glebi pokoju znajdowaly sie dosc pospolite drzwi. Dubhe podeszla do nich. Byly zniszczone i zamkniete na raczej prosty zamek. Nie tracila czasu; przez kilka sekund pracowala wytrychem, po czym drzwi otworzyly sie przed nia potulnie.
Wnetrze bylo rowniez ciemne, ale raczej male, wiec swieca mogla rozjasnic je bez trudu. Znowu pokoj, znowu polki, ale wiele ksiazek bylo opartych na ziemi albo na wielkim biurku, calkowicie przykrytym kartami pergaminu. Krzeslo, swiecznik i nic poza tym.
Dubhe rzucila sie zachlannie na kartki. To z pewnoscia byl drugi gabinet Yeshola, ten bardziej sekretny.
Pergaminowe karty pokryte byly tym samym drobnym pismem, ktore widziala w jego poprzednim gabinecie, ale tym razem zapiski byly o wiele bardziej chaotyczne. Pourywane zdania, krotkie notatki, podkreslenia i rozsiane wszedzie wykrzykniki.
Ksiega w ciemnogranatowym aksamicie wydawala sie rodzajem pamietnika. Dubhe pograzyla sie gleboko w lekturze. Czula, jak ogarnia ja lodowaty chlod.
Dubhe ocknela sie. Podziemny pokoj. Tam znajdowala sie ostateczna odpowiedz. Ale gdzie on mogl byc? Zamknela pamietnik i odlozyla go na stole, starajac sie ulozyc go dokladnie tak, jak go zastala, po czym zaczela przeszukiwac pomieszczenie.
O istnieniu tego podziemnego pokoju prawdopodobnie wiedzial tylko Yeshol i ponad wszelka watpliwosc mozna bylo tam dotrzec jedynie z jego gabinetu. Nie bylo tu innych drzwi, lecz moze jakies zamurowane sciany, czy jakies ukryte przejscie…
Niecierpliwie szperala wszedzie, ale nie stracila wiele czasu. Najwyrazniej w tym gabinecie znajdujacym sie w glebi biblioteki Yeshol czul sie pewny, bo przycisk, ktorego szukala Dubhe, maly i okragly, kryl sie wlasnie pod biurkiem.
Kiedy tylko go nacisnela, sciana regalow za biurkiem przeslizgnela sie na niewidzialnych zawiasach, otwierajac sie na waskie i strome schodki. Dubhe przebiegla je powoli, wstrzymujac oddech. Pokoj znajdowal sie tam, u podstawy schodow. Byl niewiele wiekszy niz mala jaskinia, pelna wilgoci i plesni. Na scianach wyryte byly skomplikowane pentakle i magiczne symbole czerwone od krwi. Srodek zajmowal postument, a przed nim dwie zapalone swiece. To oltarz. Na postumencie stala szklana gablota a w srodku tkwila bladoniebieska wirujaca kula, jakby ozywiana jakims dziwnym rodzajem wewnetrznego ruchu.
Dubhe zatrzymala sie w doskonalej ciszy tego miejsca wypelnionego niezdrowym mistycyzmem, swietokradcza adoracja. Czy to wlasnie byl nie wiadomo skad wezwany duch? Czy to byla dusza czekajac na cialo Pol-Elfa?
Zblizyla sie z drzeniem i spojrzala na kule. Poczatkowo wydala jej sie calkiem nieksztaltna: nic innego, tylko ciekla, mleczna kula. Kiedy jednak jej oczy przyzwyczaily sie do tego bladego swiatla, dojrzala sekret tego przedmiotu. W jego centrum znajdowala sie wirujaca twarz o nieokreslonych konturach, ktora wydawala sie prawie cierpiaca. Niewyrazna, ale rozpoznawalna. Bylo to dziecko o niepokojacej urodzie, wielkich oczach, puszystych loczkach okalajacych niemal doskonaly, ledwo zaokraglony dziecieca pulchnoscia owal, z para dlugich, wdziecznych i spiczastych uszu. Bylo identyczne, jak rozstawione po calym Domu posagi.
Aster.
Dubhe podniosla dlon do twarzy i cofnela sie. Dziecko zdawalo sie patrzec na nia wodnistymi oczami, a jego spojrzenie nie bylo gniewne, nie wyrazalo potegi. Bylo tylko smutne, ponad wszelkie pojecie. Dubhe poczula, jak to spojrzenie ja pochlania.
Nagly halas przerwal strumien jej mysli. Drzwi trzaskajace w oddali. Ktos wszedl do biblioteki.
Przerazona Dubhe biegiem przemierzyla schody, wrocila do gabinetu i zatrzasnela drzwi, zamykajac je za soba.