Droga Dubhe,
dobrze wiem, ze zrozumienie tego, co zrobilem, bedziesz uwazala za niemozliwe. Wiesz, ze znam Cie lepiej niz ktokolwiek inny, i dlatego rozumiem, jak sie czujesz oraz ile zagubienia i bolu przysporzyl Ci ten moj czyn. Napisalem ten list wlasnie po to, aby Ci wytlumaczyc. Nie prosze Cie o przebaczenie i nie zaluje tego, co zrobilem. To bylo konieczne. Prosze Cie raczej, abys zamknela ten rozdzial Twojego zycia, a pamiec o mnie i moje nauki wyrzucila, zapomniala o nich i zaczela zyc tak jak w czasach Selvy.
Dubhe, jestem zmeczony, niezmiernie zmeczony. Dla ludzi jestem mlody i lat mam niewiele, ale czuje, jak ciaza mi w sposob niewypowiedziany. Czuje sie zuzyty i stary jak swiat. Zrobilem wszystko, co moglem, i gdybym zyl dluzej, nie dodalbym nic do historii mojego zycia. Po prostu wloklbym sie dalej i pociagnalbym ze soba rowniez Ciebie. To jest pierwszy powod, dla ktorego postanowilem umrzec. Juz nie moglem. Dubhe, taka cene placimy my, zabojcy. Tacy jak my, ktorzy w zyciu nie poznali niczego innego, ktory patrzyli, jak inni wybieraja za nich i wtlaczaja ich w egzystencje, ktorej nienawidza, umieraja po trochu przy kazdym zabojstwie. Jestes bardzo mloda, ale wiem, ze Ty tez juz odkrylas te prawde. Morderstwo obciaza nas i w koncu ten ciezar staje sie nieznosny.
Nie zrobilem tego wylacznie ze zmeczenia. Zrobilem to z powodu Gildii. Tamtej nocy zabilem mojego dawnego kolege z Domu.
Znalismy sie od dziecka i moze ja nienawidzilem jego, a on mnie, ale dorastalismy razem. Zabilem go, bo chcial zabrac Cie ze soba, a Ty nie zaslugujesz na taki sam los, jak ja. Ale nikogo z Gildii nie mozna zabic bezkarnie. Mialbym ich juz zawsze na karku, nie daliby mi spokoju, szukaliby nas wszedzie. Ja nie dam rady zniesc tej walki. Nie moge zaczac walczyc z Gildia o moja dusze. Ale jezeli ja odejde, jezeli umre, Ty bedziesz wolna i bedziesz mogla uciec bez mojego balastu. Oczywiscie, beda Cie szukac, ale bedzie to trudniejsze. Bo oni znaja bardzo dobrze mnie, ale nie Ciebie. Jezeli ja odejde, Ty bedziesz wolna.
Dubhe, bylas najlepsza strona tych ostatnich lat. Kiedy Cie znalazlem, bylem zrozpaczony. Nie minal nawet rok od momentu, kiedy opuscilem Gildie. Bardzo trudno bylo mi stamtad odejsc. Bylem z nimi przeciez tak dlugo i znalem tylko morderstwo i kult Thenaara. Urodzila mnie jedna z kaplanek Gildii i nigdy nie poznalem moich rodzicow. Bylem hodowany przez Zabojcow w jednym tylko celu: abym stal sie bronia. Przez dlugie lata, od dziecinstwa po dojrzalosc, robilem wszystko, co tylko mi powiedzieli, uwazajac ich nauczanie za prawdziwe i swiete.
Zabijanie sprawialo mi przyjemnosc, dzieki niemu czulem sie silny i nie brakowalo mi zycia normalnego czlowieka. Dla mnie Gildia byla wszystkim, czego potrzebowalem.
Czar prysl za sprawa kobiety. W Gildii nie ma milosci, ale rod Zabojcow musi trwac.
Ona tez byla kaplanka. Kaplanka istnieje tylko z jednego powodu: ma ofiarowywac Thenaarowi dzieci. Kiedy osiaga wiek nie plodny, zostaje zabita. Do tego czasu co dwa lata musi wydac na swiat dziecko. Jesli jej sie nie uda, musi zginac.
Byla to dziewczyna o raczej pospolitej urodzie, nic nadzwyczajnego. Gildia pelna byla kobiet o wiele piekniejszych, okrutniejszych i dzielniejszych. Zanim ja poznalem, miala dwoje dzieci, ktore zostaly jej odebrane zaraz po urodzeniu. Nie czula zalu — wiedziala, ze taki jest jej los. Drugi porod byl bardzo trudny i kaplan powiedzial jej, ze jezeli bedzie miec jeszcze dzieci, bedzie to cud. Ona nikomu tego nie zdradzila.
Nie wiem, dlaczego sie w niej zakochalem. Byla czysta, moze to dlatego. Byla niewinna: tej cechy nigdy nie mialem i nawet nie znalem. Zabijala jako dziewczynka, zanim zostala kaplanka, ale mimo to utrzymala cos w rodzaju czystosci, ktora mnie fascynowala Kochalismy sie po raz pierwszy, a ja rozplywalem sie, kiedy tylko widzialem ja w Domu: jej roztargniony chod i zamyslona twarz. Ona tez mnie kochala, w sposob slodki i delikatny, ktory czynil ja w moich oczach jeszcze bardziej fascynujaca.
Nie zaszla w ciaze przez miesiac, potem przez nastepny i jeszcze kolejny. Przez cztery miesiace nie zaszla w ciaze, chociaz widywalismy sie prawie kazdej nocy. Na poczatku nie interesowalo nas to, a nawet sie cieszylismy. Im bardziej opozniala sie jej ciaza, tym wiecej czasu moglismy spedzic razem. Potem jednak Najwyzszy Straznik wezwal mnie na rozmowe i powiedzial mi, ze kaplanka, ktora nie daje dzieci, jest niepotrzebna, i ze jesli nie zajdzie w ciaze w ciagu nastepnych dwoch miesiecy, bede musial ja zabic.
Ogarnelo nas przerazenie. Kochalismy sie z desperacja, za kazdym razem bojac sie, ze to ostatni raz, ale ona nie zaszla w ciaze przez dwa kolejne miesiace. Zdradzila mi, co rok wczesniej powiedzial jej kaplan, i we lzach powtarzala, ze jest zgubiona, ze wszystko jest skonczone. Wiedzialem, co mnie czekalo. To ja musialbym ja zabic — tak glosily reguly tego miejsca.
Postanowilismy uciec. Tak naprawde to ja zdecydowalem za nas oboje. Ona byla zwiazana z tym miejscem przez glupia forme wdziecznosci. Byla Dzieckiem Smierci: jej matka umarla przy porodzie i Gildia przejela ja jeszcze w pieluszkach, kiedy nie miala juz na swiecie nikogo.
Przekonalem ja, opracowalem wszystko w najmniejszych szczegolach. Dziwne, jak milosc zmienila moje perspektywy, zupelnie jakby przegonila wszystkie przekonania, ktore mialem na temat Gildii i zabijania. Nie chcialem juz byc Zwycieskim, nie chcialem juz ofiarowywac Thenaarowi darow. Chcialem tylko spokojnie z nia zyc.
Ucieklismy noca. Nielatwo jest porzucic Gildie, w zadnym wypadku, ale my i tak sprobowalismy. Ona nie czula sie dobrze, w sumie nie wiem, co jej bylo. Kiedy uciekalismy, upadla, a oni natychmiast ja dopadli. Nie wiem, co mi sie wtedy stalo. Za kazdym razem, kiedy o tym mysle, czuje sie zle, coraz gorzej. Moje stopy okazaly sie silniejsze niz moje serce. Ucieklem. Nie zatrzymalem sie, aby ja uratowac. Moje przeklete nogi zaprowadzily mnie daleko od niej, i tam zaczalem prowadzic nowe zalosne zycie.
Probowalem ja pozniej odzyskac, probowalem ja ocalic. Znalazlem jej cialo wsrod trupow w zbiorowej mogile, gdzie Gildia wyrzucala swoje ofiary. Pozwolilem jej umrzec, rozumiesz? Jedynej kobiecie, ktora kiedykolwiek kochalem. Pozwolilem jej umrzec — ze strachu, z pragnienia glupiej wolnosci, z ktorej nigdy nie skorzystalem.
Kiedy Cie spotkalem, minal rok od tamtego czasu. Nie chcialem nikogo przy sobie, dobrze o tym wiesz. Juz zaczalem umierac. Twoja obecnosc dala mi sile, dzieki ktorej przezylem do dzisiaj. Przez dlugi czas bylas moim celem, moja nadzieja. Znowu jednala popelnilem blad. Moje cale zycie jest pomylka, a za to