5. Zasadzki

Dubhe zabrala sie do pracy od razu, juz nastepnego dnia. Sprawa zapowiadala sie zlozona i trudna, wymagala zatem skrupulatnych przygotowan.

To byla jej ulubiona czesc calego przedsiewziecia. Sam akt kradziezy pozostawal zwyczajnym obowiazkiem, interesujacym ja tylko z uwagi na lekkie poczucie ekscytacji, jakie w niej wzbudzal, i pieniadze, ktore w ten sposob zdobywala. Rozpoznanie bylo natomiast czyms zupelnie innym.

Poza tym byla to rzadka okazja do nawiazania kontaktu z ludzmi. Mistrz nauczyl ja, jak zabijac czlowieka oraz gdzie i w jaki sposob wymierzac ciosy. Przez dlugi czas bylo to wszystko, co wiedziala na temat ludzi — o calej tej masie osob poza ich mala rodzina, tworzona przez nia i przez Mistrza. O tym, jak zyja normalni ludzie, nie wiedziala prawie nic. Przeprowadzanie rozpoznania stalo sie sposobem na marzenie o zyciu, na przyjrzenie sie mu i otarcie sie o nie przynajmniej przez chwile.

Poczatkowo blakala sie wokol domu Thevorna noca. Na zewnatrz bylo zazwyczaj dwoch wartownikow: jeden ustawiony przy wejsciu, a drugi spacerujacy wzdluz palacowych murow. Dubhe wielokrotnie okrazyla posiadlosc, a kiedy juz poczula sie pewnie, weszla do obszernego ogrodu. Nauczyla sie rozpoznawac kazda rosline, kazdy kamien w murze, sprawdzila, jakim krokiem poruszali sie wartownicy, poznala ich zwyczaje. Nawet jej oddech zsynchronizowal sie z oddechem dwoch mezczyzn.

Z zewnatrz udalo jej sie zrozumiec wiele rzeczy dotyczacych wnetrz. Na podstawie obserwacji dziewczyna wykonala szkic domniemanego rozmieszczenia pokojow.

Nastepnie stwierdzila, ze czas wejsc w kontakt z kims miejscowym, kims, kto bylby sklonny poopowiadac jej bez skrupulow o domu i jego zwyczajach. Wypatrzyla pewna dziewczynke, corke sluzacej pracujacej tam od lat. Miala szczera, uczciwa buzie i naiwnosc wlasciwa osobkom w jej wieku, wydala sie wiec idealna osoba.

Zaczepila ja na jednym z wielkich targow w Makracie, kiedy stala niezdecydowana, ktore jablka kupic. Nietrudno bylo nawiazac rozmowe — byly prawie rowiesnicami.

Dziewczynka, Man, nie dala sie dlugo prosic. Wpadly jeszcze na siebie na targu kilka razy, dziwiac sie niepomiernie tym nieoczekiwanym zrzadzeniom losu, i tak nawiazaly blizsza znajomosc.

Jak Dubhe doskonale przewidziala, Man byla otwarta i naiwna, gotowa obdarzac wszystkich zaufaniem.

Dubhe podala sie za sluzaca i wymienila nazwisko bardzo slawnej rodziny, ktorej dom miala okazje zwiedzic podczas pewnego wlamania na poczatku swojej kariery. Bardzo szybko wspolne narzekanie na kaprysy panstwa niepostrzezenie przerodzilo sie w dyskusje o zwyczajach rodzin, u ktorych sluzyly.

— Pan czuje sie w domu bardzo bezpiecznie, to dlatego nigdy nie wychodzi. Ale zawsze zachowuje srodki ostroznosci: na przyklad ma trzy sypialnie i co noc wybiera, w ktorej bedzie spal.

Dubhe tak podejrzewala. Co noc zmienialo sie swiatlo, ktore gaslo w domu jako ostatnie. To lekko komplikowalo cala sprawe. Bedzie zatem musiala przeszukac trzy rozne pokoje. Nic wielkiego.

— Tak, to prawda, ma lekka obsesje na punkcie bezpieczenstwa… Wlasciwie to nie wiem, dlaczego, rozumiesz… Moze to starosc; moja matka mowi, ze w pewnym wieku czlowiek… — Man zrobila wymowny gest, pukajac sie palcem w skron. — No i dlatego przed jego pokojem zawsze stoi wartownik.

Dubhe usmiechnela sie, a jej mysli pedzily jak szalone.

W tym okresie spala bardzo niewiele. Zawsze tak bylo przed wykonaniem zadania. Noce spedzala na obserwacjach, a dni na urabianiu sobie Man. Wracala do domu o swicie i przez pare godzin odpoczywala. Czesto nawet wolala wcale nie klasc sie spac, ale raczej trwac na rozmyslaniach. Wtedy udawala sie do Ciemnego Zrodla i nasluchiwala. Koncentrowala sie na dzwiekach tego ponurego miejsca, dopoki jej umysl calkiem sie nie oczyscil i nie slychac bylo niczego poza przyroda, jakas roslina posrod innych roslin, czy ziemia stapiajaca sie z ziemia.

Tego cwiczenia nauczyl ja Mistrz, dawno, jeszcze na poczatku jej szkolenia. Mialo ono pomoc wyciszyc sie przed robota.

To zdarzylo sie jednego z takich wieczorow. Dubhe postanowila, ze tej nocy nie pojdzie do palacu. Po ogrodzie moglaby juz poruszac sie z zamknietymi oczami, a zwyczaje pana rowniez byly jej raczej znane.

Po kolacji, kiedy zapadl calkowity mrok, poszla do Ciemnego Zrodla. Widac bylo tylko niewyrazne gwiazdy, slabo polyskujace nad jej glowa.

Usiadla przed zrodelkiem i napila sie troche wody, aby calkiem sie rozbudzic i zachowac jasnosc umyslu. Na ziemi bylo miekko, pelno suchych lisci. Zblizal sie listopad.

Dubhe sprobowala zamknac oczy, starajac sie zrelaksowac, ale byla nadzwyczaj spieta. Wydawalo jej sie, ze jest w jakis sposob zagrozona, mimo ze jedynymi dzwiekami, ktore slyszala, byl jek drzew targanych wiatrem i powolne kapanie wody.

Wmawiala sobie, ze to nic takiego, ale jej szosty zmysl nigdy dotad jej nie oszukal.

Skoncentrowala sie na odglosach. Miala naturalny dar rozpoznawania rytmicznych dzwiekow. Umiejetnosc te udoskonalila przez lata szkolenia. Skrzypienie drewna pod uderzeniami wiatru. Szmer lisci jeszcze trzymajacych sie galezi. Woda. Woda regularnymi kroplami spadajaca do zrodelka. Pelny i doskonaly dzwiek kropli wpadajacej do malego lustra wody, jego slabe echo na czarnych scianach rozpadliny.

Potem jakis nagly, zupelnie niepasujacy odglos i jednoczesnie lekki bol, jakby uklucie, na przedramieniu.

Cialo zareagowalo zamiast niej. Dlon blyskawicznie podazyla do nozy, ktore zawsze miala przy sobie. Nie musiala nawet myslec. Ostrze zablyslo przez moment i zaraz po tym uslyszala stlumiony jek i cichy, gluchy odglos upadku.

Serce podskoczylo jej do gardla. Zrobilo jej sie ciemno przed oczami, a mysl pobiegla do tamtej nocy sprzed wielu lat, do tych samych nozy, ktore rzucila i ktore dosiegnely celu, a potem jeszcze dalej w przeszlosc, az po widok wytrzeszczonych na nia bialych oczu, oczu, ktorych nigdy nie udalo jej sie zapomniec, oczy Gornara, ktore co noc przychodzily, by ja oskarzac.

Dzwiek wlasnego zdyszanego oddechu sprawil, ze sie ocknela. Polane wypelniala cisza.

Najpierw obejrzala sobie ramie. Z gornej czesci przedramienia wyplywala struzka krwi. Nietrudno bylo zrozumiec, dlaczego. W ciele tkwila cieniutka igla. Trucizna. Oczywiscie.

Ruszyla w kierunku, z ktorego dobiegl jek. Drzala, pewnie z powodu zdenerwowania tymi dwoma goraczkowymi sekundami, a przynajmniej tak sobie mowila.

Zblizyla sie, zachowujac ostroznosc. Na ziemi lezala jakas postac, nieruchoma i blada w swietle ksiezyca, z nozem tkwiacym w piersi.

Moze nie umarl.

Podeszla jeszcze blizej i przyjrzala sie dokladniej. To bylo prawie dziecko! Chlopak. Juz nie oddychal.

Dubhe zacisnela piesci, zamknela oczy i odpedzila obrazy, jakie budzilo w niej to cialo.

Do diabla.

Odwrocila wzrok od jego twarzy, probujac przeanalizowac jego stroj. U boku mial sztylet. Czarny, pochwa i rekojesc w formie weza. W dloni trzymal dmuchawke. Niewatpliwie probowano go jakos zamaskowac, ale kazdy element wskazywal na Gildie. Bron, ktorej uzywali tylko Zabojcy z Gildii, mlody wiek chlopca, a nawet sposob, w jaki ja zaatakowal.

To odkrycie zagluszylo wszystko inne, nawet drzenie, w jakie wprawilo ja to nieprzewidziane zabojstwo.

Oderwala od niego spojrzenie i co tchu popedzila do groty. Wiedziala, ze jezeli naprawde zostala otruta, nie powinna biec jak szalona, ale wszystkie antidota, jakie znala, byly wlasnie tam.

Kiedy tylko weszla do domu, rzucila sie do polek. Umiala swobodnie poruszac sie wsrod tych wszystkich buteleczek, rozrozniala je po prostu po kolorze. Znala trucizny uzywane przez Gildie. Teraz porozstawiala flakoniki na stole i dopiero wtedy sie zatrzymala.

Przeanalizowala stan swojego ciala tak, jak zrobilby czarodziej lub kaplan. Czula sie dobrze. Nadspodziewanie dobrze. Byla zadyszana, ale spowodowal to tylko bieg; serce bilo jej szybko, ale mocno i regularnie. Widziala dobrze, nie bolala jej glowa ani nie miala zawrotow. Nie znala zadnej trucizny, ktora po kilku minutach od wstrzykniecia nie dalaby zadnych efektow. Popatrzyla na igle, ktora jeszcze sciskala kurczowo w dloni. Byla ledwo ledwo czerwona na czubku. Jej szkarlatna krew. Nic poza tym.

Na wszelki wypadek i tak zazyla rozne antidota, po malej dozie kazdego. Tak uczyl ja Mistrz, ale nigdy dotad nie miala okazji wprowadzic tej rady w zycie. Modlila sie, zeby dobrze przypomniec sobie dawki i zeby odtrutki zadzialaly.

Вы читаете Sekta zabojcow
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату