— Jezeli dalej bedziesz sie tak zachowywal, nigdy sobie nie pojde, a przeciez tego nie chcesz, prawda?

— No dalej, mow.

Mezczyzna odzyskuje panowanie nad soba.

— Jak wspomnialem, nie jestesmy juz toba zainteresowani. Dla nas jestes ostatecznie stracony. Tylko nie zrozum mnie zle, jezeli szukalismy cie przez te wszystkie lata, to bynajmniej nie po to, aby przekonac cie do powrotu, ale zeby cie zabic.

— Naprawde mi pochlebiasz. I co niby mialoby sie przez ten czas zmienic?

— Dziewczynka.

Twarz Sarnka nagle calkiem sie zmienia. Usmiech zamiera mu na twarzy i powraca bezwzgledne spojrzenie.

— Trzymaj ja z daleka od tego wszystkiego.

Mezczyzna zachowuje sie tak, jakby tego nie slyszal.

— To Dziecko Smierci, wiesz o tym. Jest nierozerwalnie zwiazana z Thenaarem. Jakby tego bylo malo, wyksztalciles ja zgodnie z naszymi metodami. I ty trzymasz ja tutaj, aby gnila… Pietnascie lat i jeszcze nie zaczela wykonywac zawodu zabojcy.

— Zostaw ja w spokoju — ryczy Sarnek. — Ona nie jest wasza, ona jest moja.

Mezczyzna chichocze.

— Mowilem, ze nigdy sie nie zmieniasz. Kobiety zawsze cie rujnuja…

Sarnek jest szybki i blyskawicznie chwyta go dlonia za gardlo.

— Milcz.

Mezczyzna nie przestaje chichotac, ale podnosi dlon na znak pokoju. Sarnek go puszcza.

— Nie mozesz zaprzeczyc dowodom! Nawet taki niewierzacy jak ty nie moze tego nie widziec: Dubhe nalezy do Thenaara. Nie rozpoznajesz planu przeznaczenia? Sposob, w jaki zetknela sie z zabojstwem, spotkanie z toba…

— To czysty przypadek. Ja nawet wcale nie chcialem jej ze soba zabierac.

Mezczyzna robi zniecierpliwiony ruch.

— Nie chcesz nawet pomyslec. Zgoda, dobrze wiem, ze dawno temu porzuciles wiare i nie ma zadnego sensu, zebym staral sie ciebie nawrocic. Przejde wiec raczej do ugody. Gildia przebaczy ci, jezeli oddasz nam Dubhe.

Sarnek usmiecha sie gorzko.

— Nawet o tym nie mysl.

— Nie masz zadnego wyboru, Sarnek. Nieoddanie jej oznacza, ze ja przyjde tutaj, zabije cie i ja zabiore. Koniec historii.

— Jezeli ci sie uda… A zapewniam cie, ze nie jest to latwe, ani troche. Zawsze bylem lepszym morderca od ciebie.

— Wiesz, ze kiedy Gildia zaplanuje czyjas smierc, nie ma zadnej nadziei. Jezeli nie oddasz nam Dubhe, wezmiemy ja sobie sami, a ciebie spotka taki koniec, ze nawet sobie nie wyobrazasz…

— Nie! Nigdy nie pozwole wam dorwac jej w wasze rece ani nie porzuce jej na te sama udreke, jaka sam przebylem. Sarnek patrzy na niego z nienawiscia, a mezczyzna wydaje sie prawie przestraszony.

— Masz dwa dni na zastanowienie sie. Potem przyjdziemy.

Mezczyzna podnosi sie.

— Dobrze sie zastanow, Sarnek. Sam byles Zwycieskim, wiec wiesz, ile mamy sposobow na usmiercenie czlowieka.

Mezczyzna wychodzi przez drzwi bez pozegnania i zostawia Sarnka samego, siedzacego przy stole i wykrecajacego sobie ze zloscia dlonie.

— Do diabla… do diabla!

Mistrz przybiega do niej na brzeg plazy. Dubhe od razu pojmuje, ze stalo sie cos powaznego.

— Przygotuj bagaze, jutro rano wyruszamy.

— Co sie stalo? — pyta ze strachem.

— Rob, co ci mowie, i tyle. Kiedy bedzie na to czas, dostaniesz swoje przeklete wyjasnienia.

Dubhe poslusznie przygotowuje swoje rzeczy. Wieczorem Mistrz wychodzi.

— Gdybym nie wrocil, uciekaj. Nigdy wiecej nie uzywaj swojego imienia ani mojego, jasne? Zapomnij o wszystkim, czego cie nauczylem, i rozpocznij nowe zycie. Ale przede wszystkim posluguj sie nowym imieniem.

Dubhe jest taka przestraszona!

— Dlaczego tak mowisz, co sie stalo?

— Uspokoj sie, mam do wykonania pewne zadanie.

Ona zarzuca mu ramiona na szyje, sciska go mocno.

— Boje sie, boje! Nie idz!

Placze.

On ja przytula.

— Nie musisz sie martwic, wszystko bedzie dobrze.

— Ty jestes wszystkim, co mam; jestes wszystkim, a teraz mowisz mi: „Gdybym nie wrocil”…

Szlocha, patrzy mu w oczy, starajac sie powstrzymac lzy.

— Nie porzucaj mnie, blagam cie, nie opuszczaj, ja… ja cie…

Przerywa jej, kladac palec na jej wargach.

— Nie mow tego. Nie mow… Wroce o swicie.

To straszliwa noc. Dubhe spedza ja na nogach. Nie potrafi sie uspokoic, placze, potem stara sie wziac w garsc, przykleja sie do okna. Tobolki Mistrza i jej leza gotowe na stole. Ma na sobie plaszcz.

— Mistrzu… Mistrzu… — mruczy do nocy.

Godziny mijaja powoli i niespiesznie, gwiazdy zdaja sie przygwozdzone do swoich pozycji. Swit, kiedy nadchodzi, podnosi sie z rozdzierajaca powolnoscia, barwiac niebo mleczna biela. Wraz ze swiatlem nadchodzi lek. Mistrza nie widac. Co zrobi, gdyby on nie wrocil? Co zrobi, jezeli nie zyje? Nawet w myslach nie smie wypowiedziec tego slowa. Ona tez by umarla. Jaki mialaby powod, zeby zyc?

I wreszcie, kiedy blady roz zaczal juz barwic niebo, Dubhe dostrzega sylwetke, sylwetke, ktorej nie moze pomylic.

Wypada z chatki, wola jego imie — to imie, ktorego do poprzedniego dnia nawet nie znala, rzuca mu sie na szyje, placzac. Oboje padaja na piasek.

Mistrz delikatnie glaszcze ja po glowie.

— Juz wszystko w porzadku, wszystko w porzadku. Kiedy sie podnosza, Dubhe widzi krew.

— Co sie stalo? On potrzasa glowa.

— W wiekszosci to nie moja.

Rana jednak jest, Dubhe od razu ja dostrzega, na ramieniu.

— A to?

— Glupstwo.

To rozciecie. Mistrz jest blady i spocony.

— Opatrze ci ja.

— Powiedzialem ci, ze to glupstwo.

— Moze wdac sie infekcja. Ja znam ziola… wylecze cie.

Mistrz kapituluje przed tymi blyszczacymi oczami.

Dubhe przygotowuje miksture i z troska rozsmarowuje ja na ramieniu. To poszarpane i glebokie rozciecie; prawie widac kosc i wyplynelo wiele krwi. Dziewczyna dotychczas nie leczyla podobnych ran, ale ufa wlasnej wiedzy w dziedzinie botaniki i temu, co wyczytala w ksiazkach. Dezynfekuje ramie, szyje igla i nitka, a potem naklada leczniczy oklad. Nigdy wczesniej tego nie robila, ale wiele o tym czytala. On nie wydaje ani jednego jeku. Patrzy na ziemie raczej zmeczony. Nie mowia do siebie ani slowa, ale Dubhe wie, ze nie ma takiej potrzeby. Wrocil do niej. Jest pewna, ze ten mezczyzna w czerni nie bedzie ich wiecej niepokoil, nie zyje. Dopiero gdy stawia na stole dwie miski mleka, wymieniaja kilka zdan.

— Ten czlowiek z Gildii nie jest juz problemem, ale i tak musimy stad odejsc.

Вы читаете Sekta zabojcow
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату