skorzany gorset z jaskrawymi niebieskimi guzikami, raczej grube spodnie i wysokie buty. Przy pasie dobrze widoczny dlugi sztylet, rowniez czarny.
Mezczyzna patrzy na Dubhe z natarczywoscia, usmiecha sie do niej — nie podoba jej sie. Jest w tym usmiechu cos okropnego i zlowrogiego. Nie oddala sie ani nie zbliza, po prostu patrzy na nia i tyle, caly czas usmiechajac sie; potem, tak jak przyszedl, tak i odchodzi.
Wieczorem Dubhe dalej czuje sie niespokojna z powodu tego spotkania. Nie wie, co ja przestraszylo, ale bardzo ufa swojemu szostemu zmyslowi. Chcialaby porozmawiac o tym z Mistrzem, ale nawet nie wie, co dokladnie moglaby mu powiedziec. Dlatego milczy i ma nadzieje, ze tamten juz nie wroci, ze bylo to spotkanie przypadkowe i bez znaczenia.
W ciagu nastepnych dni Dubhe wciaz jest niespokojna. Kiedy cwiczy, jest zdekoncentrowana, ciagle spieta i sklonna do wybuchu. Mistrz to zauwazyl.
— Cos cie martwi?
Dubhe podnosi wzrok, udajac zdumienie. Tak naprawde oczywiscie spodziewala sie tego pytania.
— Nic.
— Powiedz raczej, ze nie chcesz ze mna o tym rozmawiac.
— Nie ma niczego, o czym bym z toba nie rozmawiala, wiesz o tym. — To prawda.
— Z pewnoscia sa sprawy, o ktorych nigdy bys mi nie powiedziala.
Dubhe rumieni sie. Zastanawia sie, czy Mistrz naprawde wie, co ona przed nim ukrywa.
— Wszyscy maja jakies tajemnice — konkluduje, a ona oddycha z ulga.
Ma nadzieje, ze wszystko sie na tym zakonczy, ale nastepnego dnia znow czuje sie niespokojna, i to jeszcze bardziej. Mowi sobie, ze nie ma ku temu powodow i ze musi zachowac spokoj.
Przed poludniem rozlega sie pukanie.
Jest to okres przestoju w pracy i tak sie sklada, ze zarowno Dubhe, jak i Mistrz sa w domu. Jak zawsze jednak to ona otwiera drzwi.
Natychmiast sztywnieje. Stoi przed nia tamten mezczyzna, z tym samym zlym usmiechem wymalowanym na twarzy.
— Czesc Dubhe. Szukam Sarnka.
Dubhe nawet sie nie zastanawia, skad ten typ zna jej imie. Koncentruje sie tylko na drugim.
Usmiech na twarzy mezczyzny staje sie jeszcze szerszy.
— Zdaje sie, ze go znalazlem.
Dubhe odwraca glowe i widzi za soba Mistrza. Ma twarz sciagnieta zloscia, a w dloniach sztylet. Knykcie zacisniete na rekojesci sa biale.
Czego chcesz? — pyta przez zeby.
Mezczyzna caly czas sie usmiecha.
— Widze, ze jestes raczej spiety… noz wcale nie jest tu potrzebny. Jak widzisz, ja go nie wyjalem.
Mistrz jednak caly czas go mocno trzyma.
— Dubhe, odsun sie.
Dziewczyna nie kaze sobie tego dwa razy powtarzac. Nagle atmosfera zrobila sie lodowata, a ona sie boi.
— Powtarzam ci, zebys odlozyl ten sztylet na miejsce. Nie jestem tu po to, aby wyrzadzic ci krzywde.
— Wybacz, ale ci nie uwierze.
— Rzeczywiscie, masz do tego prawo, ale w koncu ja i ty spedzilismy razem wiele lat. Nie moglbys zaufac mi w imie starych czasow?
— Gildia jest zdradliwa.
— Gdybym chcial zabic ciebie lub dziewczynke, juz bym to zrobil, nie sadzisz? A przeciez zapukalem do drzwi, a moj noz i reszta broni sa na swoim miejscu. Nie wydaje ci sie to deklaracja dobrych zamiarow?
Mistrz przez jakis czas stoi nieruchomo, mierzac wzrokiem tego czlowieka, ze sztyletem jeszcze scisnietym w dloniach i gotowym do uzytku. Dopiero po chwili rozluznia sie i opuszcza uzbrojone ramie.
— Powtarzam, czego chcesz?
— Porozmawiac z toba.
— Nie mam ci nic do powiedzenia.
— Ale ja mam… Przynosze ci przebaczenie. Mistrz usmiecha sie drwiaco.
— Z pewnoscia go nie potrzebuje.
— Mowisz? A jednak przez te wszystkie lata nic tylko uciekales: to znak, ze boisz sie kary. Mistrz zgrzyta zebami.
— Streszczajmy sie.
Mezczyzna usmiecha sie prawie dobrotliwie.
— Jest to rowniez i moim pragnieniem.
Wchodzi do domu. Dubhe patrzy na niego z lekiem. On odwzajemnia jej sie spojrzeniem spod oka, pelnym dziwnych ukrytych znaczen, ktorych ona nie potrafi pojac.
— Dubhe, wyjdz na zewnatrz.
Dziewczyna gwaltownie odwraca sie do Mistrza.
— Dlaczego?
— Bo jestem zajety! — wybucha gniewnie. — Przestan pytac ”dlaczego?”, kiedy wydaje ci polecenie, jasne? Ja jestem nauczycielem, a ty glupia uczennica. Rob, co ci mowie, i zadnych dyskusji.
Dubhe czuje sie upokorzona tym wybuchem, ale nie moze zrobic nic innego, tylko odejsc.
— I nie pokazuj sie przed uplywem kilku godzin!
Ona potakuje, stojac juz w progu, potem zamyka za soba drzwi.
Dubhe mieszka z Mistrzem juz siedem lat. W ciagu tego czasu dzielili ze soba wszystko: zawsze spali razem, jedli razem, mieli wspolne pokoje w gospodach, grotach i innych nieprawdopodobnych domach. Ona go kocha, on jest centrum jej wszechswiata. A jednak przez te wszystkie lata nigdy nie dowiedziala sie, jak on ma na imie. Dla niej zawsze byl tylko Mistrzem.
Teraz niespodziewanie przybywa dziwny mezczyzna, ktorego Mistrz nienawidzi, wydaje jej sie, ze to ktos z Gildii, i nazywa go po imieniu. Nazywa sie Sarnek. Dubhe bawi sie palcem w piasku i obsesyjnie pisze jego imie. Sarnek. Sarnek. Nieznajomy znal jego imie, a ona nie. Czego od nich chce? Kto to jest? Dlaczego Mistrz wypedzil ja, aby z nim porozmawiac, w dodatku tak ostro? Nie, nie Mistrz. Sarnek.
Dubhe podrywa sie gwaltownie. Czuje sie zagniewana, zdradzona i przestraszona. Biegnie ku morzu.
Na piasku zostaje napis.
Kocham Sarnka.
— Dosc kurtuazji i zbednych pogawedek.
Sarnek i mezczyzna pija napar, siedzac naprzeciwko siebie Mezczyzna wydaje sie zrelaksowany, zas Sarnek jest spiety, zdenerwowany, z dlonia blisko rekojesci sztyletu.
— Jestes taki sam jak zawsze, Sarnek. Mowi sie, ze lata i doswiadczenie zmieniaja ludzi, ale wydaje sie, ze ciebie to nie dotyczy. — Powiedz, czego chcesz, i idz sobie.
— Juz ci powiedzialem. Gildia chce ci przebaczyc.
— Nie wierze.
— Ujmijmy to w ten sposob: nie jestesmy msciwi.
— Przez te wszystkie lata polowaliscie na mnie, myslisz, ze sie nie zorientowalem? Musialem cierpiec glod, aby nie wpasc w wasze rece. Tylko drobne zlecenia, nigdy nie wybijac sie ponad przecietnosc…
— Wiedziales, ze tak bedzie, kiedy odchodziles.
— Dobrze wiem, ze pozostaje dla was wstydem, nieszczesna skaza na waszym nieskalanym planie. Myle sie, czy wciaz jestem jedynym, ktory wam uciekl sprzed nosa?
Sarnek usmiecha sie okrutnie, a tamten zdaje sie przyjmowac to z niechecia.
— Przeszlosc to przeszlosc i nie interesuje nas. Ty juz jestes prawdziwym Przegranym i Thenaar bedzie potrafil odplacic ci za to, ze go zdradziles. Miejsce dla takich jak ty znajduje sie w najglebszych ciemnosciach piekla.
— Nie probuj mi grozic tymi twoimi fanatycznymi bzdurami.
Mezczyzna gwaltownie odstawia szklanke na stol i troche naparu laduje na drewnie.