zawsze placily osoby, ktore kochalem. Nigdy nie powinienem byl zabierac Cie ze soba. Powinienem byl zrozumiec to ze sposobu, w jaki spojrzalas na mnie, kiedy uratowalem Cie po raz pierwszy i we wszystkich innych momentach, kiedy patrzylas na mnie z uwielbieniem. Ale ja potrzebowalem Cie, nieznosnie. Potrzebowalem Twojego zycia, aby rozbudzic moje, potrzebowalem Twojego uwielbienia, aby poczuc, ze jeszcze cos dla kogos znacze.

Wyszkolenie Cie, wypaczenie Twojej niewinnosci bylo niewybaczalnym grzechem, czyms, czego nie powinienem byl nigdy zrobic. Zmusilem Cie do zabijania, przekazalem Ci moje przeznaczenie smierci, zaszylem je w Tobie tylko po to, aby nie czuc sie sam w moim bolu, tylko aby pozwolic powrocic mojemu duchowi.

Zawsze, za kazdym razem, kiedy na Ciebie patrzylem, przypominalas mi ja. Kiedy bylas mala, bylas corka, ktorej mi i jej nie dane bylo doczekac, dzieckiem, ktore moze pozwoliloby nam byc razem. Pozniej w Twoich oczach widzialem jej oczy i w mojej glowie przypominalas ja coraz bardziej. A kiedy zobaczylem, ze mnie kochasz, kiedy wrecz mi to mowilas, ja w glebi duszy wracalem do niej i przebiegaly mi przez glowe straszne mysli. Sadze, ze Cie kocham. Kocham ja przez Ciebie. To jest kolejny powod, dla ktorego musze odejsc.

Ja jestem Twoim lancuchem, Dubhe, jestem Twoja ruina. Ale Ty musisz byc wolna, tak jak wtedy, zanim mnie spotkalas, A jednak Ty mowisz, ze jestem dla Ciebie wszystkim, ze beze mnie jestes zgubiona. Zapomnij o milosci, jaka do mnie czujesz: beda inni mezczyzni, ktorych bedziesz kochala bardziej i ktorzy beda umieli kochac Cie dla Ciebie, a nie dla tego, co w Tobie widza.

Teraz ja umieram, a rachunki sie wyrownuja. Oddaje Ci Twoja wolnosc, znowu czynie Cie normalna osoba. To dlatego chcialem, zebys to Ty zrobila, to dlatego wlozylem do okladu lisc aksamitu. Chcialem umrzec z Twojej reki, zebys to byla Ty, osoba tak mi droga. Na zawsze zapamietaj te potwornosc. Nie chce, zebys byla zawodowa morderczynia. Teraz pewnie pomyslisz, ze nie masz wyboru, ze to jedyna rzecz, ktora umiesz robic, ale to nieprawda, nie! Musisz mi przysiac, Dubhe, musisz mi przysiac, ze juz nigdy tego nie zrobisz. To nie jest praca dla Ciebie. Przeznaczenie nie istnieje, Dubhe, wcale. Wszystkie glupoty o Dzieciach Smierci, o Thenaarze, ktory wybiera swoje ofiary i swoich swietych, to wszystko idiotyzmy. Kazdy wybiera wlasna droge, kazdy moze zmienic wlasna historie. Ty przynajmniej mozesz to zrobic.

Dubhe, prosze Cie o to i jest to moje ostatnie zyczenie. Jezeli zostaniesz zawodowym morderca, skonczysz jak ja, pochlonieta przez zmeczenie, niezywa wewnatrz, i ktoregos dnia i Ty poszukasz ziola, ktore moze dac Ci szybka i bezbolesna smierc.

Zrob tak, aby Gildia znalazla moje cialo. Musza wiedziec, ze nie zyje. Ty natomiast uciekaj, zmien zycie i uzywaj innego imienia. Przez pierwszy okres lepiej, zebys czesto zmieniala miejsce pobytu, aby zatrzec za soba siady, ale po pewnym czasie bedziesz mogla osiedlic sie w jakims miejscu i zaczac od poczatku. Ufam Ci. Odchodze pogodnie, bo wiem, ze dasz sobie rade. Jezeli tylko bedziesz chciala, jezeli tylko spalisz za soba mosty, dasz rade.

Zapomnij o mnie, Dubhe, zapomnij o mnie i przebacz mi, jesli mozesz.

Sarnek

Dubhe jest w grocie. Otwarty list lezy na jej nogach. Najpierw przeczytala go w calosci jednym tchem, glaszczac te kartki, na ktorych Mistrz kladl swoje rece, podazajac za jego kaligrafia — tym wszystkim, co po nim zostalo. Potem wrocila do niektorych czesci, czytala jeszcze i jeszcze.

Nie ma juz w sobie lez. Wszystkie wylala nad cialem Mistrza, wielokrotnie krzyczac swoje „dlaczego” jemu i niebu. Z gory nie pojawila sie zadna odpowiedz, zaden spokoj, tylko nieskonczona samotnosc.

Nie rozumie. Juz zna te slowa na pamiec, a jednak nie rozumie. Ten rozpaczliwy gest, ktory odebral jej jedyne, co jej pozostawalo, wydaje jej sie calkowicie niezrozumialy. Niewyraznie czuje rozpacz i poczucie winy. Tylko jedno jest dla niej calkowicie jasne. Nie wystarczylo byc doskonala uczennica ani tak go kochac, prawie wielbic. Nie udalo jej sie byc powodem, dla ktorego warto bylo zyc. Mistrz wolal raczej umrzec niz zostac z nia, nie dala rady utrzymac go przy sobie.

Wraca mysla do swojego zycia, mysli o ojcu, ktory umarl, o matce, ktora wolala o niej zapomniec, o Gornarze, ktory teraz jest juz pewnie tylko kupka kosci pod ziemia, o Mistrzu. Wzdluz sciezki jej zycia biegnie niekonczacy sie slad krwi. Tylko nieszczescia i bol tych, ktorzy ja kochali, formowali, pomagali jej. Rin tez umarl, a z nim wszyscy inni z obozowiska.

Mistrz powiedzial, ze przeznaczenie nie istnieje. Ale przeciez czym to wszystko jest, jesli nie przeznaczeniem? Czym jest to nieskonczone cierpienie, ta niemoznosc zrzucenia z siebie smierci?

Zrob tak, jak mowi.

Ogluszona bolem, sama tez troche umarla, robi to, co nakazal jej Mistrz. Zanosi jego cialo niedaleko od Makratu, w srodku nocy, przykryta plaszczem i z twarza calkiem schowana pod kapturem. Zostawia je blisko murow. Ktos bedzie przechodzil ulituje sie, wezmie je i pochowa. Wiesc sie rozniesie, wszyscy dowiedza sie, ze on nie zyje. Gildia tez sie dowie. A ona zniknie.

Nie wie, co zrobi ze swoim zyciem. Wraca do groty i zostaje tam dlugo, nie majac na nic ochoty.

Wszystko jest dokladnie tak, jak tego wieczoru, kiedy on umarl. Oklad, ktorym ona sama go zabila, jeszcze widnieje na bandazach. Zostala z niego tylko czarniawa, sucha papka, ktora wiatr powoli rozwiewa po podlodze groty. Sa jego rzeczy. Strzaly, noze, luk, sztylet. Caly jego swiat zostal tutaj. Wszystko jest tak straszliwie zywe, ze Dubhe nie moze uwierzyc, iz Mistrz odszedl na zawsze i ze juz nigdy nie bedzie mogla go zobaczyc.

Dlugo tak lezy, a czas zastyga, terazniejszosc i przyszlosc sie mieszaja. Wszystko jest takie samo, jak w noc po zabiciu Gornara.

Czasami chcialaby moc przynajmniej nienawidzic Mistrza. Czuje, ze mialaby ku temu powody. W koncu pozostawil ja, a co wiecej, jakby tego mu bylo malo, w jakims stopniu jeszcze zmusil ja do zabicia go. Ale nie moze. Milosc, ktora do niego czula, pozostala nienaruszona w jej wnetrzu, w jej sercu, w jej glowie. Oczywiscie, jest tez nienawisc, ale Dubhe nienawidzi raczej samej siebie. Z pewnoscia mogla cos zrobic, ale tego nie zrobila.

A jednak, mimo skrajnego zmeczenia, zarowno fizycznego, jak i duchowego, pod gruba koldra bolu caly czas pulsuje zycie. Dubhe moze nawet chcialaby walczyc z tym instynktem, chcialaby polozyc sie tam w grocie, gdzie Mistrz wydal ostatnie tchnienie, i sama tez pozwolic sobie odejsc. Ale nie moze. To uparte pulsowanie jest silniejsze niz cokolwiek innego, jest niepowstrzymane.

I tak ktoregos dnia wyciaga reke do przybrudzonego ziemia zawiniatka, odlozonego w rogu i nigdy nieruszonego. Drzacymi dlonmi, walczac z zawrotami glowy, otwiera je, bierze ser i placzac, zjada go wielkimi kesami.

Zycie bylo silniejsze. Trudno to zaakceptowac. Bedzie wiecej bolu, Dubhe wie o tym, byc moze jest tak, jak powiedzial Mistrz, bedzie to stopniowe umieranie, ale ona nie jest stworzona do drog na skroty i latwych pocieszen. Ona pojdzie naprzod, do konca.

Dubhe zostaje w grocie jeszcze przez kilka dni. Mistrz nakazal jej wedrowac, ale ona nie wie, co ma robic. Zyje, bedzie zyc, ale jak?

Mistrz powiedzial jej, aby porzucila te droge, powiedzial jej: „Na zawsze zapamietaj te potwornosc” i te slowa niespodziewanie staja sie w jej glowie rozkazem. Bedzie o tym pamietac. Zreszta nie ma sposobu, aby o tym zapomniec. I ucieknie, bedzie sie tulac. Nie dotknie juz swojego sztyletu. Wyrzuca go, bierze ten nalezacy do Mistrza i na jego krew przysiega, ze nigdy go nie uzyje.

Ale co moze teraz robic? Nie wie. Idzie. Na razie tylko tyle. Opuszcza dom, ktory z nim dzielila, przemierza wioski, idzie na poludnie. Nie chce juz wracac do Krainy Slonca, ktora zawsze przynosila jej tyle bolu.

Jej wysokie buty pokrywaja sie kurzem, jej chlebak stopniowo staje sie coraz bardziej pusty. Pieniadze koncza sie, a glod rosnie. W mijanych wioskach patrzy na owoce na straganach, patrzy na okna oberz. Jest glodna. Nie wie, co ma robic.

Potem pewnego dnia brzuch burczy glosniej niz zwykle, a dzika wola zycia daje sie odczuc bardziej niz kiedykolwiek. I tak noca wslizguje sie do spizarni jakiejs gospody. Wspina sie po murze, wchodzi przez okno. Nie robi zadnego halasu. Jej cialo pamieta o treningu i wprowadza w zycie kazda najmniejsza wskazowke Mistrza. Idzie do spizarni, rzuca sie na jedzenie z lapczywoscia i bierze ze soba zapasy. Kiedy wychodzi, prawie swita.

W jakis sposob jej droga jest juz naznaczona. Wioska po wiosce, a potem w miastach. Dubhe pojmuje. Nie ma nic innego, co potrafilaby robic. Wchodzic po kryjomu do domow, gospod, palacow i krasc. Nie jest to cos, co

Вы читаете Sekta zabojcow
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату