Lonerin wzdrygnal sie niedostrzegalnie. Spojrzenie Dubhe bylo teraz twardsze.
— Nie chce niczyjej litosci. Potrzebuje raczej twojej wiedzy, przekletego napoju magicznego, ktory tylko ty potrafisz zrobic, i jednego ze znanych ci wielkich czarodziejow, ktory na zawsze uwolni mnie od pieczeci!
Zamilkla i sprobowala sie uspokoic.
Lonerin zaczerpnal powietrza.
— Jestes uzalezniona od eliksiru, zawsze bedziesz musiala go brac, i to w coraz krotszych odstepach. Taka jest prawda! Jezeli go nie wezmiesz, pieczec gwaltownie eksploduje. A ty umrzesz.
Nawet nie zadrzala.
— A ile czasu mamy?
— Najwyzej tydzien.
Dubhe wymknal sie gorzki usmiech.
— Powiedzialem ci, jak zrobimy. Uspiwszy cie, bede mogl opoznic te efekty, ale bedziesz jak niezywa. W ten sposob czas wydluzy sie o co najmniej dwa dni.
Dziewczyna popatrzyla na niego ostro.
— A jezeli ktos nas zaatakuje? A jezeli Gildia przybedzie, kiedy ja bede sobie spala?
— Sam sobie z nimi porozmawiam. Dubhe wybuchnela gorzkim smiechem.
— Nic o nich nie wiesz…
Lonerin nagle sie rozzloscil. Czul dziwna wiez z ta drobna dziewczyna o twarzy nazbyt szybko dojrzalego dziecka. Chociaz jej nie znal, czul, ze cos ich laczy.
— Nie doceniasz mnie. A poza tym mam wobec ciebie dlug, ktory zamierzam splacic za wszelka cene.
Zapadla lodowata noc. Wielka Kraine cechowal dziwny, bardzo szczegolny klimat. Dawne kroniki mowily, ze zanim wpadla w rece Astera byla miejscem niezwyklej urody, gdzie panowala wieczna i lagodna wiosna. Teraz rozciagala sie tu tylko niezmierzona, zalosna pustynia, zimna o kazdej porze roku.
Zatrzymali sie. Dubhe wyciagnela to, co zabrala ze stajni, z ktorej ukradli konie, i oszczednie rozdzielila zapasy.
— W ten sposob powinny wystarczyc nam na cala podroz.
Jej glos byl lekko zachrypniety. Lonerin widzial, jak kazdy miesien jej ciala zaczyna sie spazmatycznie napinac.
Jedli w milczeniu. Chlopak czul sie przytloczony losem swojej towarzyszki podrozy. Zawsze byl osoba zdolna do odczuwania na wlasnej skorze bolu innych; to wlasnie miedzy innymi z powodu tej swojej wyostrzonej wrazliwosci zaczal ksztalcic sie na czarodzieja. Chcial byc przydatny, potrzebowal dzialac. Bezradnosc zzerala go do glebi, a teraz byl calkowicie bezsilny.
Polozyli sie na ziemi, a Lonerin oddal Dubhe swoj plaszcz.
— Nie badz takim rycerzem, z kobiety mam tylko wyglad.
— Dubhe byla rozdrazniona.
— Zle sie czujesz i bedzie lepiej, jezeli przynajmniej nie bedziesz cierpiala z zimna.
— Juz ci mowilam, ze nie potrzebuje twojej litosci.
— To nie litosc, to wdziecznosc.
Dubhe zarumienila sie lekko i wyciagnela reke.
— To wszystko robie tylko dla siebie…
— Nikt cie nie zmuszal, zebys zabierala mnie ze soba. Dziekuje. Znajde sposob, aby ci sie odwdzieczyc.
Noc byla spokojna i cicha, a niebo nad ich glowami niepokojaco piekne. Tylko na pustyni mozna zobaczyc tyle gwiazd.
Lonerin zaczal myslec o Asterze, ktory ze swojej wiezy ogladal ten krajobraz kazdego wieczoru. Znajdowali sie w centrum tego, co niegdys bylo jego imperium; po ziemi walaly sie jeszcze drzazgi jego palacu, a wiatr rozwial je po calej Wielkiej Krainie. A teraz on mialby powrocic, niweczac to wszystko, co Sennar i Nihal uczynili, aby go pokonac. Te czterdziesci lat, jakie minely od jego smierci, zostana zatarte, jak gdyby nigdy nie istnialy. Lonerin zastanawial sie, dlaczego musieli zyc w takich mrocznych czasach. Dlaczego Swiatu Wynurzonemu zawsze grozil bol? Pomyslal o smierci swojej matki, o nienawisci, z jaka codziennie walczyl, pomyslal takze o Bestii, jaka nosila w sobie Dubhe, tak podobnej do jego osobistego demona, a przeciez o wiele bardziej straszliwej. A z chaosu tych mglistych idei nie wiadomo jak wylonil sie obraz Theany. Na wargach czul jeszcze smak jej pocalunku. Byla to jedyna nadzieja na szczescie i spokoj, jaka kiedykolwiek mial w swoim zyciu. Przesunal dlonmi po schowanej pod tunika sakiewce, zawierajacej wlosy dziewczyny W jego sercu zaplonelo nikle swiatelko wewnetrznego spokoju.
Dni mijaly powoli i zlowrogo, podobnie jak ich podroz. Swit podnosil sie na nierownym bezmiarze kamieni, zachod zapadal nad tym samym pejzazem, a ich droga rozwijala sie wsrod opustoszalej ziemi i kazdy dzien wydawal sie taki sam, jak poprzedni. Konie byly wycienczone i bliskie padniecia, oni tez byli zmeczeni. Jedyna oznaka mijajacego czasu byla powoli zachodzaca w Dubhe przemiana. Lonerin widzial, jak wyraz jej twarzy zmienia sie godzina po godzinie, jej skora pokrywa sie lekkim potem, a brwi marszcza sie z wysilku nad utrzymaniem panowania nad soba.
Tymczasem jednak rozmyslal takze o tym, co czeka na niego w Radzie i co powie o tym, co odkryla Dubhe. Dohor zawsze byl grozacym niebezpieczenstwem, wszyscy o tym wiedzieli. Byl jednak czlowiekiem, z ktorym w jakis sposob mozna bylo sobie poradzic. Ale nie Aster. Aster byl koszmarem zrodzonym przez przeszlosc. Aster byl niepowstrzymany. Co mogli zrobic przeciw niemu? A jezeli Yeshol juz go przywolal? Jezeli ich podroz pozbawiona jest nadziei juz od samego poczatku?
— Martwisz sie?
Dubhe niewiele mowila. Wydawalo sie, ze kosztuje ja to wiele wysilku, i Lonerin szanowal jej bol, starajac sie zwracac do niej jak najrzadziej. Co jakis czas jednak zamieniali pare slow. Ta milczaca i samotna podroz w jakis sposob sprawiala, ze zblizali sie do siebie.
— Tak.
— Ja tez — powiedziala Dubhe z niklym usmiechem.
— Przepraszam, rozumiem, ze masz calkiem inne problemy…
— Aster mnie tez przeraza — przerwala mu. — Tyran wywoluje strach nawet u kogos takiego jak ja.
To bylo cos, nad czym Lonerin w ciagu ostatnich dni sie nie zastanawial. Dubhe byla zabojczynia, morderczynia. Trudno bylo w to uwierzyc, widzac przed soba jej dziecinna twarz i cialo mlodej, rozkwitajacej kobiety.
— Od dawna sie tym zajmujesz?
— Zaczelam szkolenie, majac osiem lat. Ale tak naprawde przed wstapieniem do Gildii nigdy nie stosowalam w pelni tego, czego mnie nauczono. Bylam raczej zlodziejka.
W wieku osmiu lat on zaczal swoja przygode z magia. Zaraz po smierci matki. Nie znalazl innej drogi, aby moc przezyc. Na poczatku byla to zwyczajna i czysta nienawisc, i obietnica straszliwej zemsty w przyszlosci. Potem pojawil sie Folwar.
— Dlaczego otrzymalas wyksztalcenie Zabojcow?
Bal sie, czy nie jest zbyt natarczywy.
— Zabilam w dziecinstwie. W wypadku zabilam mojego towarzysza zabaw. Takich jak ja Gildia nazywa Dziecmi Smierci.
W innej sytuacji Lonerina prawdopodobnie zmroziloby tego typu wyznanie. Nie teraz. Teraz nawet cos takiego nie budzilo w nim zdumienia. Nieslychana wydawala mu sie latwosc, z ktora Dubhe, mimo widocznego bolu, jaki wywolywala w niej klatwa z grubsza opowiedziala mu historie swojej inicjacji. Na koncu zwrocila sie do niego ze sciagnietym, pelnym cierpienia usmiechem:
— To naprawde dziwne, ze ci o tym mowie. Nie sa to sprawy, o ktorych opowiadam z przyjemnoscia.
Usmiechnal sie do niej.
— W koncu dzielimy ze soba zycie i smierc, nie?
Odwzajemnila jego usmiech, ale znikl z jej twarzy nagle, razem z gwaltownym ukluciem bolu, ktore zgielo ja wpol.
Lonerin natychmiast zatrzymal konia.
— Wszystko dobrze?
Dubhe oddychala ciezej niz zwykle, a jej twarz byla zdeformowana w dziwny sposob.