogolona broda i rudawymi wlosami. Wzdrygnela sie. A przeciez Lonerin jej o tym powiedzial.

„Aby przybrac dokladnie okreslona forme, potrzeba by zaklecia. Tak jednak, uzywajac jedynie kamienia z Aule, przyjmiesz wyglad, ktorego nie potrafie przewidziec. Moze jakiejs osoby, ktora znasz, albo wspomnienia… nie wiem. To forma zaklecia dla naprawde poczatkujacych, doswiadczony czarodziej nigdy nie ucieka sie do eliksirow tak prostych i niemozliwych do kontrolowania w pelni”.

Dlon jej zadrzala, schowala lusterko pod szatami.

Nie byla dokladnie taka jak Mistrz, ale bardzo go przypominala. Rozpoznala go, kiedy tylko mignela w stali jego sylwetka i chociaz wiele szczegolow sie nie zgadzalo, jej pamiec poprawila je i ukazala jej obraz tego czlowieka, ktorego tak bardzo kochala, i ktory byl dla niej wszystkim.

Kiedy znalazla sie w swiatyni, poczula sie, jakby popelniala swietokradztwo: wchodzila tam, wygladajac tak podobnie do Mistrza. Tak czy inaczej, cel byl szczytny.

Nonszalancko przemaszerowala przez swiatynie, owinela plaszcz wokol ciala i pograzyla sie w ciasnych korytarzach Domu.

Nie bylo wielkiego ozywienia. Poranek byl pozny i wszyscy byli juz zajeci wlasnymi sprawami. Ci, ktorzy mieli do spelnienia jakas misje, juz wyszli, kto natomiast nie mial zadnego zadania do wypelnienia, modlil sie albo — co jeszcze bardziej prawdopodobne — cwiczyl w sali. Niektorzy medytowali w swoich pokojach. Tak bylo lepiej. Im mniej ludzi spotkala, mniej sie musiala tlumaczyc.

Przeszla przed gabinetem Yeshola na pierwszym poziomie. Przed drzwiami stal mlody ordynans, ktorego Najwyzszy Straznik zabieral ze soba podczas pracy, co znaczylo, ze starzec byl w srodku. Dubhe rozradowala sie wewnetrznie.

Wielka Sala byla na wpol pusta. Ktos pograzony w modlitwie, zadnego Straznika w zasiegu wzroku. Dubhe znikla blyskawicznie w ciemnosci pomiedzy basenami, pewnie otworzyla drzwi. zniknela na schodach. Kiedy tylko postawila noge na drugim poziomie, serce zaczelo walic jej silniej. Na ostatnim stopniu kreconych schodow zawahala sie. Nie slychac bylo zadnego odglosu. Prawdopodobnie nikogo nie bylo, tak jak miala nadzieje.

Kilkoma krokami przebyla sale i, udajac naturalnosc, weszla w korytarz prowadzacy do pokoju Yeshola. Przed nia znajdowaly sie zamkniete drzwi, nie do ruszenia. Tajemnica byla zaledwie o krok, zaraz za nimi.

Dubhe zatrzymala sie. Pozwolila jeszcze swojemu sluchowi wybiec daleko, aby pochwycic nawet najmniejszy halas. Nic. Ani wibracji posadzki, ani szelestow, ani nic innego. Cale pietro wydawalo sie naprawde puste. Nadszedl czas.

Uklekla i wyciagnela maly, na wpol zuzyty wytrych. Dar Jenny. Przed oczami stanal jej jego obraz, jak chudy i wymeczony blaka sie po miescie, ale odpedzila go, kiedy jej dlon precyzyjnie wsuwala wytrych do zamka.

Zimny pot splywal jej z czola. Ostroznie poruszyla rekami i z wielka uwaga przekrecila wytrych. Klik. Pierwsza zapadka z glowy.

Jedna dlonia otarla krople potu, ktora zatrzymala sie na prawej brwi. Dalej zadnego halasu. Wrocila do pracy. Klik. Druga z glowy.

Byla o krok od pokoju. Trzecia zapadka wymagala wiecej pracy, ale w koncu ona tez ustapila. Klik.

W srodku. Po ciemku Dubhe wyciagnela przyniesiona ze soba swiece i zapalila ja. Rozejrzala sie wokol. Pokoj nie roznil sie od kwatery ktoregokolwiek z Zabojcow. Zwykle lozko, ktorego jedynym luksusem byl materac z suchych lisci, lawa skrzyniowa, statua Thenaara. Obok niej rowniez stala figura Astera, lecz, co dziwniejsze, rozmiary obu posazkow byly identyczne. Najwyrazniej Yeshol darzyl Tyrana wyjatkowym oddaniem.

Poza tym szczegolem tylko dwie rzeczy odroznialy ten pokoj od innych: wielkie regaly pelne ksiazek oraz stojace w rogu biurko.

Dubhe natychmiast do niego podeszla. Lezalo na nim wiele pojedynczych kartek, pioro i pergamin. Kaligrafia byla bardzo drobna i wyrafinowana, kartki gesto pokryte slowami. Bylo tez kilka rysunkow.

Dubhe sprobowala przeczytac:

Dwa tomy o sztucznych stworzeniach, biblioteka Astera, od handlarza starzyzna z Krainy Nocy.

Pojedyncze kartki Ciemnej Magii Elfickiej, traktat spisany wlasnorecznie przez Astera, od Arlora.

Perwersja Dusz, w dwoch oprawionych tomach, biblioteka Astera, od Arlora.

Вы читаете Sekta zabojcow
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату